Akurat teraz zabrakło mi tego słowa na
nad..... W głowie uparcie pojawiała się „nadwrażliwość”, a
przecież jest jeszcze, nadczynność, nadkwaśność i choćby
nadwzroczność. Nadrealność sytuacji spowodowała moje
zakłopotanie.
Oto chciałem popisać się
powiedzonkiem wobec kobiety z tak zwanej gorącej linii. Przy okazji
wiem już dlaczego nazywają to gorącą linią. Przy przedstawianiu
mojej sprawy kolejnej już osobie, rozgrzałem się do czerwoności.
No to co jest gorsze od faszyzmu ?
Z głowy nie chciała wylecieć
nadwrażliwość, bo nadwrażliwość to piękna cecha. Samemu
obdarowanemu nią wiele razy nie jest jednak do śmiechu, a czasami
nawet do płaczu bywa. W końcu przypomniałem sobie, że idzie o
nadgorliwość.
Cięta riposta poszła się paść na
łąkę, a mój organizm zdawał się jakby usprawiedliwiać
wyświechtanym powiedzonkiem, że teraz tak będzie coraz częściej.
Nadgorliwość. Gdzie pozwoliłem sobie
na nią? W płatnościach.
Reprezentuję ten odchodzący w niebyt
typ który po otrzymaniu miesięcznego wynagrodzenia najpierw płaci
czynsze, media i inne cykliczne opłaty, a dopiero wtedy gospodaruje
tym co pozostało.
Niestety nie wszyscy dostawcy usług
hołdują moim zasadom, przesyłając mi faktury dopiero w połowie
miesiąca, albo i później.
Ponieważ mam już doświadczenie
związane z wiekiem, a gdy kwota jest stała, płacę przed
otrzymaniem dokumentów.
Tak uczyniłem z telewizją i
internetem, które dotychczas miałem spięte w jedną tak zwaną
multiofertę.
Ponieważ internet reklamowany jako LTE
docierał do mnie w formie szczątkowej, albo wcale nie docierał,
doczekałem cierpliwie do końca umowy. Ech te promocyjne warunki
bez możliwości wycofania się. No, wycofać się można ale to się
naprawdę nie opłaci.
Wypowiedziałem w końcu usługę
dostawy Internetu.
No nie tak od razu, bo po pierwsze
musiałem udać się do punktu operatora gdzie napisałem wniosek o
rozdzielenie usług czyli tak zwaną demultizację usługi.
Po jakimś czasie dostałem SMS-a że
już mogę i jeszcze raz musiałem pojawić się w punkcie obsługi
w celu wypowiedzenia właściwego.
Ciekawe że posiadając internetowe
konto mogę płacić za usługi i poszerzać ofertę on line,
wypowiedzieć zaś mogę wyłącznie osobiście.
Czuję w tym pomysł który zakłada
nasze wrodzone lenistwo.
Teraz zaczął mnie atakować „Dział
utrzymania klienta” kusząc lepszymi ofertami.
Powszechnie wiadomo, że klienta
rozpieszcza się dopiero wtedy gdy chce to wszystko rzucić w
cholerę, wcześniej jest on tylko numerem do wpłat.
Zanim jednak zaczęli mnie
rozpieszczać, dokonałem płatności miesięcznej i to jak zwykle
przed czasem.
Okazało się (to mój błąd
nieprzewidywania), że całą kwotę wrzucono mi na konto –
Internet gdzie
z którego nawiasem mówiąc już nie
korzystam. Tu miałem dużą nadpłatę, telewizja została z
miesięczną niedopłatą.
Az mnie zatkało jak zobaczyłem kwoty
na czerwono. Z moim podejściem do finansów!
- To nie są proste rzeczy –
poinformował mnie pan z gorącej infolinii.
- Przyjęłam zgłoszenie reklamacji,
okres rozpatrzenia wynosi do 30 dni.
- O już przypomniałem sobie to słowo
szanowna pani. Nadgorliwość. Nadgorliwość jest gorsza od
faszyzmu. Myślałem, że robię dobrze, ale stare przysłowie mówi
– nie rób nikomu dobrze, nie będzie ci źle
Przysłowia są mądrością narodów i
ja po raz kolejny muszę to potwierdzić.
Potem spłynął na mnie czas
rozpieszczania.
Zaproponowano więcej za to samo, a
przy drobnej dopłacie całe rozpasanie.
HBO 1, HBO 2, HBO3, dwa inne kanały
filmowe i filmy na życzenie w cenie.
To ciekawa propozycja przy mojej
alergii na mydlane seriale. Kanał z filmami festiwalowymi już
wcześniej rozpalał moją wyobraźnię.
Niedzielne premiery jakże inne od
„Kevina samego w domu” i „Zabójczej broni”.
W niedzielę „ Powidoki” . No nie
miałem okazji a chciałem to zobaczyć już dawno.
Idzie szara jesień, a potem zima i coś
by można obejrzeć przy gorącej herbacie, kieliszeczku własnej
nalewki i rozgrzanym kominku. Za szybą powoli dogorywa kawałek
buka wolnego od kornika, z górskiego lasu który tak bliski memu
sercu.
No wszystko przemawia za.
- Suka, masz chyba pecha
Suka spojrzała na mnie znacząco, bo
przyszedł już czas na tradycyjny spacer wieczorny./
Dzisiejszy wieczór był jeszcze z
miesiąc temu jasnym i ciepłym popołudniem.
Jakby na przekór moim słowom,
położyła mi łapę na kolanie i dalej wpatrywać się intensywnie
w moje oczy tym szczenięcym prawie, pełnym uwagi i uwielbienia
wzrokiem.
Przyznam, że to mi zaimponowało a
więc wstałem i założyłem buty. Narzuciłem kurtkę, a wobec
wszech otaczającej nas ciemności podjąłem szybki proces myślowy.
Otwarłem na oścież drzwi do garażu
i odpiąłem od roweru czerwony mrugacz, który zazwyczaj mocuje się
z tyłu roweru. Oplotłem go dwa razy wokół suczej obroży i
uruchomiłem.
Mrugając sobie w jednostajnym rytmie,
wybraliśmy się do starego sadu co to najbliżej naszego domu
rośnie. Już nie musiałam wysilać wzroku bo dwie pulsujące diody
doskonale lokalizowały psa.
Kiedy traciłem z oczu światełka,
przywoływałem zwierzaka do porządku.
Stałem akurat w cieniu sumaka, kiedy z
domu obok wybiegły dwie sąsiadki.
- Niech Pani spojrzy, jakiś wariat
szaleje po ciemku na rowerze.
- Że też się nie boi.
Na dźwięk znajomych głosów suka
pojawiła się przed sąsiadkami energicznie merdając ogonem.
Teraz dopiero zdały sobie sprawę z
pomyłki, śmiały się nawet kiedy i jak wyszedłem z cienia.
- Dobry pomysł nie?
-Dobry tylko to przypomina....
- Wiem publiczność na koncertach z
różkami albo kokardkami mrugającymi na głowie.
Rzeczywiście w pewnych sytuacjach
światła układały się tak jakby syka miała wciśnięte na uszy
mrugające gadżety rodem z festiwali i koncertów.
Bokserce to jednak zupełnie nie
przeszkadzało, ponieważ stary ogród tak nasycony był zapachami
odwiedzających go gości, że w pełni rekompensował przyjmowanie
go przez nozdrza w nieco upiornej czerwonawej poświacie.
Niuch, niuch – bażant. Niuch, niuch –
jeż. Niuch niuch – o ja tu kiedyś sikałam.
Po spacerze nie odnosiłem już
światełka do garażu, zostało pod ręką bo z pewnością jeszcze
się przyda zanim zima oprószy łąki i sady na biało, zanim nawet w
bezksiężycową noc rude suczysko odcinać się będzie od
zmrożonej trawy i zasypanych na biało krzaków.
Wobec zgromadzonego drzewa do kominka,
powiem śmiało – zima może przychodzić.
No może tylko zbiorę do końca
pomidory i winogrona. Może orzechy laskowe. Jeszcze raz skoszę
trawę. Wyrzucę kompost w ogródku i przerzucę ziemie
glebogryzarką.
Cofam.... cofam zaproszenie.
Przychodź zimo w swoim czasie.