piątek, 10 listopada 2017

Moja miłość jak wiatr halny

Moja miłość do motocykli jest znana, rodzinie, przyjaciołom i czytelnikom mojego innego (pierwszego) bloga. Tam ze szczegółami opisałem jak ta miłość rodziła się w bólach i jak dojrzewała do lipca 2015 roku, kiedy kupiłem nowiutki motocykl typu chopper o pojemności silnika 125 cm3. Dlaczego taki mały ? Z prozaicznego powodu braku uprawnień do kierowania większymi jednostkami.
Kto ciekaw tej historii tego zapraszam pod ten adres
Miłość do dwóch kółek okazała się odwzajemniona i w ciągu ostatnich dwóch lat przejechałem bez problemów ponad jedenaście tysięcy kilometrów.
Stare powiedzenie motocyklistów mówi – Z jazdą na motocyklu jest jak z piciem alkoholu. Zwykle zaczyna się od pięćdziesiątki, ale z czasem dochodzi się do wniosku, że prawdziwa zabawa zaczyna się od pół litra.
500 centymetrów sześciennych. Łatwo powiedzieć, tylko, że ja egzamin na prawo jazdy zdawałem ponad czterdzieści lat temu. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy z powodu pewnego drogowego przewinienia, pan policjant pouczył mnie, że złamałem przepis który obowiązuje w naszym kraju od 1991 roku.
- Przykro mi – odpowiedziałem – ale w 1991 to ja miałem już od 16 lat prawo jazdy.
- Może by warto odświeżyć wiedzę? - pomyślałem teraz i w tamtej chwili zatrzymania.
- W życiu bym się za to nie brał – odpowiadała część moich znajomych
- Za stary na to jestem - powtarzali inni jak na komendę.
I chyba ten powszechny strach przed zmianami w swoim życiu podziałał na mnie tak motywująco.
W końcu mam tak, że w okolicach okrągłych rocznic urodzin podejmuję decyzje które stawiają na głowie moje dotychczasowe życie.
I tak. Przed czterdziestką zmieniłem pracę, wyjeżdżając na długie 11 lat poza miejsce zamieszkania.
Przed pięćdziesiątką, po raz kolejny zmieniłem pracę chcąc zaspokoić ambicje. To mi się akurat nie opłaciło, ale wtedy też zacząłem prowadzić żywot blogera co przez dziewięć lat pozwalało poznać wielu ciekawych ludzi. Co prawda tylko wirtualnie przyjaźnie, ale nie można mieć wszystkiego naraz.
Teraz nieuchronna sześćdziesiątka zbliża się do drzwi, więc może by coś zmienić?
Kierując się doświadczeniem sprzed dekady, postanowiłem nie zmieniać pracy. Zamiast tego zapisałem się na kurs motocyklowy kategorii A.
E-learning tak nazywa się forma nauki teorii jaką wybrałem. Bez wysłuchiwania monotonnych wykładów, z nauką przez internet w chwili gdy mam na to ochotę.
Po pierwsze trzeba było nauczyć się wypełniania testów.
Tylko zajęcia z pierwszej pomocy odbyłem osobiście, ale los zgotował mi bonus bowiem do ćwiczeń praktycznych ze sztucznego oddychania i układania w pozycji bocznej bezpiecznej przydzielono mi jedyną dziewczynę z grupie.
Nie mówię tego w żadnych podtekstach starego satyra, a jedynie wspominam o wrażeniach estetycznych.
Pamiętam też, jaką gafę zaliczył prowadzący.
- Pan to pewnie odbył już wiele szkoleń – powiedział do mnie z uznaniem
- O tak, wiele – odpowiedziałem grzecznie.
- Pan na wyższą kategorię – stwierdził.
- Zdziwi się pan gdy powiem, że na niższą
- Na niższą ?
- No tak, na A
- Na A ???
- A czy myśli pan, że w moim wieku nie należy już realizować swoich marzeń? – spytałem, wiedząc że pogrążę młodziana w kłopotliwą sytuację.
Pogrążyłem. Rutyna górą.
Teorię zdałem bez problemu a z egzaminu wyszedłem jako drugi z kompletem punktów.
Pozostała mi tylko praktyka, ale byłem przecież po szkoleniu.
którą Dodatkowe przejechanie soft chopperem 11.000 km jawiło mi zdanie egzaminu zwykłą formalnością.
Wydawało mi się, tak to dobre określenie. Rzeczywistość nie była aż tak kolorowa.
Przy okazji okazało się, że korzystałem z nauki w takiej szkole, w której pobierano opłatę raczej za wynajęcie motocykla niż dobrą praktyczną naukę.
Pozostawiony sobie, kombinowałem więc na swój sposób, podglądając w desperacji technikę na filmikach z Youtuba.
Ustawodawca zarządzając taki a nie inny sposób egzaminu praktycznego miał pomysł, by stopień trudności zniechęcił lub odrzucił jak największą liczbę młodych ludzi.
Nikt w tym wszystkim nie pomyślał o ludziach dojrzałych, którzy przez cały tydzień, popołudniami polerują śrubki, by śmignąć w niedzielę po kościele te parę kilometrów po mieście.
Nie w głowie im 200 kilometrów na godzinę.
Nie pojadą szybko, ponieważ nikt nie zauważy wtedy efektów tygodniowego polerowania.
No to po co polerować jak nikt nie zauważy?
No cóż, mówią, że jest jeden kraj, jedna ojczyzna a więc i jedno egzaminacyjne sito. Z małymi oczkami.
Potknięcie egzaminacyjne wymusiło u mnie zmianę instruktora. Ktoś w końcu musiał mi pokazać czym się to tak naprawdę je.
Za drugim razem trafiłem bardzo dobrze.
Przez bite dwie godziny instruktor stał przy mnie, korygując, poprawiając i proponując zmiany.
Po pierwsze musiałem wyrzucić z głowy wszelkie naleciałości jakie przez jazdę małym motocyklem i kombinowanie na własną rękę z dużym we łbie mi się nawarstwiły.
Przychodziło to z bólem, ponieważ o ile na spokojnie wszystko było w porządku, to w sytuacjach stresowych mózg reagował utartymi schematami. Brzdęk, linia, pachołek i do widzenia.
Mógłbym wyrzucić z siebie jeszcze ze trzy tysiące słów na ten temat, bo po pierwsze lubię motocykle, a poza tych kto nie lubi się pochwalić heroizmem, zwłaszcza własnym.
Powiem zaś tylko tyle, że udało mi się w końcu zmotywować, posprzątać w głowie i nabrać nowych nawyków. Efektem tego jest zaś to, że od kilku dni jestem pełnowartościowym członkiem motocyklowej społeczności.
Nikt już nie będzie śmiechów sobie z mojej 125-tki urządzał. Zero kompromisów.
Dlaczego nie będzie?
Jest takie powiedzenie – bez gwiazdy nie ma jazdy. W tym konkretnym przypadku chodzi o znaczek Mercedesa. To taka niepełna pacyfka wpisana w koło.
Moja to gwiazda pełną gębą. Od pewnego czasu czeka nam nie w garażu i nazywa się Drag Star. Yamaha Drag Star 650. 



Sześćset pięćdziesiąt, a więc zdecydowanie powyżej przysłowiowego pół litra.
A zabawa? Trzeba będzie pewnie na nią zaczekać do przyszłego roku.
Warto jednak czekać, umilając sobie to czekanie polerowaniem chromów, a tych ci w Gwieździe nie brakuje. 


A moja miłość do Gwiazdy? Kiedyś Skaldowie śpiewali :" Nasza miłość jak wiatr halny". Tak to chyba coś takiego, bo przecież

                                         Nasza miłość jak wiatr halny
                                         zawsze zimą nas rozdziela,