poniedziałek, 30 grudnia 2013

Dzień jak codzień

Pan Nieistotny nacisnął przełącznik światła a duża lampa LED potrzebowała sekundy by rozbłysnąć pełnym blaskiem. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Połyskujące chromami w których odbijało się światło, pomieszczenie sprawiało wrażenie chłodnego i surowego.
Z takim też nastawieniem wszedł też do środka.
- Weźmy to na chłodno – powiedział, wygrzebując gdzieś z kąta wagę łazienkową. Postawił ją w miejscu które dobrze oświetlało elektroniczny czytnik. Potem z lekkim ociąganiem wszedł na szklaną płytę.
- No proszę.
W miejscu gdzie do niedawna pokazywała się ósemka widniało smętne zero, za to o jeden powiększyła się cyfra pierwsza. Pierwsza to znaczy ta która pokazuje dziesiątki kilogramów.
- Święta za nami – powiedział klepiąc się po większym jakby od pewnego czasu brzuchu – a Nowy Rok przed nami. Na razie nie da się nic z tym zrobić.
Zrezygnowany a dodatkowo w poczuciu lekkich wyrzutów sumienia musiał patrzeć sobie w oczy, bowiem zgodnie z codziennym rytuałem nakładał na twarz krem do golenia.
- Ziółkowscy, Czarnieccy i Pietrusińscy już byli . Przed nami Przecudni, Pawłowicze i Konopielski. Ten ostatni to solista, singiel lub jak kto woli stary kawaler. Lubi zjeść i wypić do tego. Trzeba się będzie poświęcić w imię gościnności, ale jak to mówił jego były znajomy – jak trza to trza.
W gruncie rzeczy to miłe gdy ktoś chce się pojawić z wizytą. Jan Maria nie przyjmuje argumentu pewnej pani, że organizacja przyjęć w domu to frajerstwo.
Może i frajerstwo, ale nie po to człowiek rodzi się by brać – zanucił znaną piosenkę Soyki.
No i Gardełowie, pewniaki jeśli idzie o obecność na imprezie, przesunięci z kolejce z powodu niespodziewanej wizyty pewnej ważnej persony I to tyle. Przyjdzie wytrzymać, a po Trzech Królach dieta.
Mocne postanowienie, zrobione wcześniej aby nie było noworocznym. Tych noworocznych z reguły się nie dotrzymuje.
Zawsze lepiej walczyć z pięcioma kilogramami niż z piętnastoma. A to już wie z własnego doświadczenia.
Ogolił się i wszedł pod prysznic. Przywitała go zimna woda i z nią pojawiło się trzeźwe spojrzenie na sytuację. Zaklął donośnie aby dodać sobie otuchy. To dziwne ale po takiej słownej emocji woda wydaje się cieplejsza.
Wyszedł z łazienki i zgodnie z tradycją rzucił kawałek białego sera na talerzyk.
Właśnie wczoraj śmiał się z tego serowego uzależnienia. Nie wyobraża sobie śniadania bez białego sera. Skończył jeść, zażył leki i wsadził naczynia do zmywarki. Jak co dzień przyniósł koszyk drzewa do kominka.
Wsiadł do auta i ruszył w drogę do pracy.
Po przejechaniu kilku kilometrów został zatrzymany, jak wszyscy jadący ta drogą, do dmuchania.
Funkcjonariusz podetknął mu pod nos piszcząca maszynę. Nie musiał nic mówić, Nieistotny posłusznie dmuchnął. Zrobił to może zbyt dobrze, bo policjant błyskawicznie zabrał urządzenie sprzed nosa.
Nic z tego pomyślał w duchu. Imprezy organizuje się w piątki, po to by w poniedziałek mieć całkowitą pewność trzeźwej jazdy.
Zbyt często dmuchał na tej trasie by ryzykować pomimo zasad.
Swoją drogą, to wygląda tak jakby zamieszkał w jakimś raju dla bimbrowników. Przez ostatnie dwadzieścia lat nie dmuchał tyle razy ile w ostatnim roku. A może z wiekiem wygląda coraz bardziej rozrywkowo.
Dzień jak co dzień - pomyślał gdy dojeżdżał do pracy a wzbudzona pilotem brama zaczęła się przesuwać.
Cholera! Ostatnie dwa dni roku to wyśmienity czas na obowiązkową inwentaryzację. Pomimo skrupulatnego prowadzenia dokumentacji tych rocznych spisów z natury Nieistotny nie cierpiał.
Dobrze że pogoda w miarę. Innymi laty palce przymarzały do liczonych przedmiotów.
- Machnie się raz dwa – dodał sobie otuchy wpisując równocześnie kod do odblokowania alarmu.
Coś tam jednak nie poszło jak trzeba bo odezwała się przeraźliwa syrena, a zaraz telefon z firmy ochroniarskiej.
- Sorry mój błąd – rzucił do słuchawki, ale jakiś służbista z drugiego końca zażądał pełnych danych i hasła, pod groźbą wysłania patrolu.
Mówi się, że facet powinien robić naraz tylko jedną rzecz, bo nie ma takiej podzielności uwagi jak kobieta.
Maja rację. W tej chwili on właśnie był tego najlepszym przykładem.
Swoją drogą to ciekawe jak można symulować orgazm i jednocześnie śledzić losy bohaterów swojej ulubionej telenoweli w TV
Ale to nie czas i miejsce na takie rozważania.
Wybiła ósma i jakiś gorliwy klient wisiał już na telefonie. Wyświetlacz informował ogólnie – numer prywatny.
Widocznie ktoś chce zdążyć przed inwentaryzacją.
Zdąży



piątek, 27 grudnia 2013

Wieczór cudów

Kto wymyśla te wszystkie ułatwienia dla edytorów tekstu ?– zaczął zastanawiać się Pan Nieistotny.
Pod każdym klawisze kryją się jakieś ukryte funkcje.
Jakiej kombinacji użył tym razem? Nie jest w stanie powiedzieć. Chciałby natomiast wykrzyczeć, że dzięki temu wyparował tekst o przygotowaniach do Wigilii, przekupywaniu kota i o tym co powiedział w tę jedyną noc w roku. A może nic nie powiedział i spał zwinięty w kłebel mając tradycję pod pręgowanym ogonem.
I czy w ogóle cudzy kot może urządzać takie gościnne występy.
Nie dane mi będzie tego opowiedzieć, mogę tylko wspomnieć że Pan Nieistotny też nic nie powiedział. Zaklął tylko szpetnie po francusku widząc jak zapisane maczkiem ponad dwie kartki tekstu zamieniły się w jednej chwili w białą planszę o kolorze bijącym w oczy jak wigilijny obrus.
A gdyby tak te wszystkie opcje trzeba było po prostu uaktywnić przed pierwszym używaniem.
- Chcesz? Masz Nie chcesz? Nie masz.
Albo tak, rezygnujesz z pewnych funkcji płacisz taniej.
Te pomysły są na przyszłość, a niezapisanego dokumentu nie można odzyskać, nawet w Wigilijny wieczór cudów.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rewizyta

Telefon zadzwonił już z samego rana. Pan Nieistotny nie odebrał za pierwszym razem. Spokojnie czekał aż ekspres zakończy swoją pracę, tworząc na górze filiżanki koronę aromatycznej pianki. Zdjął naczynie z urządzenia i postawił na stole. Usiadł spokojnie przy oknie, pociągnął pierwszy łyk i dopiero kiedy poczuł płynące wzdłuż ciała zadowolenie, sięgnął po telefon.
- Kto to dzwoni o takiej bandyckiej godzinie - zapytał sam siebie patrząc na ekran. Nie zdążył jednak rozwinąć menu, kiedy aparat odezwał się po raz drugi.
- Jan Maria Nieistotny, słucham – odezwał się do mikrofonu.
- Cześć to ja - usłyszał w głośniku.
- Słyszę, że to Ty. Nawet mi się to wyświetliło, bowiem w dalszym ciągu  mam Cię w swoich kontaktach. A już mnie korciło ze dwa razy żeby nacisnąć klawisz „delete”.Za te numery co mi robisz co chwilę. Wracając zaś do tematu dnia. Co to się stało, że dzwonisz takim bladym świtem? Pali się? Umarł ktoś ważny? A może tylko wygrałeś w totka i chcesz się podzielić?
- Trafiłeś po części i tylko troszkę. Będę się dzielił.
- Czym? bo nie wiem czy warto stawać w kolejce
- Twoim adresem.
- Dlaczego moim i dlaczego adresem? Popieprzyło Cię, a może to tylko kolejny kawał który chcesz zrobić moim kosztem?
 - Widzisz – głos w słuchawce sprawiał wrażenie zdecydowanego w swoich działaniach – dzisiaj na swoim blogu zostawiam Twój adres i niewykluczone, że wpadnie parę osób z niezapowiedzianą wizytą. Dlatego też bardzo proszę, nawet uprzejmie proszę byś zachowywał się właściwie. Znam tych ludzi parę lat i zależy mi na nich. Poza tym jak wiesz, że ja zawsze staram się być uprzejmy.
- Wobec moich znajomych? A przecież Ty ich nie znasz – wypalił Nieistotny.
- To Ci się tylko tak wydaje, znam ich tak dobrze jak Ciebie. No może Ciebie znam lepiej
- No dobra, bądź sobie grzeczny, miły i kulturalny. Twój biznes Twoje sprawy i na koniec Twoje zaproszenie. Uważam jednak, że teraz przeginasz. Nie mam zadatku na osobę publiczną i do tej pory robiłem wszystko by swoją prywatność obronić. Nie wiem czy dzień w którym poznałem Ciebie powinienem uznać za udany.
- A to niby dlaczego?
- Rozpisujesz się o mnie to po pierwsze. Piszesz nie zawsze prawdę to po drugie, ale żeby zrobić ze mnie Big Brothera to już przegięcie.
Jan Maria użył jeszcze kilku argumentów przeciw, ale na nic to się nie zdało.
Głos w słuchawce zdecydowanym głosem oświadczył, że decyzję już podjął, dwa tygodnie temu.
Nieistotny rzucał się jeszcze chwilę jak to miał w zwyczaju, a później rozłączył się i położył telefon na stole obok filiżanki. Z kawy opadła już pianka, a całość była  chłodna. Podniósł jednak porcelanę do ust i wypił prawie jednym haustem. Skrzywił się potem bo ta zimna kawa była jakby ukoronowaniem złych wiadomości.
- Cholerni autorzy – rzucił w kierunku telefonu. Podniósł go jakby chciał wybrać numer, ale zaraz z tego zrezygnował rzucając aparatem na fotel.
- Trzeba się będzie ładnie ubrać jak do gości – pomyślał zrzucając t-shirta  i sprane jeansy. Kiedy już siedział odświętne ubrany, a stylowy krawat odcinał mu dopływ świeżej krwi dol głowy, wpadł na iście szatański pomysł.
- A gdyby tak z przyczajki odwiedzić go u niego?
Jaki tam jest adres? Chwila, chwila . Pogrzebał w pamięci i zaraz też wystukał na klawiaturze          Antoni Relski  

No Panie Antoni strzeż się,  ja nadchodzę.
Nacisnął klawisz Enter a klepsydra która pojawiła się na monitorze informowała go, że system próbuje nawiązać połączenie…


piątek, 20 grudnia 2013

Negocjajce

- Czytałeś ? - spytał mnie Jan Maria Nieistotny, zaraz gdy zajrzałem do niego. Wpadłem na kawę jak to miałem w zwyczaju. Małą, mocną i czarną z odrobiną mleka.
- Co takiego ? Spytałem, a równie dobrze mógłbym spytać – A o co chodzi?
Nieistotny uśmiechnął się delikatnie i zaczął streszczać problem.
Bohaterka ostatniego widowiskowego wjazdu samochodem do przejścia podziemnego stanęła przed sądem. Nie ma w tym nic dziwnego bo przecież jechała nachlana i spowodowała kolizję. Jestem zdecydowanym wrogiem jazdy po pijaku dlatego też nie degustuję wina w tygodniu. Nie odmawiam jednak innym prawa do takiej konsumpcji. Trzeba tylko zostawić kluczyki w jakiejś szufladzie, żeby nie kusiły.
- Nachlała się jak wielu i jej się nie udało.
Nie to jest jednak najciekawsze w tej historii. Kiedy w/w stanęła przed surowym obliczem sądu ten postanowił wysłać ją na badania psychiatryczne.
- W zasadzie to każdy zatrzymany pod wpływem powinien być na takie badania skierowany i to na własny koszt - zauważyłem
Jestem tego samego zdania – zgodził się ze mną Jan Maria - W celu zabezpieczenia obecności w/w pani sąd postanowił zatrzymać jej paszport.
- To koliduje z moimi planami świątecznymi – przekonywała sędziego. Zaraz też przystąpiła do negocjacji - Możecie mi państwo zabrać prawo jazdy, ale nie paszport. Nie jestem nienormalna, żeby sama spędzać święta.
- Oczywiście, jeszcze lepiej zabezpieczyć legitymację szkolną lub bilet miesięczny – skwitował Jan Maria
Boję się, że w ten sposób rodzi się nowa świecka tradycja, dyskutowania wyroków i postanowień jeszcze na sali sądowej.
Już słyszę te motywacje:
- Wysoki sądzie, skazanie mnie na dwa lata pozbawienia wolności koliduje z moimi planami. W przyszłym tygodniu zaczynają się rozgrywki ligowe, a nasza drużyna weszła właśnie do II ligi.
- Wysoki sądzie skazanie mnie na tak wysoką grzywnę koliduje z moim biznes planem. Właśnie umówiłem się z sąsiadem, że kupię od niego Golfa całkiem nie śmiganego po emerycie z Niemiec.
- Wysoki sądzie...... każdy zresztą potrafi sobie ułożyć takie zdanie.
Pewien mądry Pan Profesor, a wtedy jeszcze doktor, mówił na wykładach na których o dziwo byłem obecny, że w karze najważniejsza nie jest jej wysokość a nieuchronność. Tu nie ma nawet kary, a już są pretensje.
A z te dolegliwości trzeba brać pod uwagę. Dajesz człowieku w dupę a więc liczysz się z konsekwencjami.
Jak to mówią - cierp ciało jak żeś chciało.
Boję się jednak, że to rzeczywiście taki nowy trend, wśród młodego pokolenia. Sprawca a w zasadzie sprawczyni jest nieco młodsza od mojego starszego syna. On też w trakcie rozmów wychowawczych starał się negocjować, że nie zrobi tego a może zrobić tamto.
Myślałem sobie wtedy - co na takie zachowanie powiedziałby mój ojciec, i jego ojciec?
Myślę, że i on i ja nie zdążylibyśmy wyartykułować tego szalonego pomysłu.
Świat się jednak zmienia.

środa, 18 grudnia 2013

Co nam w sercu gra

Pan Nieistotny podniósł pokrywę laptopa i uruchomił przeglądarkę. Zaraz też dzięki szybkiemu internetowi pojawiły się informacje.
- Fajnie jest - pochwalił szybkość sieci 4G. Jak poczuje jeszcze w nozdrzach smród farby drukarskiej w czasie czytania to będzie już w siódmym niebie.
Ale to z pewnością nie w tej technologii. Może 5 albo nawet 6G.
Czy jednak tego chce?
Wszyscy z nadzieją piszą o tej technologii transmitowania zapachów, a przecież życie to nie tylko zapach fiołków o poranku, to coraz bardziej obciachowe programy z naprutymi kolesiami którym cuchnie z gęby, albo z zawodami w głośnym puszczaniu bąków.
Nie, nie, nie, zdecydowanie może sobie ten zapach farby drukarskiej odpuścić.
- Co oni dzisiaj dają – zapytał sam siebie skupiając się na monitorze - Polityka, polityka, wychowanie seksualne czyli też polityka. A co dla normalnych ludzi? O jest
Amerykańscy naukowcy dowodzą, że w przypadku chorób serca wzrost może mieć znaczenie.
- No, w moim wieku warto poczytać – powiedział do siebie Jan Maria i kliknął w tytuł.
Nieistotny wyrażał pogląd, że osoby jego wzrostu mniej narażone są na ryzyko zawału, bo przecież serce nie musi tak walczyć żeby wypchnąć krew do głowy, jeżeli ona znajduje się na mniejszej wysokości.
Wiadomo poza tym że ukrwiony organ jest dotleniony i myśli jaśniej. Dzięki temu świadomie wybiera to co jest dla jego organizmu najlepsze.
Zdrowe jedzenie, zdrowe przyprawy czyli bezpieczne solenie i pieprzenie.
Nie od dziś wiadomo, że takie beztroskie używanie przypraw bywa szkodliwe. Mówią, że sól podnosi ciśnienie. A wiecie jakie stresujące może być bezmyślne pieprzenie?
Do tych mądrości trzeba jednak dorosnąć, a mądrość zaczyna się tam gdzie maleje apetyt na ostre menu.
I co ? I pudło
Naukowcy zaobserwowali, że ryzyko zawału serca jest nawet o 30 proc. niższe u osób wysokich. Dlaczego?
Coś tam piszą o blaszce miażdżycowej, ale komu tam zaszkodzi blacha.
Według autorów badania bardziej prawdopodobne jest to, że osoby wysokie były w dzieciństwie lepiej odżywiane i wiodły zdrowy styl życia, co wpłynęło korzystnie na układ krążenia.
Jak by na to nie spojrzeć to rzeczywiście może być przyczyną.
- Wyższe rodzeństwo miało bliżej do stołu, a my ciągle na palcach – pomyślał Jan Maria.
Powszechnie wiadomo, że najlepsze kąski kładzie się centralnie na środku stołu.
A co z brzegu? Chleb i musztarda. Jak po tym wyróść na wysokiego faceta?
To normalnie samo się napędza. Mały je gorzej i nie może zostać dużym. Logiczne.
I ten stres w zwłaszcza w młodości, spowodowany wzrostem. Wtedy gdy zaczyna się rosnąć na dwa sposoby.
Jako posiadacz tak zwanego „haniebnego wzrostu”, jak miał zwyczaj określać ten wymiar nieżyjący już niestety Piotr Skrzynecki, Nieistotny żył w wiecznym stresie.
Bo kiedy już mógł to tak na prawdę nie mógł. I co mu zostało? Obserwował piersi od dołu. Wiadomo zaś, że dekolty organizuje się z góry, bo norma nakazuje by facet był wyższy od kobiety.
Jak spojrzeć w damskie oczy w tańcu, gdy na przeszkodzie stoi właśnie ten biust?
Niedostępne i wymarzone. A te damskie pytania o szczegóły?
- Jasiek czy ty cały jesteś proporcjonalnie zbudowany?
Co odpowiedzieć na takie pytanie? Każda odpowiedź jest zła.
Jeśli zaś idzie o drobiazgi to kobiety preferują salony jubilerskie.
Tak to rzeczywiście może osłabić serce. Stres stres i jeszcze raz stres – podsumował swe myśli Jan Maria.
Można by zadać Nieistotnemu pytanie - Dlaczego nie mierzył według swojego wzrostu?
On sam sobie odpowiedział, kierowała nim odpowiedzialność za rodzinę.
Chciałem by dzieci miały zdrowe serce poprzez brak stresów.
- I udało się. Dzieci patrzą na niego z góry. Ale to tylko kwestia fizycznej różnicy wzrostu, nie zaś wielkości
Ego jakie przypadło w udziale Janowi Mari jest przynajmniej o dwa numery na niego za duże.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

O rogach ale nie renifera

Zdrada czyli niewierność stopnia najwyższego. Od zarania ludzkości człowiek zmaga się z tym problemem. Od wieków bowiem małżonkowie z zapamiętaniem bzykają się na boku. Ponoć co trzecie dziecko urodzone w związku małżeńskim nie jest dziedzicem genów męża matki, a tylko nazwiska. Co by się stało gdyby tak jednego dnia wszyscy ojcowie poznali te straszna prawdę?Trzeba przy okazji i od razu oddać sprawiedliwość tym którzy budują trwałe związki, a w ich języku nie ma pojęcia zdrada. Czasem też, wierność jest wynikiem tego, że nie ma okazji. Innym razem jest splotem jeszcze różnych innych przyczyn. Od lat też kobiety śledzą mężów i podstawą do ich niepokoju nie jest tylko przysłowiowy ślad szminki na koszuli. Technologia ułatwia bowiem i równocześnie utrudnia życie.
W ramach  równouprawnienia, teraz i kobieta i mężczyzna muszą kochać, zachowując jednocześnie rewolucyjną iście czujność.  Wypłowiały te piękne słowa o których mówił  Janowi Marii Nieistotnemu ojciec w dzieciństwie, a brzmią one mniej więcej tak: patriotyzm, bohaterstwo i wierność właśnie, bez względu na to  jakie zasady są powodem owej wierności.
Stare przysłowie mówi - chcesz pokoju gotuj się do wojny. Można powiedzieć też inaczej -  kochaj ale sprawdzaj.
Niezawodna jego strona  pl podpowiada jakie metody można stosować. Dobre rady ujęte są w formę rankingu popularności zachowań.
    Najlepsze jest złapanie na gorącym uczynku. Niepodważalny dowód zdrady, a dla wielu mężów również okazja do zemsty na kochanku żony. Można dać w ryja, kopnąć w dupę, puścić w samych skarpetkach, szczególnie po słowach żony – kochanie to nie jest tak jak myślisz.
    Ponoć jeden telefon do banku wystarczy, by dowiedzieć się, że  żona robiła zakupy w salonie erotycznym, płaciła za hotel, lub drogi prezent w sklepie z męską odzieżą.
Jeżeli rzeczywiście szanowna małżonka wykorzystała do tego celu wspólne małżeńskie konto ze swobodnym dostępem obojga małżonków to jest idiotka totalną. Nie od dziś wiadomo, że wszelkie podejrzane transakcje realizuje się przy użyciu gotówki. Kto obejrzał trochę kryminałów ten wie.
W namiętnych telewizyjnych romansach rzadko korzysta się z karty płatniczej. Zazwyczaj kochanek jest bajecznie bogaty i tu powstaje problem w konfrontacji z rzeczywistością.
Żona Nieistotnego posiada swoje osobne konto. Kiedy wylądowała w szpitalu i spóźniła się ze spłatą karty, zadzwonili do niego z jej banku. Tu Jan Maria podziwia operatywność personelu, bowiem telefon był służbowy.
Cały czas pojawiało się w rozmowie stanowcze żądanie spłaty i straszenie konsekwencjami. Kiedy spytał o wysokość zadłużenia, bo nie wie ile wpłacić, pracownica banku powiedziała, że tego nie może powiedzieć bo to jest tajemnica bankowa.
Niczym w kabaretowym skeczu Laskowik Smoleń o fabryce bombek.
    Jej bluzka przesiąknięta zapachem męskiej wody toaletowej... włos znaleziony na ubraniu... Mężczyźni potrafią posługiwać się także kobiecymi metodami wykrywania zdrady.
No i należy jej się wstrząs jak jest fleja i pojawia się przed obliczem męża w takim zdradzonym ubraniu.  Co zaś się tyczy włosów wydaje się, że najbezpieczniejsi są tradycyjni panowie z łysinką, chociaż oni sami uważają, że czas łowów już się dla nich skończył. No i łyse karki, ale to już kwestia estetyki i poziomu. Faceci mają gorzej, dlatego chyba taką popularnością cieszy się Łysa Śpiewaczka Ionseco.
Że to absurdalnej skojarzenie? A sztuka nie jest absurdalna?Toż to manifest teatru absurdu.
    Trudno trwać w dwóch związkach i ukrywać to na dłuższą metę. Jeśli życie seksualne faceta legnie w gruzach, najczęściej znikają także wątpliwości... Ona kogoś ma!
Jeżeli abstynencja seksualna jest miarą zdrady to każdy facet ze stażem małżeńskim na poziomie co najmniej dziesięciu lat powinien zatrudniać prywatnego detektywa.
Zdecydowanie nie.
Według Nieistotnego  rogaty małżonek ma wtedy lepiej w łóżku, bo kobieta próbuje w ten sposób zamydlić mu oczy.  I to działa. Tylko kiedy ona ujawni jakieś nowe zachowanie seksualne, perwersyjne i wyuzdane, facet najpierw ucieszy się a zaraz potem popadnie w depresję
Bo przecież ona chyba kogoś ma. U koleżanki na kawie z pewnością się tego nie nauczyła. Dziwka.
Takich nam robią teraz słabych psychicznie facetów
Znajdźcie mi zresztą  faceta twardego, wobec zdrady ukochanej – zauważa Nieistotny.
    W dzisiejszych czasach, jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o żonie, masz szeroki wybór źródeł informacji... SMS, e-mail, zapis rozmów za pośrednictwem komunikatora internetowego, portale społecznościowe... Każda niewierna żona w końcu zapomni o tym, żeby skasować wiadomości od kochanka...
I pomyśleć, że Jan Maria nigdy nie sprawdził skrzynki pocztowej żony. Ba on nawet tradycyjnie, od dnia ślubu nie zajrzał do jej portfela.
Wychodzi na to że jego język jest ubogi. 

czwartek, 12 grudnia 2013

Nocne rozmyślania

- Mgła – pomyślał Pan Nieistotny spoglądając przez okno – a ciemno, że oko wykol.
Wstał właśnie w środku nocy jak lubią to robić faceci w jego wieku.
Nie wiadomo jednak do końca czy to kwestia upodobań czy konieczności.
Najpierw pozbył się nadmiaru wody w organizmie a potem, co idiotyczne, poziom ten uzupełnił stojąc w otwartych drzwiach lodówki.
Mineralna powoli wpływała do przełyku, schładzając i nawilżając człowieka. Pod wpływem tej czynności wracał właściwy ogląd rzeczywistości. Jan Maria zauważył, że to co wydawało mu się mgłą i ciemnością na zewnątrz spowodowane jest nowym roletami, które montowano rankiem i do których jak to facet nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić.
Zresztą w swoim pokoju ich nie zaciąga, bo z powodu wszechobecnej ciemności mógłby nie zwlec się z łóżka o określonej godzinie.
Gra świateł i powoli budzący się świt z reguły mu nie przeszkadzały i pozwalały się spokojnie dobudzić. Przeszkadzały mu idiotyczne pomysły jak ten, kiedy naprzeciw jego poprzedniego mieszkania w bloku zainstalowano lampę która oświetlała wielki na parę metrów numer sąsiedniego bloku. Ktoś zadbał o to aby na numer zwracano uwagę zakładając w tym celu mrugający reflektor.
Jak ktoś siedział w pokoju w którym znajduje się zepsuta jarzeniówka to wie o czy mowa.
Walczył więc ze sobą nocami by i przy tej dyskotece uzyskać wewnętrzny spokój umożliwiający zaśnięcie. Z czasem wypracował tę umiejętność niezwracania uwagi na grę światła, tak ja tramwaje za oknem. A potem, potem się wyprowadził.
- Po co Ci te rolety? Żeby Cię szpaki nie podglądały? - pytał Najważniejszą.
Najważniejsza cierpliwie tłumaczyła jednak, że w południowych oknach i to szczególnie w południe, kumuluje się całe światło słoneczne. Ponoć to bardzo przeszkadza.
No dobra, na południe wystawione są dwa okna, a założono osiem rolet.
Ponoć po to by zbalansować wnętrze. Może pomylił słowo zbalansować, ale to brzmiało tak jakoś podobnie.
Nie będzie kłócił się o słowa. Ale te sześć dodatkowych rolet spowodowało zasadniczą różnicę w kwocie usługi.
Przyjął jednak argument o typowej męskiej abnegacji estetyki wnętrz i rachunek zapłacił.
Dużo ostatnio mądrych słów usłyszał przy okazji tego szmacianego gadżetu.
Ale ten abnegat chyba modne słowa, bo u Kuby w TV usłyszał je powtórnie.
Oglądał ostatni odcinek ze względu na obecność Jacka Braciaka. Aktora dość wszechstronnego
i jakby nieobecnego w tym całym celebryckim show. To tylko na jego plus.
Było minęło. Świat godni w newsach i wydarzeniach i coraz trudniej zachować je wszystkie w pamięci.
W książce paragraf 22 jest taka scena w lazarecie. Na łóżku leży osoba, cała w bandażach. Obok na stojaku znajduje się butelka z której jakiś płyn ścieka rureczką do ciała w bandażach. Z drugiej strony wychodzi rureczka do znajdującej się pod łóżkiem butelki. Co jakiś czas pielęgniarka zamienia butelki.
Podłączenie do globalnej sieci wydarzeń i informacji przypomina mu właśnie tę scenę. Co chwila wymienia się butelki, a on ma poczucie, że to co właśnie otrzymuje już widział, co najgorsze przetrawił.
I już miał wstrząsnąć się na samą myśl, kiedy głośny, przerywany dźwięk wyrwał go z rozmyślań. Automat która włącza się gdy zbyt długo pozostają otwarte drzwi lodówki zadziałał jak zwykle i bez problemów. Jak zwykle też w jak najmniej odpowiedniej chwili.
W tej samej chwili dobiegło go pytanie płynące z pokoju Najważniejszej.
- Janku? Nic ci nie jest.
Nic mi nie jest. Ja jestem – odpowiedział cicho, zamykając drzwi lodówki.
Wrócił do swojego pokoju i uspokoił na widok żarówki rozświetlonej na znajdującym się w pewnym oddaleniu budynku.
Wszystko w porządku, ładna noc - pomyślał gdy na powrót naciągał na siebie kołdrę.

wtorek, 10 grudnia 2013

Ballada kolejowa

Pan Nieistotny skończył właśnie polerowanie lufy swojej wiatrówki gładkolufowej. To prezent od dzieci, W ramach rozluźnienia przepisów można ją nabyć bez zezwolenia. Kiedyś używał jej strzelając do tarczy, a teraz jakby całkiem o tym zapomniał i tylko od czasu do czasu poleruje.
Postawił w miejscu widocznym zasiadł do komputera. W oczy rzucił mu się tekst o pociągach.
Nie o spóźnieniach, nie o zegarkach, ale o panujących tam zwyczajach i o tym, że nie wszystko wszystkim w tym zakresie pasuje.
Rodak który wykupi bilet drugiej klasy z miejscówką uważa że posiadany dokumnet to co najmniej akcje kolei szynowych i on jako właściciel może tam robić co chce.
Nieistotny nie mówi już o gadaniu przez komórkę, czy tolerowaniu zachowania rozwrzeszczanych bachorów. O paleniu na korytarzu i w kiblu czy w końcu na laniu po desce klozetowej.
W artykule mowa o pewnym Algierczyku który w pociągu Intercity relacji Łódź Warszawa tak zdenerwował się na naszego rodaka, który polskim obyczajem zdjął w przedziale buty i wywalił nogi odziane w skarpetki obok niego, że wyciągnął broń i zaczął nią wymachiwać pod nosem naszego rodaka.
Gonił go nawet po całym pociągu
Pan Nieistotny sporadycznie korzysta z dobrodziejstwa kolei żelaznych, ale jak trzeba to trzeba. Za każdym jednak razem gdy już dojdzie do takiej podróży musi się znaleźć ktoś kto ma właśnie taką potrzebę poczucia się jak w domu.
Ileż to razy widząc takie wywalone na siedzenie kulasy miałby ochotę ich właścicielowi po prostu przypierdzielić. Biorąc pod uwagę nasze przywiązanie do higieny, towarzystwo śmierdzących stóp współpasażera jest naprawdę dotkliwe.
Zwykle jednak kindersztuba bierze górę nad emocjami.
Czy wychowany w kulturze islamu Algierczyk przesadził?
No może trochę. W takim przypadku powinien wystarczyć zwykły paralizator.
Jak to jest, że chamstwo wygrywa z poczuciem przyzwoitości?
Jeżeli w czteropiętrowej klace schodowej jeden sąsiad leje na schody, to wszyscy ten smród znoszą, bo Spółdzielnia nic nie może, sąsiad zaś może... przypierdzielić.
Tak to człowiek porządny znosi śmieci przed drzwiami, przed oknem, parkowanie na osiedlowym trawniku i takie tam inne akty posiadania osiedla na własność przez pojedynczych sąsiadów.
Z reguły ten lejący na schody ma dodatkowo spore zaległości w czynszu i reszta musi solidarnie zrzucić się na jego opłaty.
W czasach PRL-u posiadanie broni było absolutnie niemożliwe. No chyba, że dzierżyło się jakąś ważna funkcję z ramienia partii wtedy posiadanie parabelki było przywilejem, a nawet obowiązkiem.
W trakcie zapalczywych rozmów Polaków pojawiało się takie marzenie.
- Ech tak dostać kałacha i dwadzieścia cztery godziny immunitetu.
Jan Maria myśli, że oprócz problemów politycznych nasi ojcowie chcieli by załatwić i parę nabrzmiałych problemów społecznych.
Teraz jest większa świadomość i możliwe są inne rozwiązania.
Jakie?
Najprostsze. Zatrudnić sztab takich krewkich południowców i niech jeżdżą w ramach delegacji po całym kraju. Pierwsze efekty, przynajmniej w sprawie ściągania butów w pociągu będą widoczne już po kilku miesiącach. Niech no się tylko fama rozniesie.

piątek, 6 grudnia 2013

Wymiana na chłodno

Uwaga!
Alkohol jest szkodliwy dla zdrowia i może być spożywany tylko przez osoby pełnoletnie.

- To już trzecia wymiana butelki z zamrażarce - głośno policzył Pan Nieistotny, wkładając do szuflady zamrażarki Żołądkową Gorzką o pojemności 0,7l. Najpierw niskiej temperatury dostała Finlandia, ale zaraz po stosownych do niej zakupach zadzwonił jeden z niedoszłych gości. Powiadomił, że piątkowa wizyta jest nieaktualna z powodu choroby partnerki. Co prawda choroba nie jest wielka ot zwykłe przeziębienie, ale motywacja by nie zarazić małżonki Jana Marii tak go rozczuliła. Zrozumiał, rozgrzeszył i nie powiedział jak ma w zwyczaju, że na rozgrzewkę najlepsze jest coś co dobrze zmrożone leży w lodówce. Finlandia miała przecież już właściwą konsystencję i odpowiednią temperaturę
- Następnym razem - powiedział odkładając słuchawkę. Ten następny raz ma być w kolejny piątek, ale obwarowany jest jakimiś kolejnymi warunkami.
- Słuchaj, nim wsadzę tę markową szynkę do zamrażalnika to zadzwoń może do Andrzejów, bo tak się szykowali na wizytę a nie mogą dotrzeć.
- Gdyby mieli przyjechać to z pewnością już by dzwonili – odpowiedziała niechętna telefonowaniu Najważniejsza. Ponieważ wiedziała, że jednym krótkim „nie” nie opędzi się od kolejnych ponagleń, wyszukała odpowiedni numer z listy kontaktów i wcisnęła zieloną słuchawkę.
Po kilkuminutowej kurtuazji i opowiadaniu o niechęci do przeszkadzania znajomi zapowiedzieli się na sobotę.
- Super – powiedział Nieistotny, po czym wyjął z lodówki Finlandię wkładając na jej miejsce Smirnoffa.
- To już niższa półka gości? - Spytała żona, obserwując zabiegi małżonka.
- Jak Cię widza, tak Cię piszą. Andrzej powie, że nam się w głowie poprzewracało. Smirnoff to jest jego szczyt akceptacji dla wydatków na alkohol.
Dzisiejszy telefon pozbawił Nieistotnego złudzeń. Ksawery na Mikołaja pokrzyżował jego plany.
Na południu tak sypie i wieje, że małżonka odmówiła w takich warunkach eskortowania Andrzeja w drodze powrotnej do domu.
- Trudno - powiedział Pan Nieistotny. Pozostają sąsiedzi na których zawsze można liczyć i nie wymagają specjalnych form zapraszania.
Żołądkowa gorzka zastąpiła Smirnoffa i zaczęła zasadzać się na zmrożoną
Przez zamglona już butelkę Jan Maria widział, a w każdym razie dał by sobie rękę uciąć, że widział jak flaszka mrugnęła do niego chłodnym okiem nakrętki.
Wyglądało to tak jakby chciała powiedzieć - Ty Jaśku Mario Nieistotny koniecznie chcesz wypić w ten weekend.
- Ty zobacz czy masz jeszcze coś tańszego, bo coś sąsiadów nie widzę – rzuciła w jego stronę koleżanka małżonka.
- Mam jeszcze dwie butelki podpałki do grilla, ale tak daleko to się chyba nie posunę – odpowiedział trzymając się konwencji Jan Maria.
Po prostu głowa mnie boli. Całą ubiegłą noc spałem na Mikołajowym prezencie, bo nie dochodziło do mnie, że ktoś może mi coś wsadzić pod poduszkę.
No widzisz, na teściową zawsze można liczyć, a Ty na nią tak nadajesz.
Nie musiał jednak polemizować ze zdaniem żony, ponieważ w oknie sąsiadów zapaliło się światło.
Dobra nasza.

środa, 4 grudnia 2013

Rozdwojenie. dzień nastęny czyli cd

Telefon który zadzwonił następnego ranka wcale mnie nie zdziwił.
- Cześć... to ja Nieistotny
- Witam – odpowiedziałem chociaż mam w zwyczaju zaczynać w takich przypadkach od „ miło Cię znowu usłyszeć”.
- Niech wie, że wczorajsza rozmowa nie należała jednak do miłych, zabawnych, albo wnoszących coś istotnego do mojego życia.
- Dałem wczoraj w dupę. Nie?
- No jakby to powiedzieć a nie skłamać, dałeś – udawałem lekko zdegustowanego.
- Też tak sobie pomyślałem, ale wiesz rok się kończy, czas na posumowania i chyba nie wypadają one dla mnie najlepiej. Z tej okazji nawaliłem się trochę przed przyjściem dla Ciebie. Rzeczywiście dla zdrowotności. A potem to już jakby z żalu.
- Znaczy się była impreza?
- Zdarzyło się i to w środku tygodnia.
- Szczęśliwy ten kto nie musi imprezować tylko w weekendy. Nie wiem czy nie jestem dla Ciebie zbyt łaskawy. W zasadzie to powinieneś parę dni zapierdzielać w nadgodzinach.
- Nie rób sobie żartów, a z tym gadaniem to rzeczywiście miałem rację. Gdzieś na jakimś blogu przeczytałem, że ktoś mnie zna. To znaczy jemu się wydaje, że mnie zna. A jak się komuś wydaje, to tylko chwila jak się sypnie, zwłaszcza gdy ktoś lubi kopać i analizować. Nie?
- Nie wiem. Ja kopię raczej tylko w ogródku. Z analiza tez u mnie raczej krucho. Jak dałem mocz do analizy to zaraz wyszło, że muszę wykupić receptę.
- Próbujesz się wykpić. A ja myślę jakie to może mieć skutki dla mnie i dla Ciebie. Jak sprawa się rypnie i wyjdzie, że ty i ja to całkiem inna historia niż ta którą tutaj uparcie tkamy.
- Napoleon twierdził, że historia do zestaw uzgodnionych kłamstw, a więc niby wszystko trzyma się kupy.
- Ty mi się popisujesz elokwencją opartą na Wikipedii, a ja chcę uprzedzić uderzenie.
- Złośliwiec. A ty niby nie podpierasz się Wikipedią? - zareagowałem dość gwałtownie, bo jest to nieładne wykorzystywanie wiedzy jaką się posiadło przy okazji. Zaraz też dodałem, że wiele prac naukowych podpiera się tym źródłem, a tu mówimy o zwykłym blogu.
- Nie dzwonię żeby dyskutować o treściach zawartych w Internecie, a o jakimś działaniu
- To co robimy uderzenie wyprzedzające? jak to widzisz?
- Napiszmy, że ty i ja to nie po prostu Ty i ja tylko, że tamci ty i ja to jesteśmy właśnie właściwi my.
- Czy ty tego zbytnio nie komplikujesz? – spytałem lekko zdezorientowany. Poza tym pragnę ci przypomnieć, że tam nie ma żadnych nas.
- To kto On jest ? To On jest ja czy on jest Ty?
- Dobre pytanie
- Jeszcze lepsza będzie odpowiedź No więc?
- Daj mi trochę czasu, muszę to ogarnąć. Muszę przyznać, że trochę się w tym zgubiłem.
- Po prostu nic nie jest takim na jakie wygląda. Ale póki co to przyjmuję Twoje przeprosiny, bo rozumiem, że to były w jakieś zakamuflowanej formie właśnie przeprosiny. A więc w porządku przyjmuję, a Ty uważaj bo dzisiaj w drodze do pracy znowu dmuchałem w policyjny miernik. To w ogóle zniechęca do picia.
- No wiesz „jak trza to trza”. Tak mówił mój znajomy.
- To był mój znajomy – poprawiłem go natychmiast.
- Zwał jak chciał.
- Trzymaj się cześć - powiedziałem i nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się.
Nim dotarło do mnie zagmatwanie naszych rozważań najpierw zauważyłem, że nie mówi się już „ po skończonej rozmowie odłożyłem słuchawkę”
Przy głowie trzyma się teraz cały aparat telefoniczny z aparatem fotograficznym, kamerą i komputerem osobistym. Ależ jesteśmy silnym pokoleniem. Trzymać tyle w jednej łapie.
- Ty się nie zagaduj – zwróciłem sobie uwagę. Musisz w końcu rozwiązać ten węzeł porównywalny z gordyjskim. Bo kto jest kto i gdzie on jest ? Tę sprawę trzeba rozwiązać w miarę możliwości w sposób jasny. Jeżeli zaś się uda w sposób w miarę prosty i miły.
Odruchowo spojrzałem na kalendarz
Dobra Daję sobie na to czas do świąt. Duch Bożego Narodzenia jest łaskawy dla miłych i prostych rozwiązań.

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdwojenie

Formatowałem tekst i przygotowywałem do publikacji na blogu, kiedy usłyszałem dzwonek przy drzwiach wejściowych. Zwlekałem trochę ponieważ zdecydowanie najpierw chciałem dokonać tej publikacji. Drugi i zaraz trzeci atak na przycisk dzwonka uświadomił mi, że to nie przelewki i dzwoniącemu z pewnością zależy na wejściu do środka. Wstałem znad klawiatury i idąc w kierunku drzwi, niejako automatycznie przypomniałem sobie kilka powiedzonek przydatnych na zniechęcenie upierdliwych przedstawicieli handlowych. Spojrzałem w wizjer, na progu nie stał jednak żaden z przedstawicieli handlowych. Wycieraczkę z napisem „home sweet home” okupował Jan Maria Nieistotny.
- Musimy pogadać - powiedział bezceremonialnie wpychając się do środka.
Jednym pociągnięciem rozsunął zamek błyskawiczny w swojej kurtce wojskowej M-65. Zdjął ją i mechanicznie odwiesił na wieszak w przedpokoju. Obciążona portfelem, telefonem i kompletem kluczy do wszystkiego kurtka prawie natychmiast zsunęła się z haczyka i hukiem spadła na ziemię.
Podniósł ja i powtórnie powiesił „zabierając” więcej materiału. Druga próba zakończyła się powodzeniem. Nie ściągając butów wszedł do salonu i usiadł w fotelu pod oknem. Zawsze wybierał ten sam fotel. Tyłem do okna dzięki czemu mógł bez względu na pogodę obserwować wszystko i wszystkich w zasięgu swojego wzroku, bez tego charakterystycznego marszczenia brwi gdy patrzy się pod światło.
- Co Cię do mnie sprowadza? - spytałem. Zaraz jednak dodałem, że bez względu na powód miło go widzieć.
- Jestem bo ludzie zaczynają gadać.
- W jakim znaczeniu gadać? - Spytałem prowokująco - O ile wiem mowa jest elementem komunikacji, a ta odbywa się ciągle i stale, w każdej najmniejszej jednostce czasu.
Ja wiem, że ty jesteś inteligentny i możesz tak do woli, ale sprawa jest poważna bo ludzie o nas gadają.
- O nas, to znaczy co? Że robimy? kasę, machloje? - próbowałem ustalić problem
- Że niby ty i ja
- Przyznam, że nie znam tego wątku - odpowiedziałem spokojnie - Że niby co? Śpimy ze sobą? Przecież to nie prawda.
To jest nieistotne co jest prawdą a co nie jest. Było mi dobrze jak było, w cieniu, w zapomnieniu. Ty moje życie uczyniłeś publicznym. I co z tego mam? Skopię grządki w ogrodzie, Ty o tym piszesz. Potargam kota za uchem Ty o tym piszesz. Spotkam sąsiadów już to masz napisane. Doszło do tego, że ja się boję siąść na kiblu, bo ty zaraz o tym napiszesz. A w sypialni to już w ogóle nie zapalam światła, żebym następnego dnia nie przeczytał jak dyndał penis Nieistotnego.
- W tym wieku to chyba jeszcze nie dynda., ale może się mylę – próbowałem rozluźnić atmosferę.
- Nie żartuj sobie, to są poważne sprawy – zgasił mnie natychmiast.
Jan Maria mówił tak i mówił a każde wypowiedziane słowo nakręcało go do sformułowania i wyrzucenia z siebie następnego.
Dawno nie był w takiej sytuacji. Podenerwowany i z tego co czuję to również pod wpływem.
A może jedno powodowało drugie?
- Ale generalnie o co Ci chodzi?
- Ty mnie pytasz o co mi chodzi? To ja jestem bohaterem Twojego bloga a więc mam prawo wiedzieć o co chodzi? Nie?
- No dobrze, jesteś bohaterem mojego bloga, a ja jestem jego autorem, więc ja również mam prawo zapytać, ale o co chodzi?
- O prywatność mi idzie, o to żebym nie musiał ciągle czytać co robiłem. O to żebym w wolnym czasie mógł się po ludzku i w ciszy napić, może uchlać i w końcu może, nie mówię że muszę, ale może wyrzygać gdzieś na uboczu. To pieprzone życie daje mi w dupę i od czasu do czasu muszę się zresetować. A czy Ty w ogóle pytałeś mnie o zgodę na opisywanie mojego życia?
- To trzeba było od razu powiedzieć, że chcesz się napić, zresztą Ty już jesteś po drinku
- To tylko dla zdrowotności i po to żebym miał odwagę powiedzieć co myślę
- No to o czym myślisz, albo o czym chcesz myśleć? - zapytałem ugodowo.
- O czym chcę myśleć? Czy chcę się napić? A co to za pytania? Nie potrzebuje twego przyzwolenia do tego wszystkiego.
- Niestety musisz?
- A to niby dlaczego muszę
- Drogi Janie Mario Nieistotny. To ja Ciebie wymyśliłem i będzie tak jak napiszę, ponieważ każdego dnia buduję Cię od nowa. Jeżeli postanowię, że się będziesz kochał to pofruniesz w przyjemności do nieba bram. Jeżeli zaś zdecyduję, że opijesz się, to jak kot będziesz rzygał pod jabłonką. Takie jest życie. To nie ja piszę o tym jak żyjesz. To ty żyjesz jak ja ci napiszę.
Niby drobna różnica a jednak zasadnicza.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem, ja zas korzystając z zaskoczenia kontynuowałem wątek
- Ja oczywiście daleki jestem od gróźb i szantażu, ale zachowaj umiar abym i ja mógł z niego skorzystać. Przecież nie jest ci ze mną chyba aż tak źle? Zaufaj mojemu poczuciu umiaru, zdaj się na nie.
Nieistotny patrzył na mnie jak na jakieś niecodzienne zjawisko. Potem jeszcze próbował coś powiedzieć, ale wyrzucił z siebie tylko – ja mam chyba jakieś rozdwojenie jaźni, wróce jak wytrzeźwiejesz.
- Ale to Ty jesteś po drinku - rzuciłem za nim.
Chyba jednak nie usłyszał tego ostatniego zdania ponieważ, wstał i wyszedł mocno trzaskając drzwiami.
To trzaskanie prawie postawiło mnie na nogi.
Otwarłem oczy. Rozejrzałem się po pokoju, było już późno. W TV jakieś dwie pary markowały akt płciowy, bardzo zresztą nieudanie. Troskliwa żona, przed udaniem się na spoczynek nakryła mnie polarowym kocem co sprawiło, że pogrążyłem się w głębokim śnie.
To tłumaczy odwiedziny Nieistotnego. Z drugiej jednak strony, jeżeli ja gadam z bohaterami moich opowiadań do doszedłem chyba do jakiegoś rozdwojenia.
Wstałem fotela i podszedłem do laptopa. W sumie dlaczego nie.
Uruchomiłem edytor tekstu.
Na ekranie pojawiły się pierwsze zdania
… Jan Maria Nieistotny zredukował bieg. Podjazd pod górę wymusił to na nim. Przyjął to bez emocji, wywodził się bowiem z terenów lekko górzystych. Wracał po latach na spotkanie absolwentów rodzinnego ogólniaka. Kierowała nim przed wszystkim ciekawość. Jak wyglądają koledzy z którym przyszło mu palić pierwsze papierosy i uczyć się otwierać tanie wina?
Dyrektorzy i prezesi, ale i nieudacznicy i degeneraci. Tylko czy ci ostatni pojawią się na spotkaniu i jakie miejsce w tej drabinie zajmuje Jan Maria?
Pewnie gdzieś pośrodku, podsumował sam siebie. Tylko do końca nie wiedział jeszcze, czy był w tej samoocenie zbyt surowy czy zbyt łaskawy dla siebie?
To się zobaczy.
Na zakończenie zaplanowano małą imprezę, wtedy i tak wszystko rozpuści się w procentach. Chwała sława i poczucie niespełnienia. Krótki relaks w gronie dawno niewidzianych znajomych z pewnością mu się przyda...
Czy ja mu za bardzo nie ulegam? Temu swojemu rozdwojeniu.