środa, 30 sierpnia 2017

Za starzy na grzech

Za młodzi na sen za starzy na grzech
W takiej sytuacji tylko się opić, co zresztą sugeruje autor
Wypijmy przy stole za błędy na dole by ich było mniej
Trudno nie zgodzić się ze słowami popularnej piosenki. Jacek Cygan napisał ją w 2001 roku a Ryszard Rynkowski zaraz zaśpiewał. Potem piosenka rozlała się szeroką fala po kraju. Nucona była na weselach choć to chyba najgorsza chwila by pić za błędy, oraz wszelkiego rodzaju imprezach okolicznościowych na cześć, przeważnie ludzi po pięćdziesiątce.
Świat gna do przodu i osoby zdecydowanie młodsze od piszącego te słowa okazują się być już na coś za stare.
Ostatnio powalił mnie rysunek zamieszczony chyba na Facebooku


Za młoda na śmierć, za stara na snapczata (z angielska powinniśmy napisać snapchat)
A cóż to jest ów snapchat ? - zapyta wielu z Was. Czujecie nadzieję w moim głosie?
Sam posiłkowałem się Wikipedią by dojść do rzeczy sedna.
Snapchat – to według Wikipedii - aplikacja mobilna służąca do wysyłania filmów i zdjęć, które można oglądać przez maksymalnie 10 sekund, dostępna na urządzenia z systemami operacyjnymi Android oraz iOS.
A cha . A jaki to ma zasięg?
W pierwszym kwartale 2017 roku liczba użytkowników korzystających codziennie z aplikacji wynosiła ponad 166 mln osób na całym świecie. Każdego dnia użytkownicy wysyłają ponad 3 miliardy „snapów” i spędzają w aplikacji średnio 30 minut. Z aplikacji korzystają głównie osoby w wieku 18-24 lat.
No tak, zaczynam rozumieć co to znaczyć być na owego snapchata za starym. Wystarcz mieć trzydziestkę.
Noooo, to ja jestem według tej miary grubo, grubo za stary.
Aplikacja powstała we wrześniu 2011 roku. I wszystko jasne, bo teraz Jacek Cygan mógłby napisać spokojnie
Za młodzi na sen za starzy na snpachata
Wypiję przy stole, bo ja to pier...e, bo mi to lata.
Że Pan Cygan jest elegancki i nie używa słów powszechnie znanych?
Zaręczam, że każdy ich używa.
Kiedyś w innej scenerii opisałem pewną szpitalną historię. Na sali chorych spotkałem emerytowanego pracownika naukowego jednej z krakowskich uczelni. Od razu przypadliśmy sobie do gustu i zaczęliśmy rozmowę o francuskim winie, takich samych serach i przetłuszczonych gęsich wątróbkach. Potem o sztuce przed duże S i własnych z nią doświadczeniach.
Nie muszę mówić, że w trakcie tej rozmowy żadnemu z nas nie wyrwało się słowo na ka, ha, pe, czy tym podobne. No po prostu wysoka półka osobistej kultury.
Nowo poznany naukowiec gentleman udał się był na zabieg i wrócił po nim do mojego pokoju. Nie miał ochoty na rozmowę bo środki przeciwbólowe i niedawna narkoza mocno nim wstrząsnęły.
Zasnął, co i ja w niedługim czasie uczyniłem.
Ze snu wyrwał mnie jakiś szum. Otworzyłem oczy i nastawiłem uszu.
Mój nowo poznany współtowarzysz niedoli wił się na łóżku i wyrzucał z siebie cyklicznie następujące słowa.
- O kur..a , o ja cie pier ..e. O kur..a o ja cie pier...e.
I tak w kółko. Nie wiem czy ta mantra dawała mu ukojenie, wiem, że mnie nasunęła następujący wniosek : nie ma ludzi którzy nie klną, są tylko okoliczności które ich do tego nie zmuszają.
Odrywając się od tego pobocznego nurtu dodam, że oprócz Snapchata o którym pisałem wyżej nie używam też Istagrama bo zdecydowanie gardzę robieniem sobie selfie.
Jak dołożyć do tego, że nie przekonuje mnie wygodne płacenie za towary telefonem, to moja sytuację można by chyba opisać cytowanym wyżej dwuwierszem
Za młody na stan w śnie bycia
Za stary na pretensje do życia
Nie, nie do życia a do rzyci z taką świadomością.


poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Mądra dziewczynka

Ostatnimi czasy szaloną popularność robi przymiotnik „seksistowski”.
A więc seksistowski dowcip lub gest. Seksistowska wypowiedź i przed wszystkim seksistowska reklama. Z tą ostatnią miałem do czynienia co najmniej ze trzy razy w ciągu ostatniego tygodnia.
Najpierw przeczytałem tekst o reklamie nowego energetyka o nazwie „Zbój”, potem obejrzałem samą reklamę.
Jak napisał autor krytycznego tekstu „to rzecz o tym jak kobiety w stringach zdradzają za puszkę energetyka. Tak złej kampanii dawno nie było.”
Tu zgadzam się z autorem, bo pomijając szatę graficzną napoju która sprawia, że moja ręka cofnie się błyskawicznie znad półki sklepowej tak jak  wcześniej zrobi to wzrok, w poczuciu jakiegoś wielkiego zażenowania, uważam, że same reklamy są głupie. Być może jestem już za stary by wierzyć, że kobieta zdradzi za puszkę energetyka, wiem jednak, że bywają i bardziej błahe powody.
Żeby nie wyszło seksistowsko to powiem, że faceci do zdrady nie potrzebują żadnego powodu, wystarczy im sama tylko okazja.
Wytwórca napoju słyszał gdzieś, że cycki zwiększą sprzedaż każdego towaru więc uległ pokusie.
W odzewie na reklamę czytam komentarze zniesmaczonych internautów. No cóż, kontrowersje też ponoć się dobrze sprzedają.
Dzisiaj dla odmiany obserwuję pełne oburzenia komentarze po kampanii społecznej Głównego Inspektora Sanitarnego. Ponoć jest seksistowska i deprecjonuje kobiety.
O co chodzi?
W ramach działań edukacyjnych związanych z pigułką gwałtu (GHB), na Facebooku zamieszczono następujący baner To ponoć on spotkał się z negatywnym odbiorem w internecie.





„Gisu ostrzega! Pozostawienie drinka przy barze albo na stoliku w dyskotece może mieć tragiczne konsekwencje..".
Baner, ponoć nie tylko prezentuje bardzo niski poziom artystyczny, ale także – deprecjonuje kobiety.
Ale w czym rzecz ?
Odbiorcy reklamy czyli "my suweren" wyjaśniają, dlaczego baner jest obraźliwy dla kobiet.
"Niektórzy wskazują na fakt, że drinki piją kobiety, a nie dziewczynki. Nazywanie kobiety „dziewczynką" nie tylko umniejsza jej wartości, ale także sugeruje, że jest ona głupsza od mężczyzny, ma intelekt dziecka".
Z całym szacunkiem. Czy my Polacy nie jesteśmy przypadkiem najbardziej obrażalskim i oburzającym się narodem na świecie?
Wystarczy przejrzeć newsy codzienne by zobaczyć jak wiele rzeczy nas irytuje, obraża i zniesmacza. Nie radzę nawet zaglądać do komentarzy bo wtedy nastrój spadnie nam z hukiem na samą ziemię.
Obrażony? a więc do sądu. Tu nawet pewnym wzorem zachowań są parlamentarzyści.
Można zrobić „zgłoszenie możliwości popełnienia przestępstwa”. Toż to nic nie kosztuje, inaczej niż powództwo cywilne, a prokuratura i tak musi sprawę zbadać
Wygoda bo przedtem trzeba było "czapkę sprzedać, pas zastawić."
Dziewczynki. To nas obraża najbardziej?
„rozumiem, że nie widzicie problemu w mentorskim, protekcjonalnym, obrzydliwym tonie tej kampanii i sprowadzaniu kobiet do poziomu "dziewczynek"? ja mam 26, nie 6 lat, rany boskie" – oburza się kolejna Facebookowiczka.
Tak a propos owych „dziewczynek” które tak poruszyły niektóre panie. Kilka lat temu zawiozłem grupę emerytek o średniej wieku 82 lata do Sanktuarium w Łagiewnikach.
Panie wychodząc z kościoła rozproszyły się w tłumie a więc po wyjściu chciały na nowo zewrzeć szyki.
Kiedy prawie wszystkie zebrały się i ruszyły w dalszą drogę, z bramy wypadła jeszcze jedna krzycząc - Dziewczynki zaczekajcie !
Parsknąłem śmiechem. O tym wydarzeniu wspomniałem żonie, zaraz po powrocie do domu.
Nie śmiałem się z tych starszych kobiet.
Podobał mi się ich dystans do siebie. W Każdej z Was siedzi mała dziewczynka, tak jak w nas nigdy niedorastający chłopiec.
Pomimo siwych włosów wyrastających na potęgę tu i tam, nie obraziłbym się za nazwanie mnie chłopcem. Być może to dlatego, że owego wewnętrznego chłopca w sobie, z wielkim zapałem pielęgnuję.
Czy obrażałaby mnie reklama o treści choćby powiedzmy takiej
Zbadaj prostatę chłopczyku
Unikniesz zmartwień bez liku
Zdecydowanie by mnie nie ona obrażała, choć jest nieco infantylna.
Ważne zaś jest to by była skuteczna.
Były propozycje by apelować do facetów choćby tak "mądry chłopiec nie odurza i nie gwałci"
No cóż, jak to mnie więcej napisał kiedyś Wojciech Młynarski przy innej zupełnie okazji
„Satyryk musi milczeć tam gdzie głos powinien zabrać prokurator.
Inna propozycja to - Napalony chłopczyku, nie gwałć kobiet w klubiku!”
O tym by nie gwałcić i to nie tylko w klubiku wiem doskonale od dziecka, dzięki przyzwoitemu wychowaniu. Samego drinka zdarzało mi się zaś zostawić nieopatrznie na stoliku.
Oczywiście, nikt nie chciał mnie zgwałcić, ale zdarzyło mi się wyczuć sporą dolewkę wódki a raz nawet spirytusu. Jeden się krztusił a reszta rechotała.
No tak – powiecie - wszystko było prostsze za czasów mojej młodości.
A nieprawda.
Sam pamiętam jak wtedy oglądałem jakiś film dokumentalny w którym sprawca gwałtu twierdził, że nie zgwałcił tamtej kobiety a jedynie "odbył z nią stosunek, pokonując jej przyzwoity opór siłą męskiego ramienia."
Wtedy już nie rozumiałem takiego pokonywania przyzwoitego oporu.
Teraz nie rozumiem tego świętego oburzenia. Sam nie mam córki ale jeżeli ta akcja ocali choć kilka kobiet (dziewczyn, dziewczynek) przed tym tragicznym doświadczeniem to warto było ja robić bez względu na ten ewentualny wątek który mu zarzucono.


czwartek, 24 sierpnia 2017

Nowa sąsiadka

U sąsiadów zamieszkała suczka.
Nie było by nic dziwnego w tym stwierdzeniu gdyby nie to, że suka jest odchowana i z tego co widzę ułożona.
Ot po prostu któregoś dnia pojawiła się na ulicy w okolicach domu. Pojawiła się i znikła.  Następnego dnia było to samo, a potem dała się przywołać i pogłaskać małym sąsiadkom.
Woda i trochę kociego jedzenia załatwiły resztę. Od tamtego dnia suczka  bardzo pilnuje się by zbytnio nie oddalić się od nowych przyjaciół.
Suczka kundelka jest raczej ładna.


 Ma rudą sierść i strzałkę na głowie. Lubi dzieci choć jest bardzo strachliwa, szczególnie na widok mężczyzn.
Sąsiedzi od razu uruchomili wszystkie możliwe kanały powiadamiana by stroskani właściciele odzyskali swoja zgubę. Dni mijają a odzewu nie widać.
Znajomi dojrzeli już do wizyty u weterynarza, bo jak to przy dzieciach, trzeba odrobaczyć psa.
Przydała by się jakaś obroża i smycz, miska, karma. Póki co szpary pod ogrodzeniem pracowicie zatkane są kawałkami drewna przeznaczonym do zimowego palenia w kominku.
- Ruda - Ruda - dobiega z ogródka a Ruda wdzięczy się i biega za dzieciakami.
Póki co sąsiedzi odpychają od siebie wizję posiadania psa. Mówienie o zakupie obroży poddaje jednak w wątpliwość skuteczność tego wyparcia.
Cały czas liczą jeszcze na to, że pies odzyska swoich właścicieli. Liczą, że suka zagubiła się w trakcie spaceru bo nijak nie mieści im się w głowie, że to z powodu urlopu ktoś porzucił psa ot tak sobie na poboczu drogi.
W zeszłym roku przygarnęli żółwia błotnego którego ktoś porzucił w miejskiej fontannie.
Parę lat temu przyjęli do domu parę kotek po przejściach. Nawiasem mówiąc, jedna z nich podziękowała im za gościnę sprowadzając się do naszego domu.
Przygarnęliśmy ją po wielu bezowocnych próbach zniechęcenia. Kot postanowił że będzie nasz i kot jest nasz.
- Widzisz jaki świat jest sprawiedliwy – powiedziałem wczoraj do sąsiada – Podzieliłeś się ze mną kotami a więc w nagrodę dostałeś psa. Traktuj to jako bonus od życia.
Suczka znajda a jak wspomniałem wyżej od dwóch dni Ruda, świetnie czuje się w nowym domu. Właśnie wczoraj, rano sąsiadka zauważyła, że śpi zwinięta w kłębek na kawałku kołdry który z łóżka jednej z dziewczynek spłynął w nocy na podłogę.
- Macie psa – powiedziałem do sąsiadki a patrząc na swoją sukę dodałem – I panie tez powinny się już chyba poznać.






wtorek, 22 sierpnia 2017

Kierdy?

Można mnie zaprowadzić do lasu, na grzyby  i jak tych grzybów w kolorowej ściółce nie widzę. No chyba, że przypadkiem kopnę  jakiś kapelusz, wtedy jasne podbrzusze naprowadzi mnie na cel.
Może to okularki, może wada wzroku, może w końcu zaćma wokół której narobił ostatnio wiele  szumu mój okulista, ograniczając mi przy okazji ważność prawa jazdy.
Ze spokojem czekam na zabieg, według planu to 20 czerwca 2020r.
Prosiłem żeby było po południu , bo przed południem mam wyznaczona wizytę do kardiologa.
Żarty na bok. Jak to bowiem jednak się dzieje, że wszelkiego rodzaju literówki i zjedzone wyrazy tak łatwo wpadają mi w oczy?
Wpadają i zaraz wywołują skojarzenia, a że skojarzenia miewam niekonwencjonalne bywa z tego trochę radości i mam nadzieję, że nie tylko dla mnie.
Oto kilka dni temu jeden z tak zwanych brukowych portali ogłosił


Kierdy? Aż prosi się sparafrazować dziecięca odzywkę 
- Kierdy? Wterdy jak przyjadą  Szwerdy
Jak ktoś nie pamięta to dziecięca odpowiedź na pytanie 'kiedy?" brzmiała 
- Wtedy jak przyjadą Szwedy
Swoją droga to w podwórkowych czasach mieliśmy bogaty zasób wszelkiej maści powiedzonek, wierszyków i tak zwanych odzywek.
Gdzie to się wszystko podziało?
Myślę, że wszystko wchłonęła wszechobecna sieć internetowa do spółki z likwidacją osiedlowych trzepaków. 
Może to i dobrze, że je zlikwidowali. Pokażcie mi matkę która pozwoli teraz swojej pociesze wisieć na takiej rurce głową w dół?
Teraz nie trzeba stawać na głowie, teraz wystarczy być on line. 
 






sobota, 19 sierpnia 2017

Taki pejzaż

Rośnie nam pejzaż za pejzażem
ziemia co chwilę zmienia twarze
pejzaż zawiły jak poemat
a temat taki zwykły temat

Pejzaż horyzontalny
horyzont różny niebanalny
człowiek jak stwórca nieobliczalny

Rosną budowle na ugorach
jest tylko jutro nie ma wczoraj
wiatr targa wiechy coraz to nowe
i coraz większa trwa budowa

                           Wiesław Dymny

Jest tylko jutro nie ma wczoraj - napisał ładnie Wiesław Dymny a piwniczni artyści śpiewając  w rytm muzyki skomponowanej przez Jana Kantego Pawluśkiewicza stworzyli kolejne arcydzieło.
Ja w każdym razie jestem zachwycony i nucę „Pejzaż” w chwilach gdy mi się nic nie chce dla motywacji, lub wtedy gdy jestem gotów na wszystko i wtedy jako formę zachwytu nad światem. Mnie to autentycznie pomaga.
Czy przedstawiciele pewnej agencji reklamowej też byli zasłuchani w pieśń o tym, że nie ma wczoraj, tworząc swoje słynne hasło reklamowe napojów Tiger – chrzanić to co było, ważne to co będzie?
Z pewnością nie, bo po wizycie w Piwnicy świat zawsze widzi mi się piękniejszy a i we mnie wzbiera chęć by do tej piękności dołożyć swoje trzy grosze.
Copywriterzy zagrali raczej jakąś fałszywą walutą.
Czy nie ma już świętości?
Zadaję sobie tak postawione pytanie, zwłaszcza po ostatnich wypowiedziach jednego z arcybiskupów.
Przykład idzie z góry lub ryba psuje się od głowy.
Dla mnie polityka to szambo a cytując najbardziej znanego ojca dyrektora – Nie nazywajmy szamba perfumerią.
Po co więc ten cały ozdobny wstęp?
Ano po to, że odbyłem podróż w teraźniejszość która dla mnie jest powrotem do przeszłości i okazało się, że czasem wczoraj jest o wiele ciekawsze od jutra.
Wracam wspomnieniami  do mojego domu w Gorcach. Stara chałupa remontowana w każdej wolnej chwili i za pomocą każdego wolnego grosza przeszła w inne ręce.
Było to jakieś pięć lat temu i oznaczało dla mnie koniec pewnej epoki i rozpoczęcie nowego innego życia, trochę po pięćdziesiątce.
Z mniejszym bólem pozbywałem się domu widząc, że trafia w ręce pasjonatów wędrówek, ludzi zakochanych w górach.
Potem nie miałem odwagi pojechać tam by oglądać jak inna dłoń gładzi wybłyszczoną z upływem lat mosiężna klamkę, a tuje przycinane są na inną modłę
Sam zresztą miałem dużo pracy przy nowym nabytku tak, że ten brak wyjazdów nie odbierał mi chęci do życia.
Grom z jasnego nieba uderzył mnie dwa lata temu, dokładnie pierwszego stycznia.
Dom na wskutek jak to napisano w protokole „ splotu nieszczęśliwych zdarzeń„ spłonął doszczętnie, tak jak doszczętnie płoną stare drewniane domy.
Czego nie strawił ogień, rozebrali ludzie i tak skończyła się prawie studwudziestoletnia historia domu.
Z podesłanych zdjęć wyzierał smutek, beznadzieja i krzyk rozpaczy.
Minęło dwa lata kiedy w końcu dane mi było być w okolicy. Niczym na wiejski cmentarz udałem się na teren który pozostał po domu którego już nie ma.
Poprzez uchyloną furtkę która jakby zapraszała do wejścia, ostrożnie zajrzałem do środka.
Pozostała gliniana piwniczka, pracowicie wysklepiona za pomocą rzecznych kamieni, obsadzonych na glinie. Podawane z niej piwo miało zawsze właściwą temperaturę.. Teraz spalone drzwi nie pilnują właściwej temperatury, zresztą kto miałby tam wkładać piwo?


Murowana łazienka ze szczątkami nowoczesności stoi mocno okopcona, daleka od elegancji glazury i chromów armatury. Ktoś wrzucił tam okno które cudem nie spłonęło, aby nie rozmokło w czasie wiosennego deszczu. Dla kogo ma pozostać suche? Chyba i ono samo tego nie wie.
A poza tym betonowe wylewki które kruszą się od deszczu mrozu i piekielnego słońca. Pomiędzy nimi kiełkują dzikie drzewa a niektóre mają się już całkiem dobrze.
Niczym dżungla, zieleń wchodzi na resztki domu. Leśne maliny porastają wypielęgnowany kiedyś trawnik a ocalały z pożogi taras cały pokryty jest winoroślą, kiedyś misternie przycinaną dla lepszych zbiorów. Teraz kiści nie widać za to nadmiar liści oplata dokładnie, samotnie stojący i niepasujący do otoczenia taras. Kamienny grill ledwo wystaje z burzy traw i tylko wysoki komin świadczy o jego lepszych dniach. O chwilach kiedy na ruszcie opiekały się pstrągi z okolicznych hodowli.


Pośród samosiejek, traw i zwyczajnych pokrzyw jak jakiś kaprys stwórcy przebija się cis, jakiś wybujały jałowiec, parę srebrnych świerków i złociste tuje. Tworzy to w sumie jakąś eklektyczną całość, jest też świadectwem tragedii która się wydarzyła.
Im dłużej przebywałem na tych zgliszczach tym bardziej chciałem doświadczyć przeszłości.
Mocno wzruszyłem się na widok kołowrotka który kiedyś zdobił poddasze.
Trochę jedynie nadpalony mógłby jeszcze dożywać swych dni w suchym miejscu. Ktoś zdecydował jednak inaczej.
Dalej, spomiędzy kawałków gruzu wystawało drewniane skrzydło. Co prawda zeszło z niego złotko ale kształt anielskiego upierzenia był bardzo dobrze rozpoznawalny.
Sięgnąłem po nie. Poddało się łatwo i okazało się że poza połową skrzydła nie ostało się nic. Kiedyś była to cała kapela aniołów z instrumentami.



- Oj aniele, aniele. Miałeś pilnować domu, a ty zagapiłeś się wtedy gdy trzeba było twojej czujności. Może w próżności swojej zachwyciłeś się pozłotką skrzydeł? A może mieszkańcy domu nie zrozumieli twego ostrzeżenia? Może krzyczałeś zbyt cicho jak na ludzkie ucho? A może po prostu utraciliśmy te umiejętność słuchania aniołów stróży, bo tradycyjną rolę stróży przejęli ochroniarze z agencji ochrony? 
Może za każdym razem gdy dzieje nam się coś niedobrego, powodem jest zbyt słaby krzyk tych naszych aniołów opiekunów?
Może, może, może.
Utraciliśmy tę potrzebną umiejętność słuchania przyrody. Gorzej, każemy jej milczeć w imię bieżących zysków i kalkulacji. Tak jakby nie było jutra, wczoraj było nieważne a liczyło się tylko dzisiaj. Tylko tu i teraz, w przeliczeniu na kurs franka.
A pejzaż horyzontalny?
Kto ma teraz czas by gapić się na horyzont?
Mój pies i kot czynią to pasjami, ale to już zupełnie inna historia

czwartek, 17 sierpnia 2017

Słoiczek z komplementami





Entliczek pentliczek drewniany stoliczek
a na tym stoliczku wspaniały słoiczek
A w owym słoiczku bez liku karteczek
I niech się z nich cieszy mój drogi koteczek

Tak sobie zrymowałem gdy przeczytałem ten zachęcający tytuł maila
"Słoiczek z karteczkami- 365 powodów dla których Cię kocham! Przesyłka GRATIS (99 zł)"
Łatwizna.  Wystarczy ze słoiczka wyciągnąć karteczkę i odczytać w obecności ukochanej, niczym wróżbę wyciągniętą z chińskiego ciasteczka."
Życie staje się prostsze za jedyne 99 złotych  w tym dostawa gratis.
Czy mam rację? Autor maila rzecz wykłada następująco:
      "365 powodów dla których Cię kocham!- Najlepszy prezent z okazji walentynek, rocznicy, urodzin, dnia chłopaka, dnia kobiet. Każdy marzy o takim prezencie!"
No nie wiem, bo ja marzę o większym motocyklu, a żona ma tak prozaiczne marzenie, że aż dziwnie o nim pisać. Chciałaby chodzić. Tylko i aż,
   " Spełnij marzenia swojej ukochanej osoby. Prezentem jest ozdobny słoiczek, który kryje w sobie karteczki z 365 powodami na każdy dzień roku, za które KOCHASZ swoją drugą połówkę. Słoiczek pełen wyznań, pięknych słów, na każdy wyjątkowy dzień roku. Każdego dnia Twoja Ukochana /Twój Ukochany poczuje się cudownie i wyjątkowo."
 No nie wiem. mnie to trochę przypomina te listy do ukochanej pisane przez kolegów w wojsku, pełne uczucia rodem z brazylijskich seriali.
Jakie to powody tej miłości zawiera słoiczek?
Autor daje kilka przykładów.
"365 powodów dla których Cię kocham to: 365 ręcznie wykonanych pięknych karteczek, 365 zwiniętych w rulonik króciutkich tekstów,  365 powodów, zapewnień o Twoim uczuciu…
Jak zapewnia autor - Prezent wykonany jest własnoręcznie, z dużą dokładnością i na pewno spodoba się Twojemu ukochanemu lub Twojej ukochanej!
Jak się okazuje, własnoręcznie to bardzo pojemne określenie.   
Tekst znajdujący się na każdej karteczce jest romantyczny i nikogo nie obrazi, 
Nie wiem czy moja żona nie czułaby się zawiedziona gdybym ściągał z takiego gotowca.
Czyż sam nie potrafię wymyślić że
"Kocham Cię za to, że mogę na Ciebie liczyć" ....
"Kocham Cię za Twój uśmiech" ....
"Kocham Cię za Twoje śliczne oczy" ... "
 Pewnie i mógłbym to wymyślić ale wiek siwa broda i doświadczenie życiowe podpowiadają, że tak naprawdę to nie kocha się za coś a pomimo czegoś.
99 zł zamiast 129 zł za słoiczek z karteczkami- 365 powodów dla których Cię kocham, kolor czerwony dla kobiety
99 zł zamiast 129 zł za słoiczek z karteczkami- 365 powodów dla których Cię kocham, kolor niebieski dla mężczyzny
Niebieski, jak w tym dowcipie - dlaczego laska jest nebeska?
Bo jeansy farbują .
Nabijam się bezlitośnie z tej  ściągi-gotowca być może dlatego, że trafił mi się po przodkach język giętki co to z reguły pozwoli powiedzieć to co pomyśli głowa. Czasem niestety więcej. Z tego więcej to tylko problemy później i tyle. 
Korzystając z takich karteczek można się czuć jak ktoś ważny, VIP, któremu sekretarz przygotowuje plan dnia, przypomnienia  i zestaw wypowiedzi. 
W czasach PRL-u funkcjonował taki jeden minister który zdawał się całkowicie na owe karteczki.
Plotka głosi, że kiedyś pakował się wieczorem. do małżeńskiego łoża. Zległ już całkiem, tradycyjnie tyłem do żony. Po chwili jednak zerwał się na równe nogi, założył okulary a z kieszeni wyciągnął karteczkę.
- Dobranoc Kochanie - odczytał i odłożył okulary.
 Lepiej może jednak pamiętać za co lub pomimo czego kocha się swoją druga połowę.
Dobranoc Państwu


środa, 16 sierpnia 2017

Pytania bez odpowiedzi

- Tak wcale być nie musi ! – krzyknąłem, zwijając wcześniej dłonie na kształt tuby.
- Musi …. musi.... musi - odpowiedziało mi senne echo, uderzając swoją bezwzględną diagnozą w sam środek głowy.
- Musi to na Rusi, a w Polsce jak to chce – odszczekałem się echu.
- Nie... Nie ... nie - zdawało się odpowiadać echo, chociaż wedle wszelkiej logiki powinno odpowiedzieć chce , chce chce. Być może z wiekiem słuch mi nawala czego zresztą miałem doświadczyć już wkrótce.
- Panie Boże, czy bardzo zburzyło by Twój boski plan, gdyby spełniło się chociaż kilka moich planów? - swobodnie interpretując, powtórzyłem tu scenę ze „Skrzypka na dachu”.
- Spytaj Woodyego Allena * - zdałem się słyszeć odpowiedź, ale nikogo oprócz psa wokół mnie nie było. Pies, a właściwie suka spoglądała zaś na mnie z psią ciekawości, jakby chciała odgadnąć, będzie zabawa czy tylko jakieś wychowawcze trucie które trzeba przetrzymać, przysiadając dupą na ziemi. Sam też zdałem sobie sprawę z własnej śmieszności. Oto stałem po środku łąki, pomiędzy jeziorkami powstałymi w częściowo jeszcze czynnej żwirowni i miałem pytania. Pytania do Boga.
Dodatkowo uważałem chyba, że zasługuję na odpowiedź.
- No suczysko, wracamy do domu.
Suka skierowała się niechętnie acz we właściwym kierunku.
W oddali majaczyła już metalowa furtka z domofonem i numerem domu który można było zinterpretować jako „ćwiartka”
Tak ćwiartka to określenie świetnie do nas pasujące. Przynajmniej od jakiegoś czasu.
Żadnych jednak w tym określeniu wątków alkoholowych nie ma, to tak dla jasności.
Ot życie na ćwierć swoich możliwości.
Z drugiej jednak strony, kiedy widzę ten ogrom nieszczęść dokoła to czuję się jak jakiś cholerny wybraniec.
Panie Boże, dzięki ci, że nie kazałeś mi się rodzić gdzieś w Afryce. Mam czelność narzekać na to co dla innych pozostanie jedynie niespełnionym marzeniem?
Rzeczywiście, być może to narzekanie jest nieco na wyrost.
Nieco? Po prostu wyszedł ze mnie Adaś Miauczyński, szczególnie ten z „Dnia Świra”.
Pierdzielony inteligent lub też sam tylko za inteligenta się uważający.
I sam nawet tego nie wiem.
Na pewno człowiek, pewnie przeciętnie inteligentny
- Już wróciliście? - głoś żony przywołał mnie do rzeczywistości.



* Chcesz rozśmieszyć Pana Boga ? Opowiedz mu o własnych planach na przyszłość W.Allen

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Tak wcale być nie musi

Ósmego czerwca 2015 roku,  Jan Maria Nieistotny  zacytował Beatlesów – Let it be.
- Niech i tak będzie - pomyślał, zostawiając swój blog na zielonych i wonnych łąkach domysłów i podejrzeń. 
Niestety z zakładanej spółki nic nie wyszło a wspólnik nie dość, że nie poświęcał mu uwagi to jeszcze z czasem obrzydziwszy sobie pisanie porzucił bloga na suchym ugorze  zwątpienia.
Niech i tak będzie ..... Chociaż.... tak wcale przecież być nie musi.
Pan Nieistotny uśmiechnął się do ostatniego zadnia które jakby samo przelało się na ekran monitora.
- Tak przecież wcale być nie musi - powtórzył jeszcze raz i jeszcze i jeszcze, aż do chwili gdy był pewien, że to nie tylko nieopatrznie ujawniona myśl, a jasny i czytelny przekaz. Z powodów politycznych nie chciał użyć słowa "deklaracja"
- A jak już mamy zaczynać od nowa niechaj zacznie się od zmiany.
Uciekł od przymiotnika (jakiej) z tych samych powodów dla których nie użył określenia "deklaracja"
Na czym owa zmiana ma polegać ?
- Na tym by odzyskać własną tożsamość i godność, oraz by mówić własnym głosem.
Nie skasuje ostatniego zdania bez względu jakby aktualnie ono nie zabrzmiało. 
Niech i tak będzie...
Jan Maria Nieistotny nie przemówi za pośrednictwem trzeciej osoby.
- Miło mi będzie napisać od czasu do czasu coś. Mam też nadzieję, że i dla kogoś.
 Jan Maria Nieistotny sum.