- Narzekaj dalej na ojca – powiedział
Pan Nieistotny redukując bieg w samochodzie. Niska temperatura i
opady śniegu spowodowały, że jezdnie tego sobotniego wieczora były
nad wyraz niegościnne. Auto tańczyło jak na łyżwach, a decyzję
o hamowaniu trzeba było podejmować ze znacznym wyprzedzeniem.
Cisza
- Mógłbyś chociaż zaprzeczyć, że
nie narzekasz, było by mi miło.
- Czekaj bo mi sieć ucieka –
powiedział Młodszy, siedząc na przednim fotelu obok Jana Marii
Nieistotnego.
- A czy ja narzekam? – odparł krótko
zaraz po tym gdy powtórnie znalazł się w zasięgu sieci.
- Swoją drogą nie przypominam sobie,
żeby mój stary odwoził mnie na imprezy. Raz postanowił mnie
przywieść z jednej.
- I przywiózł? - Spytał Młody z
taką intonacją, iż było wiadomo, że wykorzystuje właśnie
umiejętność zwaną podzielnością uwagi. Pierwsza jej i
zasadnicza część skupiona była w dalszym ciągu na telefonie.
- W pewnym sensie tak. Było to dobre
trzydzieści sześć lat temu. Zostałem zaproszony na imieniny
dziewczyny.
- Twojej dziewczyny ?
- Wydawało mi się cały czas, że
mojej dziewczyny a więc wypadało być. Były to czasy gdy nie
tylko wypadało zapytać starych o pozwolenie a było to obowiązkowe.
- Dobrze - powiedział ojciec, ale wróć
ostatni autobusem. Nie powiedziałem ci, że dziewczyna mieszała w
dużej wsi, jakieś dwadzieścia kilometrów pod Krakowem. Wybrałem
się więc odpowiednio wcześnie aby nacieszyć się jej
towarzystwem. Niestety jak mieszkaniec miasta nie wiedziałem, że
życie na wsi rządzi się swoimi prawami, Najpierw robota potem
impreza. Wyszło na to, że impreza zaczęła się po dwudziestej.
- Przechlapane – pomyślałem –
ostatni autobus przejeżdża 21.48, A potem nic, koniec. Ciekawe, że
do dzisiaj pamiętam godzinę odjazdu.
Wiedziałem już, że nie dotrzymam
danego słowa. Ja to zebrać się z imprezy już po godzinie? Wyjdzie
na to że się obraziłem, albo co. Zostałem więc świadom
konsekwencji.
- Nie mogłeś zadzwonić, że
zostajesz?
- Po pierwsze nie było tedy telefonów
komórkowych. Po drugie zwykły telefon był w takiej wsi jedynie na
poczcie i u księdza dobrodzieja. Takie były czasy. Nawet gdyby był
telefon, to mój ojciec nie był skłonny do negocjowania tego co
zostało już raz zostało ustalone.
Bawiłem się więc ze ściśniętym
sercem.
Impreza trwała prawie całą ciepła
czerwcową noc. Rano pożegnałem dziewczynę, jej rodziców i
popędziłem na pierwszy autobus. Miał przejeżdżać za dwie
godziny.
- Sporo czasu - pomyślałem
i popadłem w stan odrętwienia, siedząc w wiejskim przystanku PKS.
Miej więcej po godzinie zauważyłem jadący od strony naszego domu
samochód, łudząco podobny do auta ojca. Kiedy zbliżył się nie
miałem wątpliwości to był samochód ojca.
Za kierownicą siedział
naładowany emocjami facet, obok niego mój młodszy brat.
Oj niedobrze – pomyślałem
Kiedy auto zawinęło i stanęło na
przystanku, z duszą na ramieniu otworzyłem drzwi i wszedłem do
środka.
Nim nastąpił atak zacząłem:
- Zdaje sobie sprawę, że nie
dotrzymałem umowy, ale ostatni autobus nie zatrzymał się na
przystanku bo był bowiem pełen ludzi. Stałem jeszcze dwie godziny
próbując złapać okazję, ale nikt się nie zatrzymał. Wróciłem
więc do domu dziewczyny prosząc o przenocowanie. Jej rodzice
zgodzili się a dzisiaj od szóstej czekam na jakiś transport.
Może trochę przewaliłem z tą szóstą
bo było koło dziesiątej, ale cóż, poszło.
Ojciec o dziwo nie odezwał się ani
słowem. Odwiózł mnie do domu, a w drodze na parking odezwał się
do mojego brata
- Swoją drogą to nie zazdroszczę mu
tego stania na wiejskim przystanku w szczerym polu.
Udało się. Teraz wiem, że złość
nie była uczuciem które nim wtedy zawładnęło, to był raczej
strach o to czy coś się nie stało.
Wtedy nie było w zwyczaju by mówić
dzieciom jak się je kocha i jak się o nie martwi.
- Teraz Wy mi to co trochę mówicie, a
ja jestem dorosły.
Nie przestajesz być jednak naszym
dzieckiem.
Kiedy dojechali na miejsce Młody
wysiadł i w otwartych drzwiach samochodu powiedział
- Cześć. wracam rano.
- Ok baw się dobrze
Kiedy Jan Maria wyjechał z zatoki na
drogę główną pomyślał.
- Wracam rano. W moich czasach zwrot
nie do pomyślenia.
I to dręczące pytanie – czy wtedy
było lepiej?