czwartek, 30 listopada 2017

O zaangażowaniu w wyższej sprawie

Telewizja pokazała,
A uczeni podchwycili,
Że jednemu psu gdzieś w Azji
Można przyszyć łeb od świni.

Tak śpiewał o telewizji Jacek Kleyff, jeden z założycieli niezapomnianego Salonu Niezależnych.
Piosenka z 1972 roku jest co prawda o telewizji, ale pierwsze wersy utworu zmuszają do zastanowienia. W jakiej kolejności to się odbywa? Czy to naukowcy wymyślają a media prezentują, czy tez może to media prowokują jakąś tezą, a naukowcy ze wszystkich sił próbują ją udowodnić.
Wychodzą z tego różne rzeczy, raz odkrywcze raz pokraczne. A może o to właśnie idzie?
Przeżyć życie całkiem na serio jest bowiem tak samo trudno jak spędzić je bez odrobiny powagi.
W jakich kategoriach odczytać poniższą informację? To pozostawiam samym czytelnikom.
Zauważyłem oto taki tytuł na jednym z portali
Naukowcy: Oglądający porno stają się bardziej religijni. Ale seanse muszą odbywać się minimum raz w tygodniu *
Czego to się nie zrobi dla własnego zbawienia. Dlaczego jednak mam do codziennego menu wstawić pornosy? Od czasu do czasu to inna sprawa.
Okazuje się, że za głębszą religijność oglądających pornografię odpowiada poczucie winy, które towarzyszy im w czasie seansów, a zbliżenie się do wiary to rekompensata za popełniane występki? Tak właśnie się dzieje zdaniem amerykańskiego socjologa Samuela Perry'ego
Jak zwykle trzeba było znaleźć grono osób które do oglądania pornografii się przyznają a jeszcze dodatkowo chcą o tym podyskutować. Ameryka to kraj cudów, a więc uzbierało się 1300 gadatliwych i cierpliwych, bowiem badania trwały 6 lat
Na początek okazało się, że ci, którzy często i regularnie oglądali porno, wydawali się bardziej religijni, częściej się modlili i uczestniczyli we mszy świętej, niż ci, którzy mieli w zwyczaju obejrzeć film porno od czasu do czasu.
No i znów okazało się że jeżeli coś się robi to trzeba to robić z pasją.
Nie liczy się to, że od czasu do czasu zerknie się ja jakąś opaloną gołą dupę w akcji. Liczy się by robić to regularnie.
To tak jak z uprawianiem sportu, zażywaniem magnezu, czy myciem zębów.
Z myciem zębów to jest akurat problem. Perry zaznacza, że oglądający filmy dla dorosłych na tyle często, że „staje się to dla nich naturalną czynnością, jak mycie zębów” nie powoduje już wyrzutów sumienia i nie wpływa na głębokość czy intensywność wiary.
Jak więc zmobilizować przeciętnych członków społeczeństwa do oglądania popularnych „pornosów”
Pole dla pomysłów wszelkiej maści jest tu bardzo szerokie. Można po dobroci, można też nakazać. To nakazywanie robi się ostatnio coraz bardziej popularne.
Naukowiec pisze dalej, że dla religijnych Amerykanów i oglądanie pornografii jest sprzeczne z ich poglądami na moralność i seksualność. – Pogodzenie tych stanowisk to dla nich ogromny problem, zwłaszcza dla tych, którzy oglądają filmy dla dorosłych często.
My tu w Polsce jakoś sobie z tym radzimy.
A ja cytując Wojciecha Młynarskiego - oczami wyobraźni bo na szczęście jej nie tracę, widzę ... Jak autorytety moralne i pasterze namawiają do oglądania w wyższym celu filmów na popularnej stronie z filmami XXX.

czwartek, 23 listopada 2017

Zadziwić świat

Robimy zwykle tak byle jakoś było. I jakoś jest bo jak się powszechnie uważa prowizorki są najtrwalsze. Sam mam w tym temacie swoje własne, bogate doświadczenie.
Czasem jednak przychodzi na nas taki mus, tak szajba jakby powiedział nieodżałowany Wojciech Młynarski, by nagle zadziwić wszystkich. Zadziwić żonę, teściową, szwagra, a przede wszystkim sąsiada, swoje miasto swój kraj i cały świat na końcu.
Czytam ja dzisiaj w tytule, że choć koszty są ogromne ale możemy zadziwić świat

O co chodzi?
O zorganizowanie konkursu skoków narciarskich na Stadionie Narodowym.
Trzy lata temu temat zorganizowania konkurs skoków narciarskich na PGE Narodowym upadł. Przedstawiciele Polskiego Związku Narciarskiego nie zamierzają się jednak poddawać i podkreślają, że mają już nawet gotowy plan, który mogą wcielić w życie w kolejnych miesiącach.
Co było powodem wcześniejszej klapy szalonego pomysłu?
Odpowiedź jest bardzo krótka - Za dużo milionów.
A przecież jest tyle sposobów by zadziwić świat mniejszym kosztem.
Wiele lat temu w audycji radiowej „ Samouczek Bogato Ilustrowany” * który prowadzili Jerzy Kordowicz i Grzegorz Wasowski słyszałem taki news:
Pewien staruszek z Nowego Jorku złamał nogę w jednym miejscu.
Pewien staruszek z Nowego Sącza złamał nogę w trzech miejscach.
A jednak co Polak to Polak.
No i proszę, da się ? Da się



wtorek, 14 listopada 2017

O edukacji i masturbacji

W Internecie od pewnego czasu  trwa akcja #sexedpl  mająca na celu uświadomienie seksualne, lub jak kto woli edukację seksualną młodzieży. Znane osoby w krótkich wideo postach omawiają najważniejsze problemy związane z seksem. Antykoncepcja czy bezpieczeństwo.
To jakby przeciwwaga dla aktualnie obowiązujących podręczników do życia w rodzinie, czy stron pornograficznych znajdujących się na drugim biegunie a z których korzystają już ponoć siedmiolatkowie.  Pomimo tych tragicznych danych nie brakuje ludzi mediów, którzy w duecie z Panią Terlikowską nie życzą sobie na przykład by poinstruować dorastające dziecko, jak korzystać z prezerwatywy.
Kiedy tego słucham zastanawiam się jak daleko i czy w ogóle odeszliśmy od tych czasów gdy Tadeusz Żeleński Boy opublikował swoje „Piekło kobiet”
Sam byłem kiedyś bardzo młody i pamiętam jeszcze, że przy braku Internetu i kolorowych pisemek, za pomocą samej tylko wyobraźni i tak trudno mi było utrzymać w ryzach i spodniach mojego małego przyjaciela.
Obecnie w sytuacji  medialnego szumu wokół seksu, bo przecież strony pornograficzne są  najczęściej odwiedzanymi  miejscami w Internecie, najrozsądniejsza rzeczą wydaje się być  powszechna edukacja.
Ponieważ rozsądek albo nie jest dany wszystkim, albo jest różnie rozumiany, mamy to co mamy.
Szczęściem i nieszczęściem  równocześnie jest ogólny dostęp do sieci. Naszym zaś zadaniem jest tę młodzieńczą, niepohamowaną ciekawość umiejętnie ukierunkować.
Wiem co mówię. Moje dzieci dorastały w dobie raczkującego Internetu i to na mnie jako ojca spadł  ciężar ich uświadomienia. Wydaje mi się, że z tej roli wywiązałem się  odpowiednio. Żaden z synów nie zarzucił mi w tej kwestii ani oszustwa ani jakiejś pruderii.  Mało tego, chłopaki mieli na tyle odwagi i rozsądku by przyprowadzać do matki ( czyli mojej żony) swoje dziewczyny, by te mogły usłyszeć to czego nie dane im było wysłuchać w domu.
Mam nadzieję, że dzięki temu udało się uniknąć choć kilku życiowych tragedii.
Być może jednak ich rodzice nie życzyliby sobie takiej nauki. Należy raczej pytać zainteresowanych czyli  młodych.
Jak zaś radzono sobie z edukacją w czasach sprzed Internetu i książki Michaliny Wisłockiej?
Wszak kościół od zawsze  był przeciw. Przeciw stosunkom, przeciw ”struganiu grzesia”, a kiedyś nawet przeciwko zakładaniu majtek, bowiem majtki uznano za dzieło szatana.
Jedno mnie w tym wszystkim dziwi. Skoro w kościele katolickim powszechnie uważa się, że człowiek powstał na obraz i podobieństwo boga, to dobry bóg wiedział chyba co robi  tworząc przyjemność z  intymnej bliskości ludzi. W samym zaś miłosnym akcie musi być coś boskiego.
Uważam,  że rolę dzisiejszych postów edukacyjnych spełniały krótkie formy rymowane i śpiewane przy okazji wesel i zabaw ludowych a nazywanych przyśpiewkami
 Oto przykład wiejskie przyśpiewki pozwalającej  oswoić się z własnym ciałem
 

"A mam - ci mam,
Pod kosulecką
Trzewicki, pońcoski,
Dziurkę tylecką"

 

I co robić z tą „dziurecką tylecką radzi inna przyśpiewka
 

 "od sochy do sochy
Niech traw rośnie.
Nie dawaj picochy,
Aż ci porośnie."


Powyższy tekst bardzo konkretnie podpowiada kiedy można rozpocząć współżycie. A  że w tych sprawach kobieta musi liczyć tylko na siebie wobec niedojrzałości partnerów uprzedza kolejna
 

Kazała mu kupić przetak, A on kupił sitko.
Kazała mu wściubić trochę, A on wściubił wszytko
 

Na długo przed tym nim  wymyślono określenie dobór naturalny, wiejskie przyśpiewki  radziły
 

"Nie chce tego, co mu wisi,
Nieprzyjaciel moj moi pisi,
Wolę tego, co mu stoi,
Przyjaciel to pisi moi."
 

Ania Rubik mówiła w #sexedpl, że masturbacja to coś normalnego za co spadło na nią wiele gromów ze środowisk nazwijmy to bardzo tradycyjnych.
Wiele lat temu tak wypowiadano się jednak i w tej kwestii 
 

Pisi grosz,pisi grosz,
Paluszkowi złoty,
Bo paluszek, nieboraczek,
Ma więcej roboty.

 

Czy były też przyśpiewki dla chłopców ?
Owszem, były ale problem polegał na tym, że  było to na długo  przed startem akcji #metoo  i  niektórzy pozwalali sobie na instrumentalne traktowanie kobiet, choć zwykle kończyło się to  ze optymistycznym  czyli ślubnym fianałem
 

"Nie ożeniłbym się,
Kieby nie dla pisie,
Ale dziewka carną miała,
Spodobała mi się"

 

Ta zaś powinna się już spotkać z powszechnym potępieniem.
 

"Niedaleko karcma,
Jesce blizej browar,
Rozłozyła panna nozki:
-A toz to mój towar"

 

Mówiąc krótko wszystko już było 

piątek, 10 listopada 2017

Moja miłość jak wiatr halny

Moja miłość do motocykli jest znana, rodzinie, przyjaciołom i czytelnikom mojego innego (pierwszego) bloga. Tam ze szczegółami opisałem jak ta miłość rodziła się w bólach i jak dojrzewała do lipca 2015 roku, kiedy kupiłem nowiutki motocykl typu chopper o pojemności silnika 125 cm3. Dlaczego taki mały ? Z prozaicznego powodu braku uprawnień do kierowania większymi jednostkami.
Kto ciekaw tej historii tego zapraszam pod ten adres
Miłość do dwóch kółek okazała się odwzajemniona i w ciągu ostatnich dwóch lat przejechałem bez problemów ponad jedenaście tysięcy kilometrów.
Stare powiedzenie motocyklistów mówi – Z jazdą na motocyklu jest jak z piciem alkoholu. Zwykle zaczyna się od pięćdziesiątki, ale z czasem dochodzi się do wniosku, że prawdziwa zabawa zaczyna się od pół litra.
500 centymetrów sześciennych. Łatwo powiedzieć, tylko, że ja egzamin na prawo jazdy zdawałem ponad czterdzieści lat temu. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy z powodu pewnego drogowego przewinienia, pan policjant pouczył mnie, że złamałem przepis który obowiązuje w naszym kraju od 1991 roku.
- Przykro mi – odpowiedziałem – ale w 1991 to ja miałem już od 16 lat prawo jazdy.
- Może by warto odświeżyć wiedzę? - pomyślałem teraz i w tamtej chwili zatrzymania.
- W życiu bym się za to nie brał – odpowiadała część moich znajomych
- Za stary na to jestem - powtarzali inni jak na komendę.
I chyba ten powszechny strach przed zmianami w swoim życiu podziałał na mnie tak motywująco.
W końcu mam tak, że w okolicach okrągłych rocznic urodzin podejmuję decyzje które stawiają na głowie moje dotychczasowe życie.
I tak. Przed czterdziestką zmieniłem pracę, wyjeżdżając na długie 11 lat poza miejsce zamieszkania.
Przed pięćdziesiątką, po raz kolejny zmieniłem pracę chcąc zaspokoić ambicje. To mi się akurat nie opłaciło, ale wtedy też zacząłem prowadzić żywot blogera co przez dziewięć lat pozwalało poznać wielu ciekawych ludzi. Co prawda tylko wirtualnie przyjaźnie, ale nie można mieć wszystkiego naraz.
Teraz nieuchronna sześćdziesiątka zbliża się do drzwi, więc może by coś zmienić?
Kierując się doświadczeniem sprzed dekady, postanowiłem nie zmieniać pracy. Zamiast tego zapisałem się na kurs motocyklowy kategorii A.
E-learning tak nazywa się forma nauki teorii jaką wybrałem. Bez wysłuchiwania monotonnych wykładów, z nauką przez internet w chwili gdy mam na to ochotę.
Po pierwsze trzeba było nauczyć się wypełniania testów.
Tylko zajęcia z pierwszej pomocy odbyłem osobiście, ale los zgotował mi bonus bowiem do ćwiczeń praktycznych ze sztucznego oddychania i układania w pozycji bocznej bezpiecznej przydzielono mi jedyną dziewczynę z grupie.
Nie mówię tego w żadnych podtekstach starego satyra, a jedynie wspominam o wrażeniach estetycznych.
Pamiętam też, jaką gafę zaliczył prowadzący.
- Pan to pewnie odbył już wiele szkoleń – powiedział do mnie z uznaniem
- O tak, wiele – odpowiedziałem grzecznie.
- Pan na wyższą kategorię – stwierdził.
- Zdziwi się pan gdy powiem, że na niższą
- Na niższą ?
- No tak, na A
- Na A ???
- A czy myśli pan, że w moim wieku nie należy już realizować swoich marzeń? – spytałem, wiedząc że pogrążę młodziana w kłopotliwą sytuację.
Pogrążyłem. Rutyna górą.
Teorię zdałem bez problemu a z egzaminu wyszedłem jako drugi z kompletem punktów.
Pozostała mi tylko praktyka, ale byłem przecież po szkoleniu.
którą Dodatkowe przejechanie soft chopperem 11.000 km jawiło mi zdanie egzaminu zwykłą formalnością.
Wydawało mi się, tak to dobre określenie. Rzeczywistość nie była aż tak kolorowa.
Przy okazji okazało się, że korzystałem z nauki w takiej szkole, w której pobierano opłatę raczej za wynajęcie motocykla niż dobrą praktyczną naukę.
Pozostawiony sobie, kombinowałem więc na swój sposób, podglądając w desperacji technikę na filmikach z Youtuba.
Ustawodawca zarządzając taki a nie inny sposób egzaminu praktycznego miał pomysł, by stopień trudności zniechęcił lub odrzucił jak największą liczbę młodych ludzi.
Nikt w tym wszystkim nie pomyślał o ludziach dojrzałych, którzy przez cały tydzień, popołudniami polerują śrubki, by śmignąć w niedzielę po kościele te parę kilometrów po mieście.
Nie w głowie im 200 kilometrów na godzinę.
Nie pojadą szybko, ponieważ nikt nie zauważy wtedy efektów tygodniowego polerowania.
No to po co polerować jak nikt nie zauważy?
No cóż, mówią, że jest jeden kraj, jedna ojczyzna a więc i jedno egzaminacyjne sito. Z małymi oczkami.
Potknięcie egzaminacyjne wymusiło u mnie zmianę instruktora. Ktoś w końcu musiał mi pokazać czym się to tak naprawdę je.
Za drugim razem trafiłem bardzo dobrze.
Przez bite dwie godziny instruktor stał przy mnie, korygując, poprawiając i proponując zmiany.
Po pierwsze musiałem wyrzucić z głowy wszelkie naleciałości jakie przez jazdę małym motocyklem i kombinowanie na własną rękę z dużym we łbie mi się nawarstwiły.
Przychodziło to z bólem, ponieważ o ile na spokojnie wszystko było w porządku, to w sytuacjach stresowych mózg reagował utartymi schematami. Brzdęk, linia, pachołek i do widzenia.
Mógłbym wyrzucić z siebie jeszcze ze trzy tysiące słów na ten temat, bo po pierwsze lubię motocykle, a poza tych kto nie lubi się pochwalić heroizmem, zwłaszcza własnym.
Powiem zaś tylko tyle, że udało mi się w końcu zmotywować, posprzątać w głowie i nabrać nowych nawyków. Efektem tego jest zaś to, że od kilku dni jestem pełnowartościowym członkiem motocyklowej społeczności.
Nikt już nie będzie śmiechów sobie z mojej 125-tki urządzał. Zero kompromisów.
Dlaczego nie będzie?
Jest takie powiedzenie – bez gwiazdy nie ma jazdy. W tym konkretnym przypadku chodzi o znaczek Mercedesa. To taka niepełna pacyfka wpisana w koło.
Moja to gwiazda pełną gębą. Od pewnego czasu czeka nam nie w garażu i nazywa się Drag Star. Yamaha Drag Star 650. 



Sześćset pięćdziesiąt, a więc zdecydowanie powyżej przysłowiowego pół litra.
A zabawa? Trzeba będzie pewnie na nią zaczekać do przyszłego roku.
Warto jednak czekać, umilając sobie to czekanie polerowaniem chromów, a tych ci w Gwieździe nie brakuje. 


A moja miłość do Gwiazdy? Kiedyś Skaldowie śpiewali :" Nasza miłość jak wiatr halny". Tak to chyba coś takiego, bo przecież

                                         Nasza miłość jak wiatr halny
                                         zawsze zimą nas rozdziela,

piątek, 3 listopada 2017

Utalentowany Pan Mózg

Pamiętacie te teksty które czytało się całkiem gładko pomimo tego, że były napisane z mnóstwem zamienionych liter ?
Takie jak ten poniżej


Niejaki Graham Rawlins w swojej pracy doktorskiej stawiał tezę, że tekst będzie zrozumiały, jeśli pozostawimy w spokoju dwie pierwsze i dwie ostatnie litery każdego słowa.
Okazało się jednak, nasz mózg jest genialny, dlatego kłopotu nie sprawia też czytanie tekstu, w którym na miejscu pozostawiono tylko pierwsze i ostatnie litery każdego ze słów.
Dlaczego możemy odczytać nawet tak zniekształcony tekst? Radzimy sobie z tym, bo mamy zanotowane w głowie schematy zapisu słów, które, jak gotowce, wyciągamy z pamięci podczas czytania.
Im częściej używamy danego słowa, tym bardziej utrwalony mamy jego zapis.
Mnie dla przykładu kilku lat trzeba było, by w głowie zapisało się słówko „przyszedłem”
Odniosłem jednak sukces i dzisiaj zżymam się na tego co mówi „przyszłem”
Co się dziwić skoro młodzież coraz częście jeżzi a nie chodzi.
Pamięci własnej do słów, należy chyba zawdzięczać to, że zainteresowałem się tekstem – Nie lekceważ waginy !
- No nie, nie lekceważę, jestem pełen uznania – pomyślałem i kliknąłem na tekst.
Niemiłym zaskoczeniem, a rzekłbym nawet rozczarowaniem okazał się tekst o konsekwencjach zachorowania i nie leczenia anginy.


No tak anginy to ja nie miałem od ładnych paru lat, a o waginie ( nie żebym zaraz się chwalił) pamiętam codziennie.
Ktoś powie : głodnemu chleb na myśli ja zaś wolę tezę o schematach zapisanych w mojej głowie.
Z tego zaś wynikają same pożytki. Dzięki owemu talentowi mózgu, bez problemu zrozumiałem kolejny tytuł 

 
Niektórzy uważają że to nie talent a zwykłe mózgowe lenistwo i bazowanie na gotowcach. Kurde, to jakaś totalna opozycja