Wczoraj,
wieczorową porą zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz ale
nie ułatwiło mi to podjęcia decyzji. Nie wiedziałem czy podjąć
czy też odrzucić połączenie, bowiem wyświetlany numer nic mi nie
mówił.
Zaryzykowałem.
Dzwoniła
bratanica zony, zapraszając na organizowaną pod koniec stycznia
sześćdziesiątkę ojca, czyli urodziny mojego Szwagra.
Gładko
uniknąłem jasnej deklaracji, uzależniając wyjazd od pogody, która
jak to w zimie może być różna.
-
Intryga szyta tak grubymi nićmi – powiedziałem do żony
odkładając aparat – To widać słychać i czuć
Prawda
– powiedziała żona i był to w zasadzie jedyny komentarz do
całego zdarzenia.
O
co chodzi?
O
to że oczekiwałem oficjalnego zaproszenia
Dlaczego?
Mój
szwagier obchodzi w tym roku sześćdziesiątkę. Pora właściwa dla
życzeń i gratulacji.
Problem
jednak w tym, że od ponad dziesięciu lat pomnaża on PKB Irlandii.
Do Irlandii zaś trochę daleko. Zresztą jakoś nigdy nie wyszedł
temat jakiejś wycieczki w tamtym kierunku.
Nie
można tak dla kaprysu targać przez pół Europy, żeby komuś
powiedzieć – Hej! Jesteśmy.
Na
okoliczność Jubileuszu Szwagier przylatuje do córki która mieszka
gdzieś tam na południowym zachodzie naszego pięknego kraju.
Szwagier
przyjeżdża jak ja to nazywam „po szwagrowemu”, czyli w sobotę
wieczorem. Mnie czeka dwieście kilometrów w jedną stronę, a
potem z powrotem w tym samym dniu . Wszem wiadomo że w poniedziałek
trzeba być w pracy.
Niedzielne
spotkanie to będzie raczej urodzinowa herbatka u Ciotki Klotk niż
ryk wyliniałych, ale zawsze lwów.
Zapakuję
więc żonę do auta tym niedzielnym porankiem, obciążając tylną
oś teściową i dalej na spotkanie nieznanego. Bo ile Szwagra znam
( czasem mi się wydaje że jak zły szeląg) to nie widziałem
scenografii czyli domu jego córki.
Ktoś
teraz powie, że trudno mi dogodzić i że powinienem się cieszyć z
zaproszenia.
Ależ
cieszę się i pewnie z przyjemnością pojechałbym tam w
cieplejszych miesiącach, zakładając nawet jakiś delikatny nocleg.
Jak
zwykle o życiu decydują drobiazgi. W odświeżanej pamięci
drobiazgi rosną i przybierają rozmiary kamieni w Stonehenge.
A
że Szwagier wyrył swój ślad w moim życiu może świadczyć
choćby fakt, że już dwa miesiące po rozpoczęciu blogowania w
listopadzie 2008 r poświęciłem mu post, który Onet zamieścił na
swojej pierwszej stronie. Ktoś z komentujących zarzucił mi, że
swoim postępowaniem zniszczyłem rodzinę.
Zaraz,
zaraz, A czy szwagier to jeszcze rodzina?
Takie
pytanie postawiłem w tytule posta który przypominam poniżej
Czy
szwagier to jeszcze rodzina ?
28
lis 2008
W
jednym z odcinków kultowej „Stawki większej niż życie”
pewien kolejarz zwraca się do dowódcy partyzantki o zwolnienie
zatrzymanego szmuglownika. Komendant pyta
-
To wasza rodzina ?
-
Zaraz tam rodzina. Szwagier – odpowiada kolejarz
A
więc jak to z nim jest? Czy szwagier to tylko złośliwy dodatek do
żony, jak teściowa i otrzymuje się go w pakiecie? Czy może
relacje z nim można ułożyć w sposób prawidłowy, normalny i
rodzinny?
Na
początku wczuj się w sytuacje szwagra. Ty jesteś w końcu facetem
który każdej nocy śpi z jego siostrą. To może być już powód
jego nerwic i depresji.
Jestem
zdania, że na bycie rodziną trzeba sobie zasłużyć, nic nie
działa bowiem z automatu. Nie widzę jednak powodu dla którego nie
mielibyśmy polubić i zaakceptować tego faceta, który widywał w
młodości twoją żonę bez ubrania. W przeciwnym wypadku pozostaje
nam tylko ukute przeze mnie stwierdzenie : szwagier szwagrowi
szwagrem .
Mój
szwagier (powiedzmy) Leszek, towarzysz nie jednej wspólnej imprezy
, współsłuchacz Cohena, miłośnik wina i fajek, które
namiętnie paliliśmy zaraz po ślubie stał się w pewnym momencie
naszego rodzinnego życia ofiarą.
Spokojnie,
stał się ofiara testu na luz wewnętrzny i poczucie humoru.
Pracowałem
wtedy w firmie rozprowadzającej akcydensy. Pod tą dziwaczną nazwą
kryją się wszelkiego rodzaju druki do wykorzystywania w
administracji państwowej i działalności gospodarczej. Delegacje,
kartoteki magazynowe czy na przykład upomnienia z biblioteki.
Właśnie
to ostatnie nasunęło mi pewien pomysł związany z moim szwagrem.
Namiętny
czytelnik dobrej literatury któregoś pięknego dnia otrzymał
pocztą wezwanie do zwrotu do biblioteki całej serii książek.
Wszystkich jakimś trafem o zabarwieniu erotycznym. Te wymyślone
tytuły wraz z autentycznymi opracowaniami wypożyczono w
nieistniejącej bibliotece. Niedzielny obiad u teściowej z początku
spokojny, zakończył się żalami szwagra, że oto jakiś erotoman
na jego konto wypożyczył kupę książek o seksie i ich nie zwraca.
Ulica
na jakimś zadupiu Krakowa wymagała dojazdu trzema autobusami
miejskimi. Szwagier był zdruzgotany.
Nic
nie sprawia większej przyjemności niż zrobić dowcip komuś kto
się tym przejmuje. Kiedy stwierdziłem, że haczyk złapał i
szwagier odpowiednio się przejmuje, powiedziałem :
-
Stawiasz wino a ja powiem Ci co zrobić.
Po
degustacji winka potargałem wezwanie i przyznałem się do dowcipu.
Szwagra puściło.
Stał
się jednak czujny i początkowo nie wierzył nawet w kwity z
elektrowni.
Dla
mnie oznaczało to tylko jeszcze większe wyzwanie
Minęły
dwa lata od tamtej sytuacji. Zbliżały się trzydzieste urodziny
mojego Szwagra. Postanowiłem, że uczcimy te urodziny z rozmachem.
Przygotowałem więc wezwanie do odbycia dwutygodniowego szkolenia
wojskowego. Druk miałem pod ręką, ale żeby nie powielać
bezmyślnie starej sytuacji, podobne wezwanie wysłałem również
do siebie. Dla równowagi.
Tu
muszę dodać, że jesteśmy z tego samego roku.
Jubileuszowa
impreza nadeszła. Udałem się z na imprezę. Przysłowiowe pół
litra i szaliczek, życzenia, cmok-cmok z dubeltówki i do stołu.
Szwagier stanął mi jednak na drodze do biesiadnego stołu.
Uśmiechnięty, że oto złapał mnie na żarcie, grożąc palcem
powiedział
-
Oj szwagier, szwagier, nie dam się nabrać…
Wtedy
ja wyciągnąłem z kieszeni swoje wezwanie. Podstawiłem mu pod nos
i spytałem
-
Czy o takie żarty ci chodzi?.
Leszek
zaniemówił. Osunął się z lekka po futrynie i stracił humor.
Drinkowaliśmy więc i narzekaliśmy na niedogodności służby
wojskowej. Gdzieś koło dziesiątej wstałem i powiedziałem
-
Leszku, Szwagrze mój, mam dla ciebie wspaniały rocznicowy prezent.
Kieruję cię do cywila.
I
tym razem przyznałem się do dowcipu. Ulga jaką poczuł w tamtej
chwili była bezcenna. Nieraz ją zresztą wspominał w towarzystwie
tak zwanych osób trzecich.
Tak
to żartując sobie od czasu do czasu wychowywaliśmy dzieci,
odwiedzali się czasem nie zapominając o drinkowaniu( oczywiście z
umiarem.
Aż
nadszedł ten dzień kiedy poruszyła się ziemia. Jesienny i
ciepły.
Późnym
popołudniem wybraliśmy się do Szwagrówki jak nazywałem
mieszkanie Leszka. Pewnie na jakąś herbatę z pogaduszkami.
Domofon
burczał - brrrrrr !!. Czekamy, słychać już ujadającego psa na
czwartym piętrze i pytanie z głośnika
-
Kto tam ?
-
Ja w sprawie kradzieży samochodu – odpaliłem trochę
automatycznie, działając na tzw żywioł. Szwagier zawsze tak na
mnie rozrywkowo działał . Usłyszałem dźwięk zamka elektrycznego
i nim zdążyłem cokolwiek wytłumaczyć, Szwagier z czwartego
piętra był już na parterze. Kiedy mnie zobaczył przeklął tylko
z lekka i zaczął wracać po schodach do góry.
Weszliśmy
do domu ale emocje były tak wielkie, że Lechu aby rozładować
emocje zdjął sweter i rzucił przez cały pokój, Sweter zatoczył
łuk i spadł na kwiatka. Dorodna dracena w jednej chwili straciła
pióropusz i stała taka goła, w dużej donicy na małym taboreciku.
Patrząc na efekty tego odstresowania, Lechu podbiegł do gołego
pnia i skopał go z podwyższenia. Ziemia rozsypała się wokół ale
doniczka nie pękła. Szwagier jak w jakimś amoku skoczył dwa razy
na donicę ( a jest człowiekiem dużej wagi i miary) aż ta
rozpadła się na kawałki.
Nie
czekałem na ciąg dalszy salwowałem się ucieczką albo inaczej
wycofałem się na z góry upatrzone pozycje . Po około pół
godziny wróciłem do domu Szwagrów i przepraszając za zaistniały
incydent zapewniłem, że nie będę robił sobie z niego dowcipów.
Słowa
dotrzymałem ale przez to nasze kontakty stały się wyprane z
emocji, sztampowe i trochę sztuczne. Z czasem prawie zanikły.
W
ostatnim dowcipie nie uwzględniłem wielkiego przywiązania szwagra
do własnych rzeczy. Teraz spotykamy się tak rzadko, że spokojnie
mogę powiedzieć
-
Wszyscy swoi tylko szwagier obcy
A
może to tylko dlatego, że wyjechał do Dublina ?