wtorek, 23 grudnia 2014

Czas na Święta



Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, Przyjmijcie  proszę najserdeczniejsze i z głębi serca płynące życzenia:
Zdrowia i radości, spokoju ducha oraz pomyślności w realizacji nawet najskrytszych marzeń w Nowym 2015 Roku. 
 

Jan Maria Nieistotny 

czwartek, 18 grudnia 2014

Zrobić coś szalonego

Nieistotny nie żyje tylko ostatnią ziemską podróżą i chociaż głęboko schowana, od czasu do czasu dusza wędrowca pika go boleśnie, powodując ostre kłucie w klatce piersiowej.
Na te okoliczność Jan Maria Nieistotny przeszedł nawet komplet badań na podstawie których domowy doktor zdiagnozował
- Ma pan klasyczny Weltschmerz. To taki zespół nastrojów i emocji typu: depresja, smutek, apatia, melancholia wynikające z myśli o niedoskonałości świata.
- Ból istnienia mówi Pan Doktor? A przecież nie jestem już w wieku Wertera, tym bardziej Wertera młodego
- Ja mówię co widzę. Medycyna a szczególnie jej część dotycząca naszej psychiki co rusz nas zaskakuje. Niech Pan zrobi coś szalonego. Gdzieś pojedzie, z kimś zabaluje. Czy ja wiem co dla pana oznacza szaleństwo?
- A nie wystarczy gdybym się tak raz lud dwa spóźnił do pracy? Po tylu latach punktualności to byłoby szalone.
- I widzi Pan, to właśnie tak dusi i przytłacza, to poczucie obowiązku. Ktoś to ostatnio docenił?
- No...
- No właśnie. Nie namawiam do podróży dokoła świata. Ale takie na przykład Indie?
- Indie mówi Pan?
- Indie mówię. Na przykład.
- Z czym szalonym kojarzą mi się Indie? - Zaczął zastanawiać się na tym po drodze z przychodni.
Jak przedstawiciel starszego pokolenia najpierw wymieniłby przyprawy.
Cynamon, gałka muszkatołowa, imbir, kurkuma, kardamon i szafran.
A potem na jednym wdechu:
Bajecznie kolorowe sari
Joga
Święte krowy
Indira Ghandi. O Mahatmie nie zapominając
Świątynia szczurów
Metamorfoza Anny Kalaty
Nie zyskał jego miłości Bollywood ze swoimi roztańczonymi i rozśpiewanymi filmami, ale nawet on wie kto to jest Aishwarya Rai
Indie.
Chyba z dziesięć razy oglądał Indianę Jonesa i Świątynię Zagłady, a więc jego wiedza jest prawie na poziomie eksperckim.
No i to, że miał te biznesowy kontakt ze stalowym imperium Laksmi Mittala, podpowiadało mu po raz kolejny - Indie
Wszystko to co napisał wyżej okazało się nic niewarte wobec tego co zobaczył w ostatnią niedzielę w salonie jednej z sieciówek.
- Wieża Eiffela! - zawołał przedzierając się przez stos bibelotów.
Nieistotny lubi czasem oglądać działy rzeczy niepotrzebnych. Bo czymże by było nasze życie bez rzeczy których przeznaczenia trudno się doszukać poza jednym, że nas urzekły?
Sporych rozmiarów wieża, kusiła swoją bezużytecznością. Podszedł do niej i wziął do rąk.
A może tylko Paryż? Po prostu Paryż z jego szaloną atmosferą?
No w końcu skąd jest „Crazy Hors” szalony z samej choćby nazwy?
To jest chyba wystarczająco szalone i praktycznie niedalekie.
Wzrok jego powędrował na zwisającą na sznurku metkę, czy jak kto woli przywieszkę. 



„A journey to India”
Zwiedzaj Indie, bo tak chyba można to przetłumaczyć. Od tej strony nie znał tego kraju. A więc to inżynier Eiffel bezczelnie skopiował jakiś stary hinduski zabytek? A może jest tylko odwrotnie?
Co ma przysłowiowy piernik do wiatraka? To jakby wizytówką Warszawy był miś Koala, a Berlina duńska Syrenka.
Co innego widzę, co innego czytam
W jakim kraju żyję? Ja Was wszystkich pytam - wyrzucił z siebie wierszem. Bo wiadomo, że wszystko co niej jest prozą jest wierszem.
Odnosił wrażenie, że odebrał solidne przygotowanie w państwowej szkole i to jeszcze przed reformami. Ten widok jednak wywołał w jego pojmowaniu świata pewne zamieszanie.
- Indie - krzyczał napis
- Indie! Indie - starał się słodko szeptać stojący na sąsiedniej półce Budda.
- Indie - mówił doktor od pierwszego kontaktu.
Wszystko mi mówi, że właśnie Indie
Zaraz, zaraz. Doktor mówił żebym zrobił coś głupiego. Ta przywieszka do Wieży Eiffela jest też wystarczająco bez sensu.
Zaraz też zaczął budować swój wykaz głupich rzeczy, które można zrobić za dużo mniejsze pieniądze, a co wykracza poza zwykłe spóźnienie do pracy.
Że miały być szalone a nie głupie? A ileż jest od szaleństwa do głupoty?
Uzbierało się tego.

czwartek, 11 grudnia 2014

Jaja se robicie?. Makabreska

Pan Nieistotny podjął decyzję w kwestii zasadniczej. Uczynił to już jakiś czas temu i nawet poinformował o tym swoich bliskich.
- Życzę sobie aby po śmierci spopielono moje zwłoki, a jeżeli tylko prawo na to pozwoli, rozsypcie je w moich ukochanych górach.
Na sprzeciw rodziny, że oto przed nim z pewnością sporo jeszcze, mniej lub bardziej udanych lat, odpowiedział :
- Z pewnością tak, ale lepiej mieć pewność, że wszyscy zrozumieli jak brzmi tak zwane ostatnie życzenie.
Było, minęło i Jan Maria nie wraca do tego przy każdej okazji. No może tylko raz do roku przy dniu Wszystkich Świętych. Zapalając lampkę na grobie najbliższych mówi do syna
- A mnie …
- Wiem wiem – odpowiada Syn – Ciebie spopielić.
W swoim zdecydowaniu Jan Maria Nieistotny miał jednak chwilę zawahania. Stało się to po przeczytaniu tekstu na Onecie o tym, że wielu Brytyjczyków nie stać na tradycyjny pogrzeb swoich bliskich.
„ Pogrzeby w Wielkiej Brytanii są tak drogie, że część rodzin decyduje się na spalenie ciał bliskich w ogrodzie. Prawo na to pozwala - informuje "Mirror"
...
„Dlatego, aby obniżyć koszty do minimum, rodziny decydują się na palenie zwłok swoich bliskich na własnych podwórkach. Steve Rotheram, wspierający Lewell-Buck w przeforsowaniu reformy usług pogrzebowych przyznaje, że to dość powszechny zwyczaj. Brytyjskie prawo na to zezwala - trzeba tylko dostosować się do restrykcyjnych wymogów sanitarnych. Ciało nie może znajdować się zbyt blisko źródeł wody i musi spoczywać minimum pół metra nad ziemią.”
- Jaja se robicie - pomyślał przez chwilkę Pan Nieistotny.
Sprawdził jeszcze raz datę publikacji jak również jej treść. Zgadza się.
- Cholera. Ponoć za dziesięć lat całkiem dogonimy zachód. A, że nam najłatwiej przychodzi doganiać skrajności, to los mojego ostatniego życzenia nie jest już taki całkiem taki pewny.
Los jak los ale sposób jego realizacji.
Prośba o pomoc, jaką Pani Nieistotna zgłosiła, przerwała potok myśli który zaczął wypełniać pewne ośrodki w mózgu Jana Marii Nieistotnego.
Coś przełożył, coś położył, jeszcze coś innego odniósł na miejsce. Wieczór zleciał i nadszedł czas nocnego wypoczynku.
Gdy nadchodzi noc budzą się upiory - tak chyba brzmi to stare powiedzenie?
Tak naprawdę brzmi ono - gdy rozum śpi, budzą się upiory. Ale od czego w końcu jest noc? Od spania. Od spania całego człowieka.
Pan Nieistotny przed samym zaśnięciem ogarnął jeszcze plan prac na dzień następny a zaraz potem wcisnął w uszy słuchawki od telefonu komórkowego i włączył aplikację radia.
Radio nastawione na ulubioną falę od razu zaczęło nadawać dyskusję na temat dysfunkcji wątroby
i sposobów jej leczenia. Alternatywą było wsłuchanie się na innej częstotliwości w przepis na to jak zostać świętym. Ponieważ świętym już nie zostanie,nie zostanie nawet świetnym dlatego też Pan Nieistotny wrócił do wątroby.
Lekceważył już ją od dawna, a zwłaszcza zalecenia w sprawie dbania ten organ, dlatego też Jan Maria Nieistotny ziewnął przeciągle raz i drugi, a potem całkiem oddał się w objęcia Morfeusza nie bacząc na to, że nomen omen był to uścisk jednopłciowy.
Świat delikatnie zawirował i rozmył się w gęstej nieprzeniknionej szarej mgle.

***
Ostre światło uderzyło go w oczy, Nie podniósł jednak powiek. Nie mógł bowiem tego uczynić.
Leżał wyciągnięty na plecach a ręce ułożone wzdłuż ciała były bezwolne. Tak samo jak powieki i cała reszta ciała.
- Gdzie ja jestem – myśli kłębiły się pod czaszką, zapętlając się z nowymi pytaniami.
- Spokój, tylko spokój może mnie uratować – pomyślał i wbrew rodzącej się histerii zaczął liczyć od dziesięciu do jednego, a potem odwrotnie od jednego do dziesięciu, dwudziestu i trzydziestu.
Gdzieś tak koło osiemdziesięciu pojawiła się świadomość miejsca. Pomimo zamkniętych oczu, widział swój ogród kwitnący i piękny o tej porze roku. Obsypane kwieciem jabłonie pachniały tak, że ich zapach przyprawiał o zawrót głowy. Pachniał bez, ukazując światu swoje bladoniebieskie kwiaty. Kwitło zresztą wszystko, co było w ogrodzie. Wywołało jego zdziwienie, bo przecież każda roślina ma swój czas. Czas życia i czas umierania.
Nie to jednak zdumiało najbardziej Pana Nieistotnego. Najbardziej zaskoczył go widok kogoś leżącego w cieniu drzewa.
To był on. Jan Maria Nieistotny leżał nieruchomo na trawniku w pozycji określanej jako horyzontalna.
- Zaraz, zaraz, dlaczego ja widzę siebie?
- Halo halo jest tam kto? Czy ktoś mnie słyszy? Co to za żarty?
Nikt nie odpowiedział, tylko duża czarno złota wypasiona mucha siadła mu na czole, łaskocząc niesamowicie. Nie mógł jednak wykonać żadnego ruchu by ją z tego czoła zgonić.
Nie zwracając uwagi na niego i jego wątpliwości, a tym bardziej muchę łażąca mu po twarzy, w ogrodzie krzątali się jacyś ludzie.
Jeden układał drewniane palety. Dwie w pierwszej warstwie, dwie w drugiej. Potem dołożył jeszcze warstwę trzecią i zmierzył całość metalowa taśmą mierniczą.
- Jest pięćdziesiąt centymetrów – powiedział jeden – Daje palety bo to drzewo świerkowe więc dobrze się pali.
- Musisz dołożyć buka. Buk długo trzyma ciepło – doradził drugi.
- Co fakt to fakt. Buk trzyma dobrze i płonie powoli. Nasz bohater zgromadził go zresztą sporo w swojej przezorności. Tylko ręką sięgnąć.
- Dwadzieścia metrów od kranu też jest – dodał - tak więc odległość od źródła wody została zachowana.
- W zasadzie to można powoli zaczynać - Pierwszy spojrzał na zegarek – Za kwadrans dwunasta. Zaczniemy w samo południe.
- Możesz machnąć na sąsiadów. Siedzą na tarasie, a wdowa przygotowała szwedzki bufet. W końcu to wszystko jedno gdzie się pije to wino. Nie?
Trudne do rozpoznania osoby były mu bliskie i obce zarazem. Nie to było jednak problemem. Problemem był brak możliwości porozumienia się z nimi. Usta nie chciały wydusić z siebie najmniejszego grymasu. Krzyk który rodził się w głowie, grzązł gdzieś w tchawicy, czyli wbrew fizyce zapadał się w dół.
- Co wy chcecie robić?
Odpowiedziała mu cisza. Jego umysł już znajdował się na granicy wrzenia.
- Zaraz, zaraz. Myśleć, myśleć. Pięćdziesiąt centymetrów, daleko od źródła wody - Coś mu to zaczęło przypominać.
Zaskoczył w końcu, że owi tajemniczy oni przygotowują dla niego tę specjalną i ostatnią uroczystość
- To se facet odejdzie po angielsku - stwierdził pierwszy
- Znałem go. On zawsze lubił z imprez wychodzić po angielsku.
- No to będzie miał jak lubi.
- Hej tam. Słyszycie? Wychodzić to nie znaczy odchodzić. Hej tam czy mnie kto słyszy? Nie chcę, nie chcę po angielsku! Cholera i fuck do kompletu, to nie ma już dla mnie profesjonalistów?
Napiął się i ile sił znalazł w zgasłych płucach, wyrzucił z siebie protest poprzez krótkie -
- Nieeeeeeee!
Udało się! Krzyk rozdarł ciszę. Zaraz też pociemniało mu w oczach, co nie wydawało się niczym dziwnym biorąc pod uwagę wysiłek włożony w krzyk.
- Jan, Jan!. Jezus Maria - usłyszał krzyk i zaraz poczuł szarpanie.
Ręce. Ręce drgnęły i ruszyły. Powieki podniosły się powoli i w tej chwili nie był już w ogrodzie ale leżał we własnym łóżku. Obok Najważniejsza, która najpierw szarpała go za ramię a teraz trzymała mocno jego dłoń w swojej, jakby chciała utrzymać duszę wyrywającą się, to znowu wpadającą w ciało małżonka.
- Jak już to Jan Maria – wydusił z siebie
- Co się stało? Tak krzyczałeś przez sen?
- Ja? Co? Ja ... w ogrodzie. Ja Ja - najwyraźniej bełkotał Nieistotny.
- Oj kochany. Po raz ostatni jesz tak późno przed snem.
- Nie o jedzenie tu idzie – stwierdził po chwili, kiedy dotarła do niego moc świadomości.
- Nie o jedzenie ? A o co?
- O czytanie. Co to za głupi pomysł by czytać przed snem? W życiu już tego nie powtórzę.
- ? ? ?
- Rano Ci to wszystko wytłumaczę.
Kiedy w końcu doczołgał się do rana bo o spaniu nie było już mowy, Jan Maria Nieistotny siadł przy kuchennym stole w towarzystwie zaniepokojonej małżonki.
- No i co się stało tej nocy – dopytywała ślubna znad kubka z kawą.
- Uczestniczyłem we własnej kremacji. To efekt czytania artykułu we wczorajszym Onecie. Muszę zmodyfikować swoje ostatnie życzenie.
- To znaczy?
Po śmierci spopielić, ale tylko za sprawą profesjonalistów.
- Ty to masz sny. Ciekawa jestem, co by było gdybyś przy tym czytaniu zapalił jeszcze.
- Przecież ja nie palę.
- Jakieś zioło zapalił, bo przy twojej wyobraźni...
- Ja bardzo proszę – wyrzucił z siebie Jan Maria Nieistotny - Przynajmniej dzisiaj nie mówmy nic o paleniu.


 

piątek, 31 października 2014

Kto to kupi ?

Telefon rozdzwonił się już po raz trzeci. Znałem ten numer i podejrzewałem, że osoba z drugiej strony nieodebranego połączenia wypełniona jest jakimiś silnymi emocjami.
W końcu to bohater mojego bloga, a więc nie wiadomo w którym momencie wdepnę na minę.
Nie ukryję się przecież w mysiej dziurze - pomyślałem i nacisnąłem zielony przycisk.
- No nie! Nie róbcie z nas zboczeńców - Nieistotny powiedział, parafrazując Maksa Paradysa.
- Ale o co chodzi? O co chodzi? - Zapytam parafrazując pijanego pasażera taksówki ze starego dowcipu.
Nie miałem świadomości a więc i nie znałem powodów owego zarzutu, jaki wykrzyczał do słuchawki Jan Maria Nieistotny.
- O co chodzi? Raczej o kogo? O mnie chodzi.
- Nadal nie rozumiem
- Z opóźnieniem, to fakt ale zajrzałem na Twój blog w którym pozwalasz sobie na opisywanie mojego życia.
- Rozmawialiśmy przecież o tym i na takie opisywanie wyraziłeś zgodę.
- No tak, zabajerowałeś mnie trochę tym opowiadaniem o popularności. Komu jak komu ale mnie z takim nazwiskiem przyda się odrobinę zainteresowania. Nie myślałem jednak, że to zainteresowanie sensacją. Ty po prostu podchodzisz do mnie w sposób wybiórczy.
- Co znaczy wybiórczy?
- Ostatni post o czym był ? O pornografii, poprzedni też o pornografii. A w jeszcze starszym o seksie i jego odmianach. Przecież ja wychodzę u ciebie na jakiegoś totalnego zboczeńca.
- Tak źle to chyba nie jest. Jesteś typowym facetem o męskich poglądach i zainteresowaniach.
- A dlaczego akurat ten fragment naszej rozmowy wybrałeś. O ile pamiętam, mówiliśmy ostatnio o dobrych filmach, poezji a jakieś cztery dni temu to nawet o Gombrowiczu. O! Nie mogłeś napisać czegoś o Gombrowiczu.
- Kto to kupi? O Gombrowiczu już wszystko napisano.
- No oczywiście lepiej napisać coś o seksie i puścić perskie oko, że pewnie Nieistotny ma kompleks małego...
- Czekaj Jaśku. Czekaj, nim się zagalopujesz. Nigdzie nie napisałem że masz kompleks małego... czegokolwiek.
- Ja bardzo proszę nie mów do mnie Jaśku – oburzył się Jan Maria Nieistotny - to powoduje, że czuję się jakbym naprawdę jakiś kompleks miał.
- Ustalmy więc, kompleksów nie masz?
- Nie mam ale parafrazując po raz kolejny poetę można rzecz, że
… oprócz ciała mam przecież i duszę!
O seksie twój tekst
Jak chwast ją zagłusza.
Nikt nie wie, że jest
Pod sexem i dusza.
- I czego ta dusza chce?
- Rozmowy na przykład o transcendentalizmie w sztuce ludów ugrofińskich. O!
- Aleś przywalił. Ty, a ty przypadkiem nie startujesz w jakichś wyborach?
- Nie. Wiesz przecież jaki ja mam stosunek do polityki.
- To to ja wiem, ale tak się ostro odcinasz. Zobacz kto teraz startuje, same ideały i każdy się od czegoś odciął.
- Nie wiem nie śledzę. Chociaż może powinienem.
- To jak ma być? mam pisać o tobie czy nie? Najistotniejszy próbuje mnie zachęcić do pisania o sobie. On daje cynk a ja piszę. Prosta robota i ponoć kasa z tego może być konkretna.
- Rób co chcesz. Pamiętaj tylko o jednym, że jak Najistotniejszemu nie spodoba się tekst o sobie, to nie zadzwoni jak ja lekko wkurzony, tylko znajdą Cię powiedzmy za trzy lata w piasku jakiejś wstrzymanej budowy. Ty pisz, tylko zaznacz, że ja czasem o czymś ważnym mówię. O poezji chociaż prozą, nawet o Panu Bogu i ludzkiej przyjaźni O! O tej przyjaźni choćby wspomnij.
Pik. Połączenie zostało zakończone.
- O przyjaźni mówisz?
Zastanowiłem się chwilę. Zaznaczyłem wszystko co napisałem wcześniej i nacisnąłem opcję Delete.
Powitała mnie czysty ekran na który wrzuciłem:
Telefon zdążył wykonać tylko jedno piśnięcie. Odebrałem natychmiast, zauważyłem bowiem, że dzwoni mój najlepszy przyjaciel Jan Maria Nieistotny.
To już się źle zaczyna. Kto to kupi?

środa, 22 października 2014

Dwieście kilo świerszczy

- Ładnie! Ładnie! - pomyślał Pan Nieistotny przeglądając prasę
„70-letni Japończyk został przyłapany na próbie wyrzucenia w miejskim parku w Osace 200 kilogramów pism i filmów pornograficznych!”
- Ładnie, ładnie – aż zagwizdał z podziwu Nieistotny – pewnie teraz będzie się tłumaczył, że to nie jego.
Następne zdanie artykułu potwierdziło te przypuszczenia
„Sam mężczyzna tłumaczył się policji, że taka pokaźna kolekcja wcale nie należała do niego, a do kolegi, który jest "przykuty do łóżka" i nie może się ruszać.”
Mógł również powiedzieć, że to filmy szwagra. Chyba, że on nie ma szwagra. Kto to jednak będzie sprawdzał ?
Dlaczego szwagra?
Pan Nieistotny pamięta jak ćwierć wieku temu wymieniało się filmy video na specjalnych giełdach.
- Dwa kryminały, jedną komedię poproszę – mówił człowiek do stolikowego handlarza – Aha, no i kastę, wie pan jaką. Ja tego nie oglądam, ale przyjeżdża szwagier, a on tylko to lubi.
Sprzedawca kinoman spoglądał z politowaniem a potem dorzucał kawałek solidnego niemieckiego porno z napisem na przykład „Sex orgy vol 17”
Wtedy to Jan Maria zawarł bliższą znajomość z pionierką branży Madamme Orlovsky..
Nie ma się co czaić, takie były czasy tak była prawda.
Prawda czasu prawda ekranu jak się mówi w branży.
Rzeczywiście, po czasie Nieistotny miał problem z tymi kasetami, bo jak tu porzucić na śmietniku. Szwagier okazał się idealnym rozwiązaniem, zabrał obie.
Pan Adachi bo tak brzmi nazwisko statecznego Japończyka okazał się nie być egoistą bez serca
Jak podaje tvp.info.pl, Hideaki Adachi pracował jako wolontariusz w parku. Tam pomagał bezdomnym ludziom. Stąd może pomysł by w jego parku, każdy z tych bezdomnych mógł wybrać dla siebie coś ciepłego. Niektóre pozycje z pewnością były nawet gorące.
Poza tym, taki bezdomny, śpiący na ławce pod przykryciem z kolorowej rozkładówki z pewnością wzbudzi zainteresowanie przechodniów i mediów. Jak widać plan się udał, bo media o tym piszą.
Napisali również, że mężczyzna bagatelizuje swoją dobroczynną akcję. Miał powiedzieć tylko -
Miałem nadzieję, że służby porządkowe zabiorą te nieszczęsne siedemnaście worków z kolekcją filmów i pism pornograficznych.
No cóż kultura kraju nie pozwala z byle powodu wypinać piersi do orderów.
Siedemnaście worków ? Ho ho toż trzeba było wynająć ciężarówkę by rozwiązać logistykę transportu.
Swoją drogą, jak wytrzymał to właściciel kolekcji, bez względu na to kto nim w rzeczywistości był. Wszak z takim bagażem to można się zatrzepać na śmieć.
- Zmień słowo "trzepać" – powiedziała po przeczytaniu tekstu, małżonka Jana Marii
- Masturbacja brzmi tak medycznie i mechanicznie.
- Samogwałt też brzmi głupio - starała się pomóc Najważniejsza.
- Męczyć krasnala – tak będzie dobrze i chyba pasuje, bo tyle czytałam o walorach Azjatów - podsumował Jan Maria Nieistotny - że też krasnal to wytrzymał.
- Chyba nie wytrzymał skoro to wszystko było do rozdania?
- A może tylko znudziły mu się dziewczyny. Znam takie przypadki.

środa, 15 października 2014

Dwa grosze w sparwie tolerancji. A może tylko jeden.

- Ty zboku, ty erotomanie – krzyczą pełne oburzenia gdy odkryją, że ich bliska osoba ogląda filmy pornograficzne.
- Mogła byś być bardziej tolerancyjna – odpowiada oskarżony z miną studenta złapanego na onanizmie. Chyba, że dokonywał przy okazji aktu samodzielnego zaspokajania się wtedy porównanie do studenta jest bez sensu.
Ileż to razy Pan Nieistotny słyszał, że od masturbacji mózg wysycha, wpada się depresję a na dodatek rosną włosy między palcami, o ogniu piekielnym już nawet nie wspominając.
W czasie burzliwego dorastania, tych włosów między palcami obawiał się najbardziej. Wszak był to najbardziej widoczny dowód na to, że nie dba o właściwą wilgotność mózgu i poprawną samoocenę i zbawienie.
Kiedy nie staje fantazji, zaczyna się korzystać w wizualnych pomocy. Wtedy na tapetę wkracza owa potępiana pornografia.
Z poczuciem wstydu, wybiera się kategorię filmów, bo przecież porno osłabia nasze więzi uczuciowe i spycha partnera do rangi narzędzia w uzyskaniu przyjemności.
Jednym słowem, nic pozytywnego o pornosach nie można powiedzieć? - dopytywał się Jana Maria, próbując w każdej sytuacji odnaleźć i spoglądać w tę jasną stronę życia.
Znalazł to wytłumaczenie o jasnej stronie, a zarazem sposób na życie, gdy oglądał po raz pierwszy Żywot Briana, Monty Pythona.
Potem dopadło go to co ogólnie nazwać można dorosłym życiem czyli żona, dom i dzieci.
A kiedy dzieci wyedukowały się a pies zdechł, osiągnął w końcu wiek w którym przestał przejmować się duperelami.
- Ty wiesz – mówił do znajomego – z każdym dniem powiększa się ilość osób które mogą pocałować mnie w dupę.
- Wiem – odparł znajomy – czytałem to na kubku do herbaty w sklepie z gadżetami.
I właśnie wczoraj na jakimś portalu odnalazł taki oto tytuł
Oglądanie porno sprawia, że jesteś bardziej tolerancyjny”
- Co???. Rzucił się do lektury:
Porno kojarzymy ze wszystkim, ale na pewno nie z tolerancją. W końcu w większości arcydzieł tej branży filmowej chodzi o pokazanie, jak poniżyć kobietę (lub mężczyznę). Im więcej oglądamy porno, tym bardziej naturalne staje się dla nas akceptowanie różnych zachowań seksualnych. Na początku mogą nas one obrzydzać, potem na nie obojętniejemy, w końcu akceptujemy fakt, że inni ludzie „to i w taki sposób robią”. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, badania pokazały zależność między poziomem tolerancji a ilością czasu spędzonego na oglądaniu porno w Internecie”
Przez niedofinansowaną naukę w PRL-u musiał wzrastać w poczuciu wstydu i niskiej samooceny. Czuł się w tej chwili mocno oszukany. A jak jest ta jaśniejsza strona?
Tyle miejsca w mediach zajmuje dyskusja jak sprawić by nasze społeczeństwo pokazało swoją tolerancję dla innych. Dla koloru skóry, wyznawanej religii, stopnia wykształcenia, a w końcu dla seksualnych preferencji i profesora Hartmana. Kto by pomyślał, że recepta na wszystko będzie tak prosta.
Więcej porno panowie i panie.

piątek, 10 października 2014

Inspiracje

- Dzień dobry
- D o b r y ? - Nieistotny odpowiedział rozwlekle zastanawiając się równocześnie, kto tam z drugiej strony
- Ja nazywam się Mateusz Jabłonowski i dzwonię ze szkoły języków obcych „Speak with out stress”
- Oj niedobrze. Jak się przedstawił od razu znaczy handlowiec, będzie truć – pomyślał Jan Maria
Swoją droga jak się nie przedstawia to cham. I tak źle i tak nie dobrze
- A dzień dobry. Myśli Pan, że po byłym premierze teraz na mnie przyszedł czas na naukę angielskiego ?
- A to źle?
- Co źle? Że po premierze czy, że angielskiego ?
- No tak ogólnie – powiedział, co znaczy że łatwo przejdzie do defensywy.
- Nic z tego. Próbowały już dwie panie i im się nie udało więc teraz wytypowali Pana.
Niestety zmiana preferencji nic tu nie da. Poza wszystkim opowiadam się za tradycyjnymi wartościami.
- Yyyy. Nie... no nie ja chciałbym tylko zaprosić Pana na spotkanie.
- Spotkanie, spotkanie. Tak się tylko mówi a potem wraca człowiek do domu z garnkami za pięć tysięcy i kredytem do spłaty. Czytałem o czymś takim.
- Ale my nie handlujemy garnkami – zaczął się bronić Pan Mateusz
- To taki przykład tylko, jak i ten że znajomość z moja żoną też zaczęła się od krótkiego spotkania, a w tym roku obchodzimy trzydziestą trzecią rocznicę ślubu. Tak więc i na spotkanie też mnie Pan nie namówi.
- Ale mi Pan podpowiedział – usłyszał radość w głosie dzwoniącego - Wykorzystam to w rozmowach..
- A ja zrezygnuję z praw autorskich, bo mam taki dobry dzień.
- Serio Pan zrezygnuje ? – zapytał.
- Ma Pan w prezencie
- To świetnie bo miałem imieniny siódmego października.
- No widzi Pan jak się ułożyło.
- W zasadzie to jest Pan jedyny który mi coś podarował.
- Nie przesadzajmy z wartością, to tak bardziej od serca było
- Wie Pan jak to mówią, że serce jest najważniejsze
No tak w reklamie pewnej sieci komórkowej najczęściej. Mówią też, że pieniądze to nie wszystko, ale nie chce mi się w to za bardzo wierzyć, zwłaszcza przed pierwszym – zauważył Nieistotny.
- Mam ten sam ból. Pan wie ile mi płaca za użeranie się z klientami?
- Ze mną się Pan nie użera. Prowadzimy rozmowę na poziomie.
Pan to jesteś wyjątek. Inni to bluzgają a nawet obrażają. Nawet Pan sobie tego nie wyobraża – rozżalił się sprzedawca usług lingwistycznych.
- Może Pan jest za miękki do tego zawodu
- Może i jestem. Bo ja jestem po filozofii proszę Pana i czy z takim wykształceniem powinienem sprzedawać kursy?
- To rzeczywiście błąd. Powinien Pan skończyć tę sama szkołę co Harry Potter.
- Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie?
- Dokładnie, ponieważ w rozmowie z klientami przydałby się panu czar osobisty, lub mógłby Pan rzucić urokiem też osobistym.
- Kawalarz z Pana, muszę zapamiętać. To co przyjdzie Pan na nasze spotkanie? Tak mi zależy - z błagalnym tonem w głosie spytał Mateusz Jabłonowski.
- Na litość też mnie Pan nie weźmie – rzucił w słuchawkę Jan Maria Nieistotny.- Cofam pierwotną ocenę Pan jest naprawdę dobrym sprzedawcą. Mało się nie złamałem.
- A Pan?
- A ja zdecydowanie jestem impregnowany na telefoniczne propozycje. No chyba, że idzie o piwo.
- Piwa nie mogę Panu zaproponować, ponieważ jestem w pracy.
- A ja po i pewnie dałbym się skusić. Trudno miał Pan swoje trzy minuty. Pozdrawiam i żegnam.
- Chyba jeszcze zadzwonię do Pana.
- Odbiorę jak akurat będę miał czas.
- Kiedy Nieistotny odkładał słuchawkę z drugiego pokoju dobiegł go głos żony
- Z kim rozmawiałeś ?
- Ze sprzedawcą kursów angielskiego.
- Ja z takimi telefonami rozprawiam się szybko.
- A ja dłużej, jak kto grzeczny.
Swoją drogą to czemu nie?. Nieistotny podszedł do biblioteczki i wyciągnął niezbyt grubą książkę w granatowych okładkach „Język Angielski metodą Callana”
Czemu by nie przypomnieć co nieco?
Tom czwarty? Może zbyt optymistycznie
Tom drugi. To chyba będzie w sam raz.
Kiedy otwierał podręcznik, pomyślał, że zainspirować może człowieka nawet banalna rozmowa ze sprzedawcą telefonicznym.
Banalna rozmowa? Taka co to doprowadziła jednego z nich do łez?
- Udawanych – podpowiedział mu rozum.
- Jakie to ma znaczenie ? – odpowiedziało poczucie zadowolenia.
- Czerwony – red, niebieski – blue – wyrecytował z pamięci Jan Maria Nieistotny

czwartek, 2 października 2014

Nie warto było kusić losu

W Ameryce zaproszenie do domu na kawę po kolacji jest równoznaczne z propozycją wspólnego spędzenia nocy lub też kilku godzin na bzykanku w zależności od indywidualnej kondycji.
Nie jesteśmy w Ameryce stąd też fala gnojówki zalała polską kulturę, albo tylko kilkoro jej przedstawicieli. W ogóle, w przedstawionej poniżej sytuacji użycie słowa kultura bądź przedstawiciele kultury,wydaje mi się sporym nadużyciem.
Wiadomo, że Ona zwróciła się do Niego publicznie o zwrot kasy. Ponoć On kazał jej spierdalać.
Kiedy sprawa stała się rozwojowa, On z rozbrajającą szczerością powiedział, że
gdy obowiązki zawodowe zmuszały do odwiedzenia stolicy, nocował u Niej.
Czyżbyśmy w stolicy nie mieli wystarczającej ilości hoteli?
Chyba nie bo On legł najpierw w gościnnym a potem w małżeńskim łóżku.
On dorosły, dorosła Ona. Różnica wieku 22 lata tez do przyjęcia. Czy kogokolwiek może zaskoczyć ciąg dalszy?
Zaskoczył jego. Zauważył, że niestety spanie z czasem przestało być tylko spaniem, lecz łączyło się z dotykaniem, a potem z regularnym molestowaniem seksualnym.
Teraz nazywa to molestowaniem, Pan Nieistotny ciekaw jest jakich określeń używał w czasie rzeczywistym?
Jego zaskoczenie przypomina Janowi Marii zdziwienie faceta który wbija młotkiem wali gwóźdź do ściany i zamyka oczy aby na to nie patrzeć. Potem dziwi się, że trafił w palec i ten palec go boli.
Nieistotny z pewnością byłby pełnym zadziwienia człowiekiem, gotowym na pełne sarkazmu słowa, gdyby nie oglądał wcześniej dwóch filmów. Pierwszy to „Fatalne zauroczenie” z Glen Close, które pokazało mu, że jak to mówił jego dziadek – z piczką żartów nie ma.
Drugi to „W sieci” z Demi Moore. Zastanawiające, że w obu filmach męską ofiarą był Michael Douglas. Tu w zasadzie po raz pierwszy zetknął się z faktem, że sprawca gwałtu na mężczyźnie może mieć takie seksowne oblicze.
Zamiast więc krytycznej oceny, bohatera afery Jan Maria Nieistotny powie słowami Pani Dulskiej – Ja swoje sprawy załatwiam w sypialni.
Boże nie przypuszczał, że kiedykolwiek właśnie ją postawi za wzór do naśladowania.
Dodatkowo w ramach bonusu dedykuje im piosenkę zespołu Happysad
A szczególnie jej jeden fragment
Ile jestem ci winien
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń
Ale kiedy wszystko już oddam czy
Będziesz szczęśliwa I wolna ty
Ale zanim pójdę...
Ale zanim pójdę chciałbym powiedzieć ci że
A może zupełnie wystarczyło godnie przemilczeć medialną kłótnie dwójki sfrustrowanych ludzi?
Wszak jak mówił klasyk szambo to nie perfumeria.
Trudno, Skoro już Nieistotny nad tym rozmyślał to i ja ulżę sobie.
Enter
Poszło

czwartek, 25 września 2014

Równośc wolność i nowomowa

 Uwaga! Tekst ze słowami
Ponoć największa patologią PRL-u był zwrot „Członek z ramienia”. Dla urodzonych w lepszym politycznie okresie informacja, że chodziło o przedstawiciela partii delegowanego do jakiejś struktury. Partię mieliśmy wtedy tylko jedną plus dwa stronnictwa. Wszystko zaś połączone w jeden Front Jedności Narodu.
Wśród ludu krążył wierszyk popularyzujący ideę pracy w FJN
„Zamiast trącać prącie w kącie, pracuj w Narodowym Froncie”
No i jedność narodu była widoczna wynikam głosowania 95,5%.
Nie do uwierzenia, dlatego mało kto w to wierzył. Wiara wiarą a współczesne partie za taki wynik gotowe by były podpisać pakt z diabłem. Mają po 5, 10 w porywach 25 % poparcia i uważają, że diabeł siedzi u konkurencji.
Skąd te rozważania?
Jan Maria Nieistotny nie jest przedstawicielem rodzaju męskiego który płeć zalicza do kategorii kwalifikacji. Od lat uważa, że w małżeństwie jeżeli nie może być ono partnerskie, rządzić powinna osoba mądrzejsza. Posiadanie penisa czy jak kto woli członka nie decyduje o niczym.
To jest przeciwnie niż w polityce gdzie członek jest ważny. Najważniejsza zaś jest ich liczba mnoga czyli członkowie (członki rzecz by można)
Jak już wiadomo Nieistotny uważa polityką za coś brudnego, stąd i słowo członek kojarzy mu się jednoznacznie.
Prawda jest jednak taka, że Jan Maria Nieistotny często ma takie skojarzenia i jakby to powiedział pewien sierżant – Nieistotnemu wszystko się kojarzy z dupą. We wszystkim potrafi znaleźć śmieszność, a najczęściej odnajduje jedno i drugie.
Teraz właśnie z rozbawieniem przyjmuje te feministyczne odmiany słów. Ministra
Marszałkini może nawet Prezesa.
Ostatnio w programie radiowym pani redaktor powitała jakąś działaczkę słowami:
- Oto członkini zespołu do spraw...
- Dziękuje Pani za tę odmianę – zaczęła zaproszona działaczka.
Co zyskujemy dzięki tym karkołomnym rodzajom żeńskim – zastanawia się Pan Nieistotny - przecież sprawiają one trudność nawet rodakom. O cudzoziemcach nie wspominając.
- Idzie o równość i sprawiedliwość – odpowiadają feministki
W porządku. Jak ma być po równo, to niech będzie po równo.
- Mam taki fajny rym do równo tylko trochę brzydki - pomyślał w swoim zwyczaju Jan Maria.
Skoro słowo członek zawiera w sobie przynajmniej dwa znaczenia, uczestnik jakiejś organizacji lub męski organ, to wprowadzenie równości wyglądać będzie następująco:
Od dziś używajmy wymiennie wagina lub członkini.
Członkini będzie miała również dwa znaczenia, damskie uczestnictwo w jakieś organizacji lub damski organ.  
W ten to sposób członkini będzie kojarzyła się tak samo niejednoznacznie jak członek.
Równość ponad wszystko.
Nie tylko wtedy gdy jest dobrze, ale i wtedy gdy jest powiedzmy to szczerze chu.owo.
O przepraszam w ramach równości panie mówią - waginalnie.
Ktoś powie, że to co proponuje Jan Maria jest idiotyczne. A ta na siłę lansowana nowomowa nie jest równie idiotyczna?




piątek, 12 września 2014

Z dostawą do domu

- Cześć Misiu – powiedziała kiedy Nieistotny uchylił drzwi.
Stała na na zewnątrz, dzierżąc w ręce niewielką torbę turystyczną.
Niebrzydka – pomyślał, trochę wyzywająca ale niebrzydka. Faceci lubią takie kobiety. Nie nie jako kandydatki na żony, ale stanowią one istotny element ich sennych marzeń.
- Dzień dobry Pani – pytająco odpowiedział, przyzwyczajony do stosowania norm grzecznościowych.
- Sorki za spóźnienie ale tam przy pętli dłubią w ziemi. Zrobili zwężenie, a korek taki, że nawet moja Tigra by nie przeskoczyła.
- Opel Tigra? – spytał nie wiadomo dlaczego
- Opel, Opel – odpowiedziała a wykorzystując jego zaskoczenie weszła do środka.
- Długo chyba nie czekałeś ?
- Wcale nie czekałem – odpowiedział zgodnie z prawdą
- No widzisz jak wyobraźnia działa to czas staje. Przy mnie kochany nie tylko czas ci stanie. To gdzie ja się mogę przebrać?
- Przebrać? Do czego?
- Do dojenia – zażartowała - Zamówiłeś usługę i jeszcze nie zdążyłeś się zastanowić jaką?
Rozejrzała się po mieszkaniu i pochwaliła – Ładne i czyste mieszkanie. Sam mieszkasz?
- Z żoną
- Twoja żona?
- Moja. Jestem taki raczej tradycyjny.
- Tradycyjny, tradycyjny – zaczęła żartować – ale w pomysłach na spędzanie czasu to chyba nowoczesny, nie? Niby z żoną a dzwoni bo samotny
- Zaraz, zaraz az kim ja mam w ogóle przyjemność?
- Przyjemność to będzie Misiu za chwilę, jak się tylko ogarnę. A widzisz, zapomniałam się przedstawić. Na imię mam Amanda, ale jak ci się nie podoba to możesz mówić do mnie jak chcesz.
Co zaś do zasad. Żadne tam trójkąty z żona nie wchodzą w grę. Nie pracuję również bez zabezpieczenia ale o tym pewnie powiedzieli ci przez telefon?
- Mnie?
Baczny obserwator mógłby dojść do wniosku, że Jan Maria Nieistotny cierpi na jakąś formę starczej demencji, ponieważ wszystkie znaki na niebie i ziemi świadczą o tym, że właśnie rozmawia właśnie z dziwką, bądź jak chcą teoretycy teorii wyzwolenia z kobietą pracującą. Pytaniem zaś na które szybko powinno się znaleźć odpowiedź jest, kto ową panienkę zamówił do domu Nieistotnego i w jakim celu? Stan niepewności nie mógł w końcu trwać wiecznie jak i wiecznie nie będzie trwało robienie trwałej na głowie ślubnej małżonki.
Co zaś się tyczy Jana Marii, to korzystając z okazji oglądał właśnie jakiś czaro-biały film Akiro Kurosawy na kanale kultura TV i zasnął w atmosferze kwitnących wiśni i wojennych okrzyków samurajów. Wybudzony brutalnie nagłym atakiem na dzwonek, nie doszedł jeszcze do siebie. Stąd też początek rozmowy wyglądał tak jak wyglądał.
- My tu gadu gady a licznik bije - powiedziała Amanda - Za godzinkę wpadnie po mnie Olo i będę się musiała ewakuować. Szybkim ruchem zrzuciła modną jak wydawało się Nieistnemu kurtkę.
Krótka bluzeczką sugerowała brak biustonosza oraz pępek. Była jeszcze krótsza spódnica, która nic już nie ukrywała. Ani koronkowego zakończenia czarnych pończoch ani tym bardziej zapięć do paska. Zwieńczeniem albo jak kto woli ze względu na logikę, podstawą były Wysokie a nawet jakby można było rzec niebotyczne szpilki.
Kiedy stała przed Nieistotnym jej biust znajdował się mniej więcej na wysokości jego oczu, co być może było dodatkowym powodem dla którego Jan Maria Nieistotny dalej stał tak w przedpokoju, będąc nadal mocno rozkojarzony.
Nie zrażona brakiem konwersacji Amanda weszła do salonu który wydawał jej się odpowiednim miejscem, przynajmniej dla początkowej fazy spotkania.
Ileż to razy faceci tracili w kontakcie z nią cały rezon. Każdy z nich taki kogut, ale tylko do czasu, gdy spotkana kobieta powie mu dosadnie - No misiu jedziesz!
Przecież to kwestia faceta.
- I najważniejsze Misiu. Musisz mi zapłacić przed, bo Olo się bardzo denerwuje jak biorę po fakcie. Tyle z tym kłopotów. Biorę dwie stówy za godzinę i pięćdziesiąt za dojazd. Razem dwieście pięćdziesiąt.
- Dwieście pięćdziesiąt? To chyba jakaś pomyłka
Wysoka kwota stała się powodem jego nagłego przebudzenia.
- Pomyłka, pomyłka. Olo zna te numery. Mnie zaś jest wszystko jedno. Bzykasz czy nie bzykasz dwie i pół stówki kładziesz na stole.
- Zaraz, zaraz ja niczego, ani nikogo nie zamawiałem. Poza tym ja nie jestem żadem Misiu tylko Jan Maria
- Maria ? A cóż to za imię dla faceta – Amanda zaczęła kpić.
- To w tej chwili nieistotne – uniósł się tak jak od dziecka unosił się przy tego typu uwagach.
Poza tym cały jej czar którym nie ukrywa zaskoczyła go na wejściu gdzieś prysł. Jakaś taka prosta jest, prostacka nawet
- A nazwisko nasz też Misiu szlacheckie? - kontynuowała.
- Nieistotny
-Jak już mówisz ładnie to mów gramatycznie Misiu. Mówi się nazwisko nieistotne, w mojej profesji ja to rozumiem. Niektórzy lubią pozostać anonimowi
- Nie nie Nieistotny to moje nazwisko. Jan Maria Nieistotny.
- Czekaj, czekaj To Ty nie nazywasz się Pietruski
- Nie nie nazywam się Pietruski, bo nazywam się Nieistotny.
- Czekaj czekaj – powtórzyła i wybrała jakiś numer z listy kontaktów w swoim smartfonie.
- Olo ! Jest tu jakiś mały problem.
Jedyne co Jan Maria usłyszał to był głośny bluzg dobiegający z głośnika.
- Nie nie denerwuj się i na razie twoja obecność nie jest konieczna.
- Powiedz mi tylko, jaki ma numer blok przed którym zaparkowaliśmy?
- 45? i osiedle Jana Chryzostoma.
- No proszę osiedle się zgadza numer bloku też
- A numer mieszkania – spytał Jan Maria, odzyskując zwykłą jasność myślenia
- Osiem... osiemnaście
- No właśnie a tu jest osiem. Swoją drogą to tego Pietruskiego to ja znam. To w sąsiedniej klatce Pani Amando.
- Sorki – powiedziała po raz któryś z kolei dziewczyna. Po czym szybko założyła sportową, modną jak to się już wydawało Nieistotnemu kurtkę, obciągając jednocześnie nieistniejącą spódnicę ku dołowi.
- Lecę bo sąsiad się wścieknie, Ty nie wiesz do czego zdolni są napaleni faceci. Zwykle złościsz się, że pizza się spóźnia, a tu idzie o ciało i o ducha, co się rucha zażartowała wulgarnie dodając wyznanie którego Jan Maria Nieistotny zupełnie nie oczekiwał - A twój sąsiad ducha ma ogromnego. Wierz mi już ja się znam na tych sprawach.
- Gówno mnie to obchodzi - chciał krzyknąć, ale dobre wychowanie stłumiło agresję.
Amanda wrzuciła do torby to co już zdążyła z niej wyciągnąć, w postaci kolorowych zabawek rodem z sex shopu. W tym momencie, dopiero kiedy je zauważył wtedy tak naprawdę uświadomił sobie prawdziwy powód jej wizyty.
- Swoją droga Misiu, jakbyś kiedyś się zdecydował, to dzwoń i od razu proś o Amandę. Tu masz moją wizytówkę. Za dzisiejsza pomyłkę dostaniesz ode mnie coś specjalnego, pod warunkiem oczywiście, że nie pochwalisz się do Ola.
- Ale ja go wcale nie znam
- I to jest dla ciebie bardzo dobra sytuacja. Pa Misiu – powiedziała i zamknęła drzwi za sobą.
Chwilę jeszcze obracał wizytówkę w dłoniach zanim odczytał jej treść:
Jestem atrakcyjną, zadbaną, kobietą o aksamitnym ciałku, ładnym naturalnym biuście. Mam bardzo duże poczucie humoru. Jeśli i Ty je posiadasz będzie Nam bardzo sympatycznie. Zawsze uśmiechnięta i bezpośrednia – lubię spędzać czas z inteligentnym mężczyzną, który wie jak traktować kobietę. Możemy spotkać się w moim prywatnym mieszkaniu w centrum lub w Twoim
Zadzwoń
... tu był podany numer telefonu którego postanowił nie zapamiętywać.
Z drugiej strony znajdował się wykaz wykonywanych usług.
Zmiął ją i wrzucił do kuchennego kosza na śmieci. Za chwile jednak wrócił i grzebiąc dwoma palcami wyciągnął z powrotem. Podarł na kawałki i wrzucił do muszli klozetowej.
Będąc całkowicie niewinnym postanowił i tak nie pozostawić nic przypadkowi. Spuścił wodę a potem jeszcze raz spojrzał w dół. Z wyjątkiem jednego kawałka papieru wszystkie inne spłynęły w czeluść kanalizacji. Spojrzał dokładniej, na różowym fragmencie kartonu jak wyrzut sumienia widniała resztka napisu - „anal” Jak na przykład analizy czy analityka
- Banał – pomyślał Jan Maria Nieistotny i zatopił niebezpieczeństwo przy pomocy szczotki do kibla.
- Jestem już bezpieczny - pomyślał, gdy usłyszał chrzęst przekręcanego w drzwiach klucza.
- Kochanie już jestem – usłyszał z przedpokoju. Wstał aby pocałować na przywitanie małżonkę, chwaląc jednocześnie nowa fryzurę. Lata praktyki zrobiły w końcu swoje.
Kiedy tak zbliżał się do niej, ona niespodziewanie zapytała
- Był ktoś u nas?
No właśnie, był czy nie był? Tego pytania Nieistotny nie spodziewał się. Szybko rozważył wszystkie za i przeciw.
Pójdę w zaparte – postanowił – szczerość nie zawsze się opłaca, szczególnie gdy człowiek całkiem niewinny.
- Nie, nie było nikogo – odpowiedział w staranie wyreżyserowany, spokojny sposób.
- A Iza mówiła, że jakaś młoda dziewczyna z torbą turystyczną. Zaraz sobie pomyślałam, że to może Anka przyjechała.
Iza to była sąsiadka z półpiętra. Niestety zawsze dobrze poinformowana. Anka zaś to siostrzenica żony. Młoda i szalona studentka pedagogiki.
- A o to pytasz - Jan Maria przedłużał odpowiedź, dodając wtręt o sąsiedzkiej ciekawości.
- Była dziewczyna z organizacji ekologicznej Free Animals czy coś takiego. W torbie miała ulotki.
- I była u ciebie a nie była u Izy ? – zaczęła drążyć temat jego szanowna i ukochana.
- Bo jak ją zapytałem, skąd ma nasz adres to okazało się, że to jest bratanica Piertuskiego spod osiemnastki. Sąsiadujemy garażami, pamiętasz? Z pewnością podrzucił jej nasze namiary bo Ty. zawsze z taką miłością kochanie mówisz o psach i kotach - zakończył wyraźnie zadowolony z siebie. Podszedł pocałował ją mocno
- Już mnie całowałeś na powitanie – zauważyła
- To już nie mogę sobie pocałować własnej żony, kiedy mam na to ochotę? - spytał z wyrzutami -
A nawet jakbym miał ochotę zrobić to jeszcze raz
Zaskakujesz mnie czasami – powiedziała z widocznym jednak zadowoleniem.
Sam, siebie zaskakuję – powiedział ni to niej ni to do siebie.
Siadł przed telewizorem ale nie mógł skoncentrować się na przekazywanych właśnie wieczornych wiadomościach.
Poszedł w prymitywne kłamstwo, czego nie miał w zwyczaju. Z drugiej jednak strony, jak jej miał to powiedzieć
- Kochanie była u nas dziwka. Pomyliła drzwi.
I ona niby w to uwierzy bez mrugnięcia okiem. Może i uwierzy na początku, ale potem sobie przemyśli i zacznie robić wyrzuty. Już on zna te słowa pełne wyrzutu i te nietrafiające do jej przekonania tłumaczenia. Mówią, że tylko winny się tłumaczy. Spróbujcie jednak użyć tego argumentu w rozmowie z Nieistotną.
Zresztą już w pierwszym słowie zapyta
- A ty skąd wiesz że to była dziwka? Znasz ją?
Następnego dnia, wczesnym rankiem Nieistotny jak zwykle udał się po samochód do osiedlowego garażu. Niespiesznie podnosił drzwi uchylne, rozglądając się na boki. Bardzo liczył na pojawienie się sąsiada.
Szczęście mu sprzyjało, bo za chwilę zza zakrętu wyłonił się Pietruski.
- Czołem sąsiedzie – powiedział z daleka
Nieistotny wyczekał, aż zbliży się wystarczająco blisko i odpowiedział
- W porządku. A jak pańscy wczorajsi goście?
- Jacy goście ? – wyrzucił lekko zmieszany sąsiad.
- Pańska bratanica – ułatwił mu Nieistotny.
- Wie pan, pańska bratanica pomyliła wczoraj numery i ze swoim warsztatem wpadła do mnie. Mało brakowało a Olo spuściłby mi wpierdol za niechęć do uiszczenia. Na szczęście się wytłumaczyłem .
- No ja się nie dziwię Olo to kupa mięcha, ale dlaczego bratanica ?
Bo całe zajście widziała sąsiadka i powiedziała żonie, o czym ta trochę później już mnie wypytywała. Zaczęła jednak tak podstępnie, że musiałem kombinować zaraz po tym jak zaprzeczyłem, że ktoś u mnie był. Przyszedł mi do głowy Pan, bratanica a w torbie ulotki z organizacji Free Animals. I niech tak pozostanie jakby żona spytała o bratanicę.
- W porządku - odpowiedział Pietruski a buraczany kolor twarzy znikał powoli, ukazując tylko lekkie nerwowe zaczerwienienie policzków.
- Swoją drogą to masz pan literacki talent Panie Nieistotny. Może byś pan co fajnego napisał. Ja w rewanżu za dyskrecję opowiem panu jak z Amanda było.
- Może to i pomysł. Na razie niech pan zaspokoi moją męską ciekawość. Warta była tych dwóch stów?
- Oczywiście. Każdej zapłaconej złotówki, plus koszty dojazdu.
To mi trochę osładza gorycz niewinnego ale w końcu kłamstwa.
- Oj Misiu Misiu – powiedział do siebie przekręcając kluczyk w stacyjce.