Zgodnie z odpowiednimi przepisami,
lokal podający alkohol nie może znajdować się w odległości
mniejszej niż sto metrów od miejsca kultu religijnego, czyli mówiąc
inaczej kościoła bo tak podpowiada ludowa świadomość.
Dlaczego akurat sto metrów? Wychodzi
na to, że powyżej tej odległości Panu Bogu już nie przeszkadza.
Czyżby Pan Bóg był krótkowidzem?
Jak zrealizować tę zasadę w
miastach pełnych atrakcji turystycznych? Jak to czynić w Krakowie
mieście stu kościołów? Podobno w obrębie Plant jest koło setki
knajp i knajpek co znaczy, że przy rozsądku ludzi, nawet dziwaczne
prawo można zinterpretować bez szkody dla nich samych.
Sam alkohol przeznaczony jest zresztą
dla ludzi myślących.
- W tym kraju – pomyślał Jan Maria
Nieistotny - jak nie kościół to figura, albo miejsce uświęcone
męczeńską krwią. Nic tylko maszerować z procesją, składać
kwiaty, palić lampki i czcić.
Memento mori
A przecież życie toczy się wokół
nas. Ludzie rodzą się, dorastają i odkrywają uroki zabawy i
zabawy po alkoholu. W końcu odkrywają seks i miłość, albo
odwrotnie. Najczęściej rodzą się z tego dzieci, ale nie jest to
żaden prawny obowiązek.
Takie jest prawo natury i nic tego nie
zmieni.
Jedni spędzają wolny czas na
medytacjach w kościelnych ławach inni w nocnym klubie.
Pan Nieistotny zna takich którzy z
równym upodobaniem oddają się jednemu i drugiemu.
Jak ten baca, który szedł do burdelu
z książeczką do nabożeństwa. Tłumaczył, że jak mu się tam
spodoba to zostanie do niedzieli.
Pozostawiając na boku nocne lokale ze
skłonnością do bycia domami publicznymi, zastanówmy się nad
pozostałymi lokalami rozrywkowymi.
Dlaczego Jan Maria zainteresował się
knajpami z programem rozrywkowym?
Oto w Warszawie podniósł się krzyk
świętego oburzenia z powodu otwarcia na Krakowskim Przedmieściu
klubu nocnego. Podobno stoi niedaleko kościoła, w pobliżu figury,
a sam dom odegrał rolę w czasie Powstania Warszawskiego.
- No i o co chodzi? – zastanawia się
Jan Maria - O wyszynk alkoholu czy o te inne atrakcje?
Z pewnością o te inne atrakcje lokalu
Go Go
Nieoceniona Wikipedia podaje definicję
takiego miejsca
Klub Go Go to klub nocny, lokal ze
striptizem. W lokalu z podkładem muzycznym prezentowany jest: taniec
na rurze, striptease oraz pokazy tancerzy erotycznych, chippendales.
Występy mają charakter zamknięty (pokazy są płatne).
No i proszę. Po pierwsze płatne, nikt
wbrew swej woli nie jest narażony. Po drugie lokal dba o to by przez
szyby z ulicy nie zobaczyć nic, bo za oglądanie pobiera opłatę.
No właśnie. Płaci się za oglądanie.
Jan Maria nie musiał się podpierać wikipediową definicją
ponieważ miał okazję zobaczyć klub Go Go z tak zwanej drugiej
strony szyby.
W lokalach panuje zasada, że nie wolno
dotknąć dziewczyn wykonujących swój program artystyczny.
Podziwiając wprawę w akrobacji Jan Maria upiera się przy
artystycznych walorach programu. Warunek oczywiście, że kobiety
pracują tam z własnego wyboru.
Każda próba klepnięcia tancerki w
tyłek, skończy się nieodwołalnym wywaleniem z lokalu na zbity
pysk. Chyba, że Jan Maria przebywał w lokalu z tak zwanej górnej
półki w samym sercu Stolicy.
Ech, były czasy.
Striptease już tak spowszedniał, że
nie budzi chyba niczyich emocji, zaś taniec na rurze miał się
ponoć stać dyscyplina olimpijską, tylko wtedy zamiast szpilek
zakłada się adidasy.
O co więc ten cały krzyk?
O moralność.
Jakże wybiórczą mamy tę moralność.
I jakiego pecha ma właściciel
kamienicy, która była świadkiem czynu zbrojnego.
A przecież cała Warszawa była
świadkiem i uczestnikiem takiego czynu.
Chwała bohaterom, ale i wolność
współczesnym.
Jak skomentował to wydarzenie jeden z
internautów, w takim Paryżu sąsiadują obok siebie
Kościoły, meczety, knajpy i burdele.
Nikomu to nie przeszkadza, a wszyscy zaś potrafią się zgodnie
spotkać przy kieliszku dobrego wina.
U nas nie do pomyślenia.