Nieistotny nie żyje tylko ostatnią
ziemską podróżą i chociaż głęboko schowana, od czasu do czasu
dusza wędrowca pika go boleśnie, powodując ostre kłucie w klatce
piersiowej.
Na te okoliczność Jan Maria
Nieistotny przeszedł nawet komplet badań na podstawie których
domowy doktor zdiagnozował
- Ma pan klasyczny Weltschmerz. To
taki zespół nastrojów i emocji typu: depresja, smutek, apatia,
melancholia wynikające z myśli o niedoskonałości świata.
- Ból istnienia mówi Pan Doktor? A
przecież nie jestem już w wieku Wertera, tym bardziej Wertera
młodego
- Ja mówię co widzę. Medycyna a
szczególnie jej część dotycząca naszej psychiki co rusz nas
zaskakuje. Niech Pan zrobi coś szalonego. Gdzieś pojedzie, z kimś
zabaluje. Czy ja wiem co dla pana oznacza szaleństwo?
- A nie wystarczy gdybym się tak raz
lud dwa spóźnił do pracy? Po tylu latach punktualności to byłoby
szalone.
- I widzi Pan, to właśnie tak dusi i
przytłacza, to poczucie obowiązku. Ktoś to ostatnio docenił?
- No...
- No właśnie. Nie namawiam do podróży
dokoła świata. Ale takie na przykład Indie?
- Indie mówi Pan?
- Indie mówię. Na przykład.
- Z czym szalonym kojarzą mi się
Indie? - Zaczął zastanawiać się na tym po drodze z przychodni.
Jak przedstawiciel starszego pokolenia
najpierw wymieniłby przyprawy.
Cynamon, gałka muszkatołowa, imbir,
kurkuma, kardamon i szafran.
A potem na jednym wdechu:
Bajecznie kolorowe sari
Joga
Święte krowy
Indira Ghandi. O Mahatmie nie
zapominając
Świątynia szczurów
Metamorfoza Anny Kalaty
Nie zyskał jego miłości Bollywood ze
swoimi roztańczonymi i rozśpiewanymi filmami, ale nawet on wie kto
to jest Aishwarya Rai
Indie.
Chyba z dziesięć razy oglądał
Indianę Jonesa i Świątynię Zagłady, a więc jego wiedza jest
prawie na poziomie eksperckim.
No i to, że miał te biznesowy kontakt
ze stalowym imperium Laksmi Mittala, podpowiadało mu po raz kolejny
- Indie
Wszystko to co napisał wyżej okazało
się nic niewarte wobec tego co zobaczył w ostatnią niedzielę w
salonie jednej z sieciówek.
- Wieża Eiffela! - zawołał
przedzierając się przez stos bibelotów.
Nieistotny lubi czasem oglądać
działy rzeczy niepotrzebnych. Bo czymże by było nasze życie bez
rzeczy których przeznaczenia trudno się doszukać poza jednym, że
nas urzekły?
Sporych rozmiarów wieża, kusiła
swoją bezużytecznością. Podszedł do niej i wziął do rąk.
A może tylko Paryż? Po prostu Paryż
z jego szaloną atmosferą?
No w końcu skąd jest „Crazy Hors”
szalony z samej choćby nazwy?
To jest chyba wystarczająco szalone i
praktycznie niedalekie.
Wzrok jego powędrował na zwisającą
na sznurku metkę, czy jak kto woli przywieszkę.
„A journey to India”
Zwiedzaj Indie, bo tak chyba można to
przetłumaczyć. Od tej strony nie znał tego kraju. A więc to
inżynier Eiffel bezczelnie skopiował jakiś stary hinduski
zabytek? A może jest tylko odwrotnie?
Co ma przysłowiowy piernik do
wiatraka? To jakby wizytówką Warszawy był miś Koala, a Berlina
duńska Syrenka.
Co innego widzę, co innego czytam
W jakim kraju żyję? Ja Was wszystkich
pytam - wyrzucił z siebie wierszem. Bo wiadomo, że wszystko co niej
jest prozą jest wierszem.
Odnosił wrażenie, że odebrał
solidne przygotowanie w państwowej szkole i to jeszcze przed
reformami. Ten widok jednak wywołał w jego pojmowaniu świata
pewne zamieszanie.
- Indie - krzyczał napis
- Indie! Indie - starał się słodko
szeptać stojący na sąsiedniej półce Budda.
- Indie - mówił doktor od pierwszego
kontaktu.
Wszystko mi mówi, że właśnie Indie
Zaraz, zaraz. Doktor mówił żebym
zrobił coś głupiego. Ta przywieszka do Wieży Eiffela jest też
wystarczająco bez sensu.
Zaraz też zaczął budować swój
wykaz głupich rzeczy, które można zrobić za dużo mniejsze
pieniądze, a co wykracza poza zwykłe spóźnienie do pracy.
Że miały być szalone a nie głupie?
A ileż jest od szaleństwa do głupoty?
Uzbierało się tego.