Przychodzimy, odchodzimy leciuteńko na paluszkach Szczotkujemy wycieramy Buty nasze twarze nasze Żeby śladów nie zostawić Żeby śladów nie zostało Miasta nasze domy nasze Na uwięzi się kołyszą Tuż nad ziemią ledwo ledwo Jak wiatr mały to nie widać A jak wielki wiatr się zdarzy Wielka bieda puszczą cumy Zatrzepocą się zatańczą Miasta nasze domy nasze I polecą w stratosferę Przygarbionych w pustym polu Bez oparcia bez osłony Bez niteczki choćby coby Przytwierdzała nas do ziemi Wiatr nas porwie i poniesie Za kołnierze podniesione Porozrzuca gdzieś w przestrzeni Nam to nic przeczekamy A jak skończy jak ucichnie To wstaniemy otrzepiemy klapy nasze rączki nasze Żeby śladu nie zostało Od początku zbudujemy Miasta nasze domy nasze Sprzęty nasze lampy nasze Żeby wiatr miał czym kołysać
Słowa J. Jęczmyk
Muzyka Z. Konieczny |
niedziela, 4 lutego 2018
Przychodzimy odchodzimy
wtorek, 30 stycznia 2018
Bieganie na biegunie
Kiedy robię weekendowe zakupy według
listy, tęsknie za biegunem. Wszystko jedno czy to biegun północny
czy południowy.
Papryka wędzona – o jest. Do koszyka
Dlaczego na biegun? Czytałem
wspomnienia jakiegoś uczestnika ekspedycji polarnej.
Napisał, że po sześciu miesiącach
na stacji badawczej zorientował się jak niewiele rzeczy, tak
naprawdę, potrzeba mu do życia.
A mnie lista rośnie
Nasiona Ghia – są. Do koszyka
Chociaż jestem odporny na agresywny
marketing i reklamy w mediach mam słabość do mojej żony i koniec
końców, kupuję ten nowy żelowy środek do kibla, choć stary płyn
świetnie sobie z nim radzi.
Coś się zatłuściło, coś straciło
swój dawny blask i coś nie przystaje już do dzisiejszych czasów.
To tak jak z firankami.
Kiedy moja żona uważa, że trzeba je
natychmiast wyprać a okna przetrzeć, ściągam pokornie firany choć
na mój gust są jeszcze zupełnie czyste.
No ale firanki to damski konik.
Lata temu opowiadano sobie taki dowcip
w formie pytania.
- Jak sprawić by kobieta jeszcze
kwadrans po stosunku krzyczała?
Wystarczy wytrzeć penisa w firanę
Nie byłem nigdy tak ekstremalny, ale
są chwile gdy człowiek chciałby wyjść z domu, albo z tego domu
wybiec. Uciekać tak przed samym sobą, na drugi koniec kraju, niczym
filmowy Forrest Gump.
Pamiętacie? Buty, czapeczka i w drogę.
Jakże złudne są te marzenia
przekonałem się w czasie ostatniego pobytu u fryzjera.
Tam dla zabicia czasu wyczekiwania aż
trwała zwiąże, wyłożono plik starych gazet i magazynów
Ponieważ jest to salon damsko-męski
oczywistym jest, że nie ma choćby i pięcioletnich numerów
Playboya. Roi się za to od damskich magazynów dzięki czemu wiem
już jak wyhodować bujną rzeżuchę i co zrobić by suflet nie
opadł zbyt szybko.
Tam też studiując damski magazyn,
dowiedziałem się jak naiwny byłem myśląc, że do biegania
wystarczą mi jakiś buty i ewentualnie czapeczka, oprócz
oczywiście celu.
Otóż okazuje się, że cel nie jest
najważniejszy, bo nie ważne jest by gdzieś dobiec, a wartością
samą w sobie jest właśnie bieganie.
Nim jednak staniemy pośród innych
biegaczy, musimy poczynić pewne zakupy takie absolutely must have.
Z prostego wyliczenia wyszyło, że na
dzień dobry trzeba wyłożyć prawie dwa tysiące.
No i co panie Gump? Przesrane
Czyżby więc pozostało tylko bieganie
na biegunie?
A więc tak :
Żel pod prysznic 11 zł,-
Czapka z daszkiem 49,50 zł,-
Opaska monitorująca aktywność 659 zł,- ( żeby mieć samodyscypilnę i materiał na Facebooka)
Bluza z kapturem 89,90 zł,-
Biustonosz 199 zł,-
Antyprespirant 14,99 zł
Różowy Top 31,92
Sportowe buty 339,99 zł,-
Puder/ podkład 140 zł,- by biegając wyglądać ślicznie
Legginsy z graffiti stworzonym przez artystę 269 zł,-
Razem 1804,43.
Opaska na smartfon 29,90
Pewnie do tego potrzebny jest i firmowy smartfon nie starszy niż 3 miesiące bo wstyd.
Przepraszam, przewaliłem powyżej mówiąc o dwóch kołach
Chyba zrezygnuję i pójdę z psem na spacer. Pokopiemy w krecich kopcach i zachwycimy się zmrożonym owocami czarnego bzu, pozostałymi na gałęziach. Obejrzymy z oddali zakole Wisły i wrócimy do domu.
Ona na michę kulek ja na herbatę z kieliszeczkiem nalewki
Koszty?
Nieporównywalne
piątek, 26 stycznia 2018
Przyjaciele
Gdzie oni są
gdzie wszyscy moi przyjaciele
zabrakło ich
choć zawsze było ich niewielu
schowali się
po różnych miastach różnych nacjach
pożarła ich
galopująca emigracja
gdzie są moi przyjaciele
bojownicy z tamtych lat
zawsze było ich niewielu
teraz jestem sam *
gdzie wszyscy moi przyjaciele
zabrakło ich
choć zawsze było ich niewielu
schowali się
po różnych miastach różnych nacjach
pożarła ich
galopująca emigracja
gdzie są moi przyjaciele
bojownicy z tamtych lat
zawsze było ich niewielu
teraz jestem sam *
Tak prawdę powiedziawszy to emigracja
zabrała mi tylko szwagra, ale czy szwagier był mi przyjacielem?
Mocno ograniczyłem nazywanie kogoś
przyjacielem, po własnych, traumatycznych przeżyciach.
Otóż w odległej przeszłości
chociaż w tej galaktyce, będąc przed czterdziestką porzuciłem
pracę i wygodne życie w własną rodziną bo mnie o to poprosił
przyjaciel.
Przez długich jedenaście lat
widywałem się z najbliższymi jedynie w weekendy.
Zatrudniony w firmie w której
przyjaciel był szefem, zająłem się organizacją sprzedaży. W
moim odczuciu z powodzeniem.
Kalkulowałem, że w godzinach pracy
będzie między nami relacja szef - podwładny, a po godzinach zmieni
się w przyjacielską. Nie wiedziałem, że kierownicze stanowisko
uzależnia jak narkotyk. Ze trudno wyjść z butów szefa nawet na
prywatnych imprezach.
W końcu, że ktoś gotów poświęcić
wszystko i każdego kto mógłby zagrozić regularnie płaconej
tłustej pensji. Dlaczego ja wtedy byłem taki zdziwiony?. Być może
zbyt wiele poświęciłem.
Zawód tak wielki, a do dzisiaj dziwię
się, że wtedy nie wylało mnie gdzieś w kąciku.
Nie, nie rzuciłem pracy bo byłoby to
nieprofesjonalne. Odszedłem jednak w końcu i z oddali obserwowałem
jak imperium sypie się, a w telefonie byłego przyjaciela kurczy się
lista nazwisk.
Odwiedziłem go w szpitalu gdy
zachorował. Dzwonimy teraz do siebie okazjonalnie, ale nikomu nie
przyszłoby chyba do głowy nazywać tego przyjaźnią.
Inni przestali się pojawiać gdy
sytuacja materialna naszej rodziny poprawiła się nieco. Jakiś nowy
zakup był już nie do przełknięcia i telefony zamilkły.
Czy żałuję?
Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli
przyjaciel cię zawiódł, to znaczy to mniej więcej tyle, że nigdy
twoim przyjacielem nie był.
Tak to traktuję i ja, a ludziom o
delikatnym sercu i religijnej duszy powiem, że potrafię nie
przeszkadza to w zwykłym, ludzkim wybaczeniu.
Przebaczałem choć potrzebowałem do
tego dystansu.
J.U. Niemcewicz napisał, że gdy
stracisz, co ci fortuna udzieli, dopiero poznasz czy masz przyjaciół.
Myśl
może nie tak pięknie wyartykułowana jak z książek Paulo Coelho,
ale
jakże prawdziwa.
Kiedy
żona siadła na wózku, znajomi czwórkami znikali z naszego domu,
chociaż nigdy nie prosiłem ich o pomoc, choć tego duchowego
brakowało mi najbardziej.
Niektórzy
uważali pewnie, że niepełnosprawnością można się zarazić.
Któregoś
dnia, zdecydowanym ruchem skasowałem pokaźną listę kontaktów w
swoim smartfonie.
Dziewięć
lat zmagania się niepełnosprawnością zahartowało nas i
impregnowało.
Pozdrawiam
więc przyjaciół, którzy odeszli gdy tylko skończyły się ich
problemy.
Chcesz
liczyć? Licz na siebie - to moje ulubione powiedzenie.
W
sumie to jestem szczęściarzem, bo od lat mogę liczyć na własną
żonę. Mam nadzieję, że i Ona może to o mnie powiedzieć
A
poza tym?
Poza
tym widziałem taki kubek porcelanowy z napisem:
Z
każdym dniem mojego życia rośnie liczba osób które mogą mnie
pocałować w dupę.
A
może to był podkoszulek?
Nie
ważne. Ważne że nasiliło mi się to po pięćdziesiątce.
A
tu szósty krzyżyk puka do drzwi, a więc wprawa jest.
*) Biała flaga Republika
wtorek, 9 stycznia 2018
Za zdrowie mojego Szwagra
Wczoraj,
wieczorową porą zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz ale
nie ułatwiło mi to podjęcia decyzji. Nie wiedziałem czy podjąć
czy też odrzucić połączenie, bowiem wyświetlany numer nic mi nie
mówił.
Zaryzykowałem.
Dzwoniła
bratanica zony, zapraszając na organizowaną pod koniec stycznia
sześćdziesiątkę ojca, czyli urodziny mojego Szwagra.
Gładko
uniknąłem jasnej deklaracji, uzależniając wyjazd od pogody, która
jak to w zimie może być różna.
-
Intryga szyta tak grubymi nićmi – powiedziałem do żony
odkładając aparat – To widać słychać i czuć
Prawda
– powiedziała żona i był to w zasadzie jedyny komentarz do
całego zdarzenia.
O
co chodzi?
O
to że oczekiwałem oficjalnego zaproszenia
Dlaczego?
Mój
szwagier obchodzi w tym roku sześćdziesiątkę. Pora właściwa dla
życzeń i gratulacji.
Problem
jednak w tym, że od ponad dziesięciu lat pomnaża on PKB Irlandii.
Do Irlandii zaś trochę daleko. Zresztą jakoś nigdy nie wyszedł
temat jakiejś wycieczki w tamtym kierunku.
Nie
można tak dla kaprysu targać przez pół Europy, żeby komuś
powiedzieć – Hej! Jesteśmy.
Na
okoliczność Jubileuszu Szwagier przylatuje do córki która mieszka
gdzieś tam na południowym zachodzie naszego pięknego kraju.
Szwagier
przyjeżdża jak ja to nazywam „po szwagrowemu”, czyli w sobotę
wieczorem. Mnie czeka dwieście kilometrów w jedną stronę, a
potem z powrotem w tym samym dniu . Wszem wiadomo że w poniedziałek
trzeba być w pracy.
Niedzielne
spotkanie to będzie raczej urodzinowa herbatka u Ciotki Klotk niż
ryk wyliniałych, ale zawsze lwów.
Zapakuję
więc żonę do auta tym niedzielnym porankiem, obciążając tylną
oś teściową i dalej na spotkanie nieznanego. Bo ile Szwagra znam
( czasem mi się wydaje że jak zły szeląg) to nie widziałem
scenografii czyli domu jego córki.
Ktoś
teraz powie, że trudno mi dogodzić i że powinienem się cieszyć z
zaproszenia.
Ależ
cieszę się i pewnie z przyjemnością pojechałbym tam w
cieplejszych miesiącach, zakładając nawet jakiś delikatny nocleg.
Jak
zwykle o życiu decydują drobiazgi. W odświeżanej pamięci
drobiazgi rosną i przybierają rozmiary kamieni w Stonehenge.
A
że Szwagier wyrył swój ślad w moim życiu może świadczyć
choćby fakt, że już dwa miesiące po rozpoczęciu blogowania w
listopadzie 2008 r poświęciłem mu post, który Onet zamieścił na
swojej pierwszej stronie. Ktoś z komentujących zarzucił mi, że
swoim postępowaniem zniszczyłem rodzinę.
Zaraz,
zaraz, A czy szwagier to jeszcze rodzina?
Takie
pytanie postawiłem w tytule posta który przypominam poniżej
Czy
szwagier to jeszcze rodzina ?
28
lis 2008
W
jednym z odcinków kultowej „Stawki większej niż życie”
pewien kolejarz zwraca się do dowódcy partyzantki o zwolnienie
zatrzymanego szmuglownika. Komendant pyta
-
To wasza rodzina ?
-
Zaraz tam rodzina. Szwagier – odpowiada kolejarz
A
więc jak to z nim jest? Czy szwagier to tylko złośliwy dodatek do
żony, jak teściowa i otrzymuje się go w pakiecie? Czy może
relacje z nim można ułożyć w sposób prawidłowy, normalny i
rodzinny?
Na
początku wczuj się w sytuacje szwagra. Ty jesteś w końcu facetem
który każdej nocy śpi z jego siostrą. To może być już powód
jego nerwic i depresji.
Jestem
zdania, że na bycie rodziną trzeba sobie zasłużyć, nic nie
działa bowiem z automatu. Nie widzę jednak powodu dla którego nie
mielibyśmy polubić i zaakceptować tego faceta, który widywał w
młodości twoją żonę bez ubrania. W przeciwnym wypadku pozostaje
nam tylko ukute przeze mnie stwierdzenie : szwagier szwagrowi
szwagrem .
Mój
szwagier (powiedzmy) Leszek, towarzysz nie jednej wspólnej imprezy
, współsłuchacz Cohena, miłośnik wina i fajek, które
namiętnie paliliśmy zaraz po ślubie stał się w pewnym momencie
naszego rodzinnego życia ofiarą.
Spokojnie,
stał się ofiara testu na luz wewnętrzny i poczucie humoru.
Pracowałem
wtedy w firmie rozprowadzającej akcydensy. Pod tą dziwaczną nazwą
kryją się wszelkiego rodzaju druki do wykorzystywania w
administracji państwowej i działalności gospodarczej. Delegacje,
kartoteki magazynowe czy na przykład upomnienia z biblioteki.
Właśnie
to ostatnie nasunęło mi pewien pomysł związany z moim szwagrem.
Namiętny
czytelnik dobrej literatury któregoś pięknego dnia otrzymał
pocztą wezwanie do zwrotu do biblioteki całej serii książek.
Wszystkich jakimś trafem o zabarwieniu erotycznym. Te wymyślone
tytuły wraz z autentycznymi opracowaniami wypożyczono w
nieistniejącej bibliotece. Niedzielny obiad u teściowej z początku
spokojny, zakończył się żalami szwagra, że oto jakiś erotoman
na jego konto wypożyczył kupę książek o seksie i ich nie zwraca.
Ulica
na jakimś zadupiu Krakowa wymagała dojazdu trzema autobusami
miejskimi. Szwagier był zdruzgotany.
Nic
nie sprawia większej przyjemności niż zrobić dowcip komuś kto
się tym przejmuje. Kiedy stwierdziłem, że haczyk złapał i
szwagier odpowiednio się przejmuje, powiedziałem :
-
Stawiasz wino a ja powiem Ci co zrobić.
Po
degustacji winka potargałem wezwanie i przyznałem się do dowcipu.
Szwagra puściło.
Stał
się jednak czujny i początkowo nie wierzył nawet w kwity z
elektrowni.
Dla
mnie oznaczało to tylko jeszcze większe wyzwanie
Minęły
dwa lata od tamtej sytuacji. Zbliżały się trzydzieste urodziny
mojego Szwagra. Postanowiłem, że uczcimy te urodziny z rozmachem.
Przygotowałem więc wezwanie do odbycia dwutygodniowego szkolenia
wojskowego. Druk miałem pod ręką, ale żeby nie powielać
bezmyślnie starej sytuacji, podobne wezwanie wysłałem również
do siebie. Dla równowagi.
Tu
muszę dodać, że jesteśmy z tego samego roku.
Jubileuszowa
impreza nadeszła. Udałem się z na imprezę. Przysłowiowe pół
litra i szaliczek, życzenia, cmok-cmok z dubeltówki i do stołu.
Szwagier stanął mi jednak na drodze do biesiadnego stołu.
Uśmiechnięty, że oto złapał mnie na żarcie, grożąc palcem
powiedział
-
Oj szwagier, szwagier, nie dam się nabrać…
Wtedy
ja wyciągnąłem z kieszeni swoje wezwanie. Podstawiłem mu pod nos
i spytałem
-
Czy o takie żarty ci chodzi?.
Leszek
zaniemówił. Osunął się z lekka po futrynie i stracił humor.
Drinkowaliśmy więc i narzekaliśmy na niedogodności służby
wojskowej. Gdzieś koło dziesiątej wstałem i powiedziałem
-
Leszku, Szwagrze mój, mam dla ciebie wspaniały rocznicowy prezent.
Kieruję cię do cywila.
I
tym razem przyznałem się do dowcipu. Ulga jaką poczuł w tamtej
chwili była bezcenna. Nieraz ją zresztą wspominał w towarzystwie
tak zwanych osób trzecich.
Tak
to żartując sobie od czasu do czasu wychowywaliśmy dzieci,
odwiedzali się czasem nie zapominając o drinkowaniu( oczywiście z
umiarem.
Aż
nadszedł ten dzień kiedy poruszyła się ziemia. Jesienny i
ciepły.
Późnym
popołudniem wybraliśmy się do Szwagrówki jak nazywałem
mieszkanie Leszka. Pewnie na jakąś herbatę z pogaduszkami.
Domofon
burczał - brrrrrr !!. Czekamy, słychać już ujadającego psa na
czwartym piętrze i pytanie z głośnika
-
Kto tam ?
-
Ja w sprawie kradzieży samochodu – odpaliłem trochę
automatycznie, działając na tzw żywioł. Szwagier zawsze tak na
mnie rozrywkowo działał . Usłyszałem dźwięk zamka elektrycznego
i nim zdążyłem cokolwiek wytłumaczyć, Szwagier z czwartego
piętra był już na parterze. Kiedy mnie zobaczył przeklął tylko
z lekka i zaczął wracać po schodach do góry.
Weszliśmy
do domu ale emocje były tak wielkie, że Lechu aby rozładować
emocje zdjął sweter i rzucił przez cały pokój, Sweter zatoczył
łuk i spadł na kwiatka. Dorodna dracena w jednej chwili straciła
pióropusz i stała taka goła, w dużej donicy na małym taboreciku.
Patrząc na efekty tego odstresowania, Lechu podbiegł do gołego
pnia i skopał go z podwyższenia. Ziemia rozsypała się wokół ale
doniczka nie pękła. Szwagier jak w jakimś amoku skoczył dwa razy
na donicę ( a jest człowiekiem dużej wagi i miary) aż ta
rozpadła się na kawałki.
Nie
czekałem na ciąg dalszy salwowałem się ucieczką albo inaczej
wycofałem się na z góry upatrzone pozycje . Po około pół
godziny wróciłem do domu Szwagrów i przepraszając za zaistniały
incydent zapewniłem, że nie będę robił sobie z niego dowcipów.
Słowa
dotrzymałem ale przez to nasze kontakty stały się wyprane z
emocji, sztampowe i trochę sztuczne. Z czasem prawie zanikły.
W
ostatnim dowcipie nie uwzględniłem wielkiego przywiązania szwagra
do własnych rzeczy. Teraz spotykamy się tak rzadko, że spokojnie
mogę powiedzieć
-
Wszyscy swoi tylko szwagier obcy
A
może to tylko dlatego, że wyjechał do Dublina ?
środa, 3 stycznia 2018
Te chwile kiedy czuję sie lepszy niż jestem.
Lubie sobie poczytać Księdza
Bonieckiego. Korzystam z darmowej możliwości czytania Tygodnika
Powszechnego. Kiedyś lubiłem też Księdza posłuchać, ale okazuje się, że
w moich gustach różnię się zdecydowanie od przełożonych Duchownego.
Bez oglądania się na zasady pisowni
języka polskiego specjalnie użyłem określeń funkcji z małej
albo dużej litery.
Od dawna uważałem, że po takiej
lekturze czuję się lepszy. Nie żebym był lepszy, ale czuje się lepiej. To takie trudne w ostatnich zwłaszcza
czasach.
Znak czasów jest zaś taki, że
pozostaje mi tylko lektura tekstów.
O moi rodzice. Chwała Wam za to, że
nauczyliście mnie czytać. Czytać ze zrozumieniem –
parafrazowałem cytat z Moliera.
Fragment z felietonu który poruszył
brzmiał:
... Mówi się niekiedy, że żyjemy w
czasach bylejakości, bez prawdziwych autorytetów. Ale może my
prawdziwych autorytetów wcale nie chcemy, a na miejsce zajmowane
dotąd przez autorytety stawiamy podobne do nas miernoty,
„autorytety” na nasz własny obraz i podobieństwo? Autorytety
prawdziwe zaś co najwyżej uznajemy dopiero po ich śmierci? Iluż
jest pośmiertnych piewców wielkich ludzi, którzy kiedy ci żyli,
albo ich lekceważyli, albo zatruwali im życie. *1
Ze smutkiem muszę
przyznać, że ta niechęć do autorytetów to nie jest wynalazek
ostatnich czasów.
W czasach
słusznie minionej epoki, też gardziło się autorytetami.
Autorytetem zgodnie z logiką był w danej chwili jeden człowiek, a
jednostka była niczym.
Majakowski napisał
że
Jednostka - zerem,
jednostka - bzdurą, sama - nie ruszy pięciocalowej kłody, choćby
i wielką była figurą, cóż dopiero podnieść dom pięciopiętrowy.
Wartością była partia, podejmująca wspólne decyzje. Kolektywne a więc pozwalające na ukrycie się za
plecami towarzysza. W wypadku wtopy też uwalniały od
odpowiedzialności plecy towarzysza. Jakież to bezpieczne.
Zadziwiające jest
to, że mając w takiej pogardzie jednostkę doprowadzono w czasie
tak zwanego okresu błędów i wypaczeń do jej kultu. Ale to już całkiem inna historia.
Potrzeba nam
dobrych wzorców, ludzi z których dorobku można by czerpać
własnym rękami.
Zauważył to
nieodżałowany Bułat Okudżawa który śpiewał parę dekad temu
A przecie mi żal, że nad naszym
zwycięstwem niejednym Górują cokoły, na których nie stoi już
nikt *2
Wyciągnęliśmy
naukę z historii?
Tak, tak.
Jednostka teraz wszystkim. Znów w modzie cokoły, Naczelnik,
Sulejówek choć jakby bardziej „neo”.
Analizując słowa Księdza
Bonieckiego zauważyłem, że korzystamy z dorobku kolejnego
wielkiego Polaka. Wszak to Mikołaj Kopernik napisał rozprawę o
wypierana pieniądza lepszego przez pieniądz gorszy. Odnoszę
wrażenie, że ta ze wszech miar aktualna pozycja odnosi się nie
tylko do pieniędzy
Subskrybuj:
Posty (Atom)