- Już nie musisz pytać Hanki –
usłyszał od Najważniejszej, kiedy Jan Maria odebrał telefon.
- A o co miałem ją spytać? - Jan
Maria Nieistotny próbował skoncentrować się na dwóch sprawach
jednocześnie. Po pierwsze na rocznej inwentaryzacji a po drugie na
rozmowie z żoną.
- Kiedy przyjdzie ksiądz po kolędzie?
Fakt, wszyscy już byli z wyjątkiem
proboszcza. I sportowcy i strażacy a nawet szkoła.
- Masz jakieś informacje? - zapytał,
denerwując się jednocześnie na pojawiający się komunikat o złej
wartości wprowadzonej do komórki.
- Z samego źródła. Od proboszcza.
- To kiedy będzie?
- Już był.
- Przecież dopiero drugi stycznia,
godzina - tu spojrzał na zegarek - dziesiąta trzydzieści.
- No i z głowy.
- Nie wiem czy to dobre podsumowanie.
- To się trochę proboszcz
pospieszył.
- Nie bardziej niż ksiądz u
Andrzejów, on chodził już w Sylwestrowy wieczór, zmuszając w ten
sposób ludzi do obecności w domu w ten wieczór.
- Już to sobie wyobrażam. Szukam
zagubionej spinki do koszuli i klnę jak szewc, a tu w drzwiach
pojawia się dobrodziej.
- Ale przecież ty nie kląłeś w
Sylwestra.
- Bo nie potrzebowałem spinek. A swoją
drogą,wiesz może gdzie są?
Ty nie masz koszuli na spinki, a więc
nie masz spinek. - powiedziała trzeźwo Najważniejsza.
Kurde, jakie proste rozwiązanie. On
zaś pamięta jak w domu rodzinnym, rok w rok starzy awanturowali się
przed wyjściem na imprezę. Zaczynało się od spinek a kończyło
na zmarnowanym życiu. A wystarczyło tylko wywalić do kosza tę
koszulę z rękawami na spinki.
- To której On był?
- Koło dziewiątej. Wcześniej
zaskoczył sąsiadkę, która dopiero co wstała i zawinięta w
szlafrok zeszła do kuchni na pierwszą kawę.
Nie wiem czy takie wizyty nie powinny
odbywać się później. Ale to specyfika wsi, tu dalej bierze się
urlop w związku z coroczną wizytą. Ale też i na wsi księża są
rozmowniejsi
- Zostawił komórkę i powiedział, że
po piętnastym wpadnie na kawę.
- Towarzysko?
- Pewnie chce Ciebie poznać.
- Ale ja jestem taki....taki
Nieistotny.
-Wiem, wiem Jan Maria Nieistotny –
uzupełniła Najważniejsza.
- I po krzyku – powiedział do
siebie, kiedy odłożył słuchawkę.
Wrócił do mozolnego śledzenia
Excela, ale w głowie pojawiało się pytanie – takie wizyty to
dobrze czy nie? Sam sobie też odpowiedział, że chyba nie ma
jednoznacznej odpowiedzi, bo wszystko zależy od ludzi.
Był bowiem zaprzyjaźniony ksiądz w
górach z którym miał przyjemność strzelić metaxę i śpiewać
wspólne kolędy, chociaż głos ma podły a słuch jeszcze gorszy.
Był i młodzieniec, który obchodził blok w którym Jan Maria
mieszkał , tak mechanicznie jakby pracował w fabryce, przy taśmie.
Ptaszek w kartotece, pokropek i
koperta.
Sławna i niesławna koperta.
- Swoją drogą to ciekaw jestem kiedy
pojawi się taki który otworzy tablet i odklika nas enterem, albo na
kościelną modłę krzyżykiem – pomyślał klikając myszką na
sumę długiej kolumny.
A może to też tradycja? Taka sama
jak chodzenie z gwiazdą i turoniem?
Bo przecież w trakcie żadnej z tych
wizyt nie dowiedział się jak Żyć.
Z tym problemem musi zmagać się sam