wtorek, 9 stycznia 2018

Za zdrowie mojego Szwagra

Wczoraj, wieczorową porą zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz ale nie ułatwiło mi to podjęcia decyzji. Nie wiedziałem czy podjąć czy też odrzucić połączenie, bowiem wyświetlany numer nic mi nie mówił.
Zaryzykowałem.
Dzwoniła bratanica zony, zapraszając na organizowaną pod koniec stycznia sześćdziesiątkę ojca, czyli urodziny mojego Szwagra.
Gładko uniknąłem jasnej deklaracji, uzależniając wyjazd od pogody, która jak to w zimie może być różna.
- Intryga szyta tak grubymi nićmi – powiedziałem do żony odkładając aparat – To widać słychać i czuć
Prawda – powiedziała żona i był to w zasadzie jedyny komentarz do całego zdarzenia.
O co chodzi?
O to że oczekiwałem oficjalnego zaproszenia
Dlaczego?
Mój szwagier obchodzi w tym roku sześćdziesiątkę. Pora właściwa dla życzeń i gratulacji.
Problem jednak w tym, że od ponad dziesięciu lat pomnaża on PKB Irlandii. Do Irlandii zaś trochę daleko. Zresztą jakoś nigdy nie wyszedł temat jakiejś wycieczki w tamtym kierunku.
Nie można tak dla kaprysu targać przez pół Europy, żeby komuś powiedzieć – Hej! Jesteśmy.
Na okoliczność Jubileuszu Szwagier przylatuje do córki która mieszka gdzieś tam na południowym zachodzie naszego pięknego kraju.
Szwagier przyjeżdża jak ja to nazywam „po szwagrowemu”, czyli w sobotę wieczorem. Mnie czeka dwieście kilometrów w jedną stronę, a potem z powrotem w tym samym dniu . Wszem wiadomo że w poniedziałek trzeba być w pracy.
Niedzielne spotkanie to będzie raczej urodzinowa herbatka u Ciotki Klotk niż ryk wyliniałych, ale zawsze lwów.
Zapakuję więc żonę do auta tym niedzielnym porankiem, obciążając tylną oś teściową i dalej na spotkanie nieznanego. Bo ile Szwagra znam ( czasem mi się wydaje że jak zły szeląg) to nie widziałem scenografii czyli domu jego córki.
Ktoś teraz powie, że trudno mi dogodzić i że powinienem się cieszyć z zaproszenia.
Ależ cieszę się i pewnie z przyjemnością pojechałbym tam w cieplejszych miesiącach, zakładając nawet jakiś delikatny nocleg.
Jak zwykle o życiu decydują drobiazgi. W odświeżanej pamięci drobiazgi rosną i przybierają rozmiary kamieni w Stonehenge.
A że Szwagier wyrył swój ślad w moim życiu może świadczyć choćby fakt, że już dwa miesiące po rozpoczęciu blogowania w listopadzie 2008 r poświęciłem mu post, który Onet zamieścił na swojej pierwszej stronie. Ktoś z komentujących zarzucił mi, że swoim postępowaniem zniszczyłem rodzinę.
Zaraz, zaraz, A czy szwagier to jeszcze rodzina?
Takie pytanie postawiłem w tytule posta który przypominam poniżej

Czy szwagier to jeszcze rodzina ?
28 lis 2008

W jednym z odcinków kultowej „Stawki większej niż życie” pewien kolejarz zwraca się do dowódcy partyzantki o zwolnienie zatrzymanego szmuglownika. Komendant pyta
- To wasza rodzina ?
- Zaraz tam rodzina. Szwagier – odpowiada kolejarz
A więc jak to z nim jest? Czy szwagier to tylko złośliwy dodatek do żony, jak teściowa i otrzymuje się go w pakiecie? Czy może relacje z nim można ułożyć w sposób prawidłowy, normalny i rodzinny?
Na początku wczuj się w sytuacje szwagra. Ty jesteś w końcu facetem który każdej nocy śpi z jego siostrą. To może być już powód jego nerwic i depresji.
Jestem zdania, że na bycie rodziną trzeba sobie zasłużyć, nic nie działa bowiem z automatu. Nie widzę jednak powodu dla którego nie mielibyśmy polubić i zaakceptować tego faceta, który widywał w młodości twoją żonę bez ubrania. W przeciwnym wypadku pozostaje nam tylko ukute przeze mnie stwierdzenie : szwagier szwagrowi szwagrem .
Mój szwagier (powiedzmy) Leszek, towarzysz nie jednej wspólnej imprezy , współsłuchacz Cohena, miłośnik wina i fajek, które namiętnie paliliśmy zaraz po ślubie stał się w pewnym momencie naszego rodzinnego życia ofiarą.
Spokojnie, stał się ofiara testu na luz wewnętrzny i poczucie humoru.
Pracowałem wtedy w firmie rozprowadzającej akcydensy. Pod tą dziwaczną nazwą kryją się wszelkiego rodzaju druki do wykorzystywania w administracji państwowej i działalności gospodarczej. Delegacje, kartoteki magazynowe czy na przykład upomnienia z biblioteki.
Właśnie to ostatnie nasunęło mi pewien pomysł związany z moim szwagrem.
Namiętny czytelnik dobrej literatury któregoś pięknego dnia otrzymał pocztą wezwanie do zwrotu do biblioteki całej serii książek. Wszystkich jakimś trafem o zabarwieniu erotycznym. Te wymyślone tytuły wraz z autentycznymi opracowaniami wypożyczono w nieistniejącej bibliotece. Niedzielny obiad u teściowej z początku spokojny, zakończył się żalami szwagra, że oto jakiś erotoman na jego konto wypożyczył kupę książek o seksie i ich nie zwraca.
Ulica na jakimś zadupiu Krakowa wymagała dojazdu trzema autobusami miejskimi. Szwagier był zdruzgotany.
Nic nie sprawia większej przyjemności niż zrobić dowcip komuś kto się tym przejmuje. Kiedy stwierdziłem, że haczyk złapał i szwagier odpowiednio się przejmuje, powiedziałem :
- Stawiasz wino a ja powiem Ci co zrobić.
Po degustacji winka potargałem wezwanie i przyznałem się do dowcipu. Szwagra puściło.
Stał się jednak czujny i początkowo nie wierzył nawet w kwity z elektrowni.
Dla mnie oznaczało to tylko jeszcze większe wyzwanie
Minęły dwa lata od tamtej sytuacji. Zbliżały się trzydzieste urodziny mojego Szwagra. Postanowiłem, że uczcimy te urodziny z rozmachem. Przygotowałem więc wezwanie do odbycia dwutygodniowego szkolenia wojskowego. Druk miałem pod ręką, ale żeby nie powielać bezmyślnie starej sytuacji, podobne wezwanie wysłałem również do siebie. Dla równowagi.
Tu muszę dodać, że jesteśmy z tego samego roku.
Jubileuszowa impreza nadeszła. Udałem się z na imprezę. Przysłowiowe pół litra i szaliczek, życzenia, cmok-cmok z dubeltówki i do stołu. Szwagier stanął mi jednak na drodze do biesiadnego stołu. Uśmiechnięty, że oto złapał mnie na żarcie, grożąc palcem powiedział
- Oj szwagier, szwagier, nie dam się nabrać…
Wtedy ja wyciągnąłem z kieszeni swoje wezwanie. Podstawiłem mu pod nos i spytałem
- Czy o takie żarty ci chodzi?.
Leszek zaniemówił. Osunął się z lekka po futrynie i stracił humor. Drinkowaliśmy więc i narzekaliśmy na niedogodności służby wojskowej. Gdzieś koło dziesiątej wstałem i powiedziałem
- Leszku, Szwagrze mój, mam dla ciebie wspaniały rocznicowy prezent. Kieruję cię do cywila.
I tym razem przyznałem się do dowcipu. Ulga jaką poczuł w tamtej chwili była bezcenna. Nieraz ją zresztą wspominał w towarzystwie tak zwanych osób trzecich.
Tak to żartując sobie od czasu do czasu wychowywaliśmy dzieci, odwiedzali się czasem nie zapominając o drinkowaniu( oczywiście z umiarem.
Aż nadszedł ten dzień kiedy poruszyła się ziemia. Jesienny i ciepły.
Późnym popołudniem wybraliśmy się do Szwagrówki jak nazywałem mieszkanie Leszka. Pewnie na jakąś herbatę z pogaduszkami.
Domofon burczał - brrrrrr !!. Czekamy, słychać już ujadającego psa na czwartym piętrze i pytanie z głośnika
- Kto tam ?
- Ja w sprawie kradzieży samochodu – odpaliłem trochę automatycznie, działając na tzw żywioł. Szwagier zawsze tak na mnie rozrywkowo działał . Usłyszałem dźwięk zamka elektrycznego i nim zdążyłem cokolwiek wytłumaczyć, Szwagier z czwartego piętra był już na parterze. Kiedy mnie zobaczył przeklął tylko z lekka i zaczął wracać po schodach do góry.
Weszliśmy do domu ale emocje były tak wielkie, że Lechu aby rozładować emocje zdjął sweter i rzucił przez cały pokój, Sweter zatoczył łuk i spadł na kwiatka. Dorodna dracena w jednej chwili straciła pióropusz i stała taka goła, w dużej donicy na małym taboreciku. Patrząc na efekty tego odstresowania, Lechu podbiegł do gołego pnia i skopał go z podwyższenia. Ziemia rozsypała się wokół ale doniczka nie pękła. Szwagier jak w jakimś amoku skoczył dwa razy na donicę ( a jest człowiekiem dużej wagi i miary) aż ta rozpadła się na kawałki.
Nie czekałem na ciąg dalszy salwowałem się ucieczką albo inaczej wycofałem się na z góry upatrzone pozycje . Po około pół godziny wróciłem do domu Szwagrów i przepraszając za zaistniały incydent zapewniłem, że nie będę robił sobie z niego dowcipów.
Słowa dotrzymałem ale przez to nasze kontakty stały się wyprane z emocji, sztampowe i trochę sztuczne. Z czasem prawie zanikły.
W ostatnim dowcipie nie uwzględniłem wielkiego przywiązania szwagra do własnych rzeczy. Teraz spotykamy się tak rzadko, że spokojnie mogę powiedzieć
- Wszyscy swoi tylko szwagier obcy
A może to tylko dlatego, że wyjechał do Dublina ?