- Trzęsą mi się ręce –
powiedziała Najważniejsza do Pana Nieistotnego, spoglądając na
swoje dłonie - Nie zrobiłam nic nikomu, a boję się tam jechać.
Ty nie masz czegoś takiego?
- Ja nauczyłem się żyć tym co moi
oferuje życie – odpowiedział filozoficznie Nieistotny, redukując
bieg podczas jazdy pod najwyższe wzniesienie na dobrze znanej
trasie.
On jednak też nerwowo przełykał
ślinę i zastanawiał się co zobaczy na miejscu i jaki wywrze te na
niego wpływ.
Chwila konfrontacji zbliżała się
błyskawicznie. Droga nad Dunajcem do skrzyżowania, potem skręt do
mostu i w górę wąską, asfaltową droga. A potem już jest,
osiedle w którym razem z Najważniejszą uczyli się żyć w małej
góralskiej społeczności przez ostatnie dwadzieścia lat.
Remontowali kupioną tu dwie dekady temu ponad stuletnią chałupę,
wydając na ten cel prawie wszystkie swoje oszczędności. Tu
planowali zestarzeć się wspólnie. On miał już gotowe
scenariusze, bardzo dokładne zresztą. Widział siebie w skórzanej
kamizelce i równie skórzanych, wysokich butach, spacerującego
łąkami i miedzami w towarzystwie psa. Może jakiś ul, aby czymś
zająć czas na emeryturze. Tak twórczo zająć.
Odwiedzające ich dzieci, oprócz
przetworów przygotowanych przez Najważniejsza mogłyby zabrać
słoik spadziowego miodu. Czuł w ustach słodycz tego górskiego
ciemnego miodu, kiedy tak wyobrażał to sobie wszystko.
- Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? -
Pytał Woody Allen i zaraz dodawał – to opowiedz mu o swoich
planach na przyszłość.
Kolejna operacja małżonki,
komplikacje i w efekcie wózek inwalidzki, który tak nie komponował
się do tych wysokich skórzanych butów, pasieki a przede wszystkim
do domu postawionego na zboczu góry. Przecież tu nie było nawet
kawałka bezpiecznej płaskiej powierzchni.
Nieistotny kochał ten dom bardzo, ale
jeszcze bardziej Najważniejszą, podjął więc tę jedynie słuszną
decyzję. Poświęcił skórzana kamizelkę i zaplanowaną starość,
sprzedając dom.
Nabyli go inni pasjonaci, którzy
jeszcze przed kupnem opowiadali mu z wypiekami na twarzy o swoich
planach na własną starość. Historia różniła się być może
tylko rodzajem butów i rasą psa. Zadziwiające jak podobne do
siebie były to marzenia. Z tego powodu żal związany ze sprzedażą
był jakby mniejszy.
Potem pozbyli się mieszkania w mieście
i kupili dom na wsi. Na płaskiej wsi, zaraz obok dużego miasta,
gdzie wszystko łatwiejsze dla Najważniejszej. Ostatni rok to prace
adaptacyjne, jakieś przeróbki, zmiany przeznaczenia i takie tam.
Nie było czasu na snucie planów na starość, ale teraz kiedy czasu
jakby więcej i one się pojawiają. Nieistotny odgania ja jednak od
siebie, by nie popaść w poprzednią skrajność.
Skąd niechęć do gór? Nie wybierali
się na tamtą wieś, by nie oglądać domu który poświęcili. Nie
planowali też odwiedzić nowych właścicieli, pomimo zaproszenia.
- Pewnie by mi serce pękło – mówił
Nieistotny w takich sytuacjach.
Chociaż co do domu nie zmienili
zdania, postanowili nie unikać ludzi z którym losy związały ich
przed tymi dwudziestoma laty.
Właśnie jedna z nich Marysia
obchodziła jubileusz pięćdziesiątych urodzin.
Zapakowali więc odpowiedni prezent i w
sobotę po południu wyruszyli w trasę.
Wcześniej Nieistotny zbudował
konstrukcję pod winogron i odrobinę uporządkował teren wokół
domu.
Konstrukcją tą wzbudził lekką
zazdrość sąsiadów. Ma nadzieję, że to tak zwana twórcza
zazdrość. Chyba tak, bo Basia wspominała, że będzie rozmawiała
z Nieistotnym nad sąsiedzką pomocą w podobnej sprawie.
Może, czemu nie.
Minęli most, zredukował bieg i ostro
ruszył pod górę, potem powoli przejechał między domami. W oddali
na skarpie majaczył jego stary dom, Minął go spoglądając kątem
oka. Udał niezainteresowanie, ale kiedy dotarł do sąsiadów zaraz
poprosił o możliwość wejścia do górnego pokoju, by z oddali
spojrzeć choć raz na ten dom.
Nowy płot, drzwi wejściowej jakieś
okno.
- Znaczy i oni czynią sobie dom
przyjaznym - stwierdził i zszedł na dół.
Zaskoczonym znajomym wrócił już głos
i zaczęli krzątać się wokół stołu. Wylądowały tu wszystkie
dobrze zapamiętane specjały. Po pierwsze ser klagany, bryndza i
swojski chleb. Po drugie te kolorowe wiejskie ciasta o które tak
trudno poza wiejskimi weselami. |Na koniec zaś coś ze śliwek,
czego jednak Nieistotny nie mógł doświadczyć z powodu pełnienia
funkcji kierowcy.
Na wyścigi wymieniali się newsami,
zakrzykując się czasem. Bo przez ostatni rok nieobecności trochę
w ich życiach się pozmieniało. Nikt nie miał jednak do nikogo
pretensji o to gadulstwo, ustępowali też sobie w końcu z
uśmiechem.
Nieistotni spędzili tam trochę ponad
trzy godziny i ruszyli w drogę powrotną do domu. Czekało ich ponad
sto kilometrów.
Jeszcze na koniec przyjęli deklarację
znajomych o wizycie u nich w okolicy Świąt Bożego Narodzenia. To
już całkiem niedaleko.
- Byli zaskoczeni – stwierdził
Nieistotny gdy wyjechali już na główną drogę.
- Bardzo zaskoczeni – potwierdziła
Najważniejsza.
- Lubię to. Lubię zaskoczyć w takich
sytuacjach, bo tak wyobrażam sobie przyjaźń.
Za chwile jednak Jan Maria musiał
skończyć ze słodzeniem sobie bowiem musiał skoncentrować się na
prowadzeniu samochodu, na wąskiej drodze wiodącej przez las. Co raz
zza zakrętu wyłaniały się bowiem samochody z włączonymi
światłami drogowymi, skutecznie go oślepiając. Stracił wprawę
do tych tras od czasu sprzedaży domu.
Nieistotny szybko wyliczył, że w
czasie jedenastu lat pracy poza domem trasę tę pokonywał
regularnie dwa razy w tygodniu. Uzbierała się z tego okrągła
cyfra półtora tysiąca kursów z punku A do miasta B i odwrotnie.
Wynik zaszokował nawet Najważniejszą,
ale nie za bardzo bo zaraz wjechali w boczną uliczkę wiodąca do
domu. Włączyli światła, zaczęli rozpakowywać samochód, a pod
nogami plątała się już kotka sąsiadów, która wcześniej jak na
wyścigi biegła przed samochodem.
- Czy to już bardziej nasz kot, czy
jeszcze sąsiadów?
Kot nie odpowiedział. W końcu do
Wigilii jeszcze trochę czasu.
Kiedy uporządkował już wszystko,
nalał sobie kieliszek wina. Zaproponował go tez żonie.
W sumie to był udany wieczór.
Odwiedzili znajomych, unikając szczęśliwie ich nowych sąsiadów.
Nie musieli więc wymyślać grzecznościowych powodów do odmowy
wizyty. Gdzieś tam we wsi było wesele i część osiedla bawiła
się na nim właśnie.
Jutro pójdzie wieść, że Krakus był
ale krótko. Tam mówią, że jak po ogień do fajki.
Nie ważne, że krótko, najważniejsze,
że lody zostały złamane.