sobota, 23 grudnia 2017

Wesołych Świąt


Wesołych?
Być może wystarczy tylko Zdrowych, albo Spokojnych?
A co się będziemy ograniczać.
Wszystkiego o czym marzycie w kontekście tych Świąt niechaj  się spełni.

Jan Maria Nieistotny 

  

wtorek, 19 grudnia 2017

Ciasteczkowa wróżba

Najpierw na amerykańskich filmach a teraz i u nas spotkać można scenę, gdy na zakończenie posiłku w chińskiej knajpie zagryza się ciasteczko z zapieczoną wewnątrz wróżbą. Zwykle w jakiś sposób można ją dopasować do filmowej akcji, bądź naszego życia.
Za pomysłem poszedł pewien wytwórca napoi. Po zerwaniu kapsla mogłem odczytać hasła w stylu - „tylko ty”. Nie było problemu gdy konsumowałem płyn razem z małżonką, gorzej gdy z biznesowym facetem który dodatkowo żadną miarą nie był w moim typie.
Od dawna pamiętam, że pewnym wydarzeniom przypisywałem drobne zdarzenia, które zdarzały się wcześniej lub bezpośrednio po fakcie.
Pamiętam swój pierwszy egzamin z historii państwa i prawa, oczywiście oblany.
Dotarłszy resztkami sił do domu, wraz ze znajomymi zapodaliśmy na gramofon Grechutę. Poezja w końcu łagodzi obyczaje.
Spod igły wyszły mniej więcej takie słowa
Był już taki egzamin z historii który wszyscy uczniowie oblali i został po nich uroczysty cmentarz
Spojrzeliśmy po sobie z przerażeniem.
Szybko zdjąłem longa z gramofonu i był to chyba jedyny raz gdy zrobiłem to Panu Grechucie.
Pomyślałem chwilę i na talerzu wylądowała płyta Czerwonych Gitar z pozytywnym przesłaniem
Jeszcze swój egzamin zdasz przyjdzie taki czas.
Zrobiło się miło.
Być może ktoś inny nie zwraca uwagi na takie drobiazgi, ja tam jestem szczególarz
Z rana kurier dostarczył mi paczkę za zaliczeniem. Wypłaciłem należność i potwierdziłem odbiór.
W środku gadżet do mojego motocykla. Mały, drobny, gustowny i jak dla mnie drogi.
Otworzyłem kopertę z dmuchanymi bąbelkami. W środku przezroczyste plastikowe opakowanie i gadżet opakowany w dwie kartki wyrwane z książki.
Trochę to mną wstrząsnęło bo do dzisiaj nie potrafię wyrzucić książki na śmietnik.
Kiedy minęły pierwsze emocje, spojrzałem na zadrukowana kartkę. Oczom moim ukazał się tytuł rozdziału 


Za późno na łzy
Przesunąłem wzrok niżej-  Dlaczego ? Dlaczego ? Dlaczego?
Nie czytałem dalej, rzuciłem się nerwowo do rozpakowania zakupionego towaru.
Uff, wszystko w porządku.
Znów poniosły emocje, towar wygląda tak jak trzeba i mam nadzieję, że tak pozostanie.
Przypomniała mi się wtedy ta historia z piosenkami, którą zacytowałem na wstępie.
Ponieważ nie umiałem ot tak wyrzucić zmiętych kartek do kosza, starannie rozprostowałem je i zacząłem czytać.
Nie była to literatura wysokich lotów, ale kiedy doszedłem do zdania – „zapadła między nimi cisza niczym miecz Demoklesa” zmiąłem kartki i zdecydowanym rzutem umieściłem w koszu
Może ja rzeczywiście przesadzam z tym szacunkiem do słowa pisanego?
Mówią - nie ucz starego wróbla latać. Chociaż w jednej z ciasteczkowych wróżb wyczytałem, że nigdy nie jest za późno by nauczyć się latać.
Nauczyłem się zdałem egzamin i z kolegą planujemy trochę polatać po mieście z drobną pomocą ukochanych motocykli. 
Wróbel umie a i my dojdziemy do wprawy.

wtorek, 12 grudnia 2017

Wina,wina dajcie !

Kiedy zobaczyłem ten nagłówek i zapoznałem się z treścią artykułu, poczułem się jakby ktoś lał miód na moje serce. Co tam miód, jakby ktoś lał na nie dobre wino. Od czasów młodości zmieniła mi się nieco definicja dobrego wina. Kiedyś uważałem, że tanie wino jest dobre ponieważ jest dobre i jest tanie. Teraz też nie kieruję się wyłącznie ceną ( niemożliwe przy moich dochodach) a intuicją i jakimiś wewnętrznymi przeświadczeniami. Może to nie wewnętrzne przeświadczenie, ale starcze zdziwaczenie skoro na przykład nie mogę się zdecydować na wino z niebieską etykietą. Niechęć do niebieskiego pozostała mi od czasu gdy zostałem zmuszony do degustacji denaturatu. Pewni gościnni tubylcy postawili mi wybór - bańka albo w ryj ! Bardzo byłem przyzwyczajony do swojego ryja w stanie nieobitym stąd decyzja o wzniesieniu toastu. Zachowałem twarz ale niechęć do niebieskiego pozostała.
Ad rem - jak mawiali starożytni.
Tytuł brzmiał - Amerykańscy naukowcy twierdzą że wino rozwija naszą inteligencję.
I dalej : Picie tego szlachetnego trunku lepiej wpływa na funkcjonowanie naszego mózgu niż słuchanie muzyki czy rozwiązywanie skomplikowanych zadań matematycznych – twierdzi jeden z neurobiologów pracujących na amerykańskim uniwersytecie Yale. Czy to nie świetna wiadomość?
Pewnie że świetna. Co prawda muzykę lubię bardziej niż się na niej znam, czyli instynktownie. Z matematyką jest gorzej bo instynkt w naukach ścisłych nie sprawdza się tam gdzie nie ma wiedzy. Określenie, że oto jestem humanistą brzmi jak kiepski wykręt dla pasjonatów całek i silni.
Naukowiec swoją teorię przedstawił w wydanej właśnie książce pod znaczącym tytułem: „Neuroenology. How the brain creates the taste of wine”. Gordon Shepherd podkreśla w niej, że picie wina jest skomplikowanym procesem, w który zaangażowane są różne elementy – m.in. to w jaki sposób je sączymy, jak nasz język reaguje na kontakt z trunkiem oraz to, jak nasz nos zachowuje się po kontakcie z aromatem wina.
Czyli inaczej niż z gorzałą, którą pijemy mocno zmrożoną, aby zapach nas nie drażnił i lejemy prosto w gardło, omijając język. W moim przekonaniu picie wina wpływa też na empatię i ogólną wyrozumiałość.
Nie zdarzyło się bowiem, by pijący wino miał pretensję do kompana, że woli wódkę. Pijący wódkę zawsze czepiają się pijących wino, że to niby tylko takie markowanie picia. O homofobicznych określeniach delektowania się winem już nawet nie wspominam.
A przecież picie wina to nie jest niemieckie ruck zuck.
Nie jest tak, że tylko przełykamy wino i nic więcej się nie dzieje – tłumaczył naukowiec
Pewnie, że się dzieje. Czasami trochę boli głowa, zwłaszcza gdy się przesadzi lub pomiesza. Jak to mówią wtajemniczeni, jest to wpisane w koszta.
Na zdrowie.

środa, 6 grudnia 2017

Tylko dla twoich oczu

Kiedyś tam, jeszcze w poprzednim wieku, Szanowna Moja Małżonka postanowiła zrobić mi nie lada prezent. Drogą kupna nabyła komplet fikuśnej bielizny i wystrojona w niego, stanęła przede mną w pewien piękny i późny sobotni wieczór.
Byłem zachwycony, między innymi i tym, że moje oczy jako pierwsze widziały to zestawienie delikatnej koronki z ciałem mojej żony.
Zmysły szalały, choć muszę przyznać, że wtedy działała jeszcze wyobraźnia. Dzisiejsze zaś zmysłowe komplety bielizny nie pozostawiają już dla wyobraźni żądnego miejsca.
Zdewaluowało się również pojęcie szacunku do rzeczy pierwszych. Pierwszy raz, według obiegowej opinii wydaj się być sprawą kłopotliwą, sprawą dla frajerów lub bardzo bogatych starszych panów. Ileż ja mam wspomnień z tego mojego pierwszego razu, ileż sentymentu.
W dobie mediów społecznościowych liczy się tysiąc, a może nawet i dwa tysiące. Dlatego też jakaś młoda małżonka lub partnerka, kupuje dla swego faceta komplet inspirującej bielizny i nim pojawi się w nim przed swoim lubym, zamieszcza swoje zdjęcie na Facebooku lub Istagramie z dopiskiem – To dla mojego Misia. 


W ten oto sposób wymieniony w podpisie Misio jest siedemset pięćdziesiątą osobą która może napaść oczy tym miłym skądinąd widokiem.
Tylko dla twoich oczu – tak zatytułowany był jeden z filmów z Jamesem Bondem, Agentem 007.
Tak, ale to był rok 1981. Czasy Rogera Moorea, a więc jak widać dość dawno temu.
Może nie powinienem narzekać, ob przecież jakby przy okazji też mogę popatrzeć.
Nie mam jednak natury podglądacza, zwłaszcza cudzych żon.
Jestem facetem i jak mówią - Noblesse oblige