piątek, 15 września 2017

Psia konkurencja


Akurat teraz zabrakło mi tego słowa na nad..... W głowie uparcie pojawiała się „nadwrażliwość”, a przecież jest jeszcze, nadczynność, nadkwaśność i choćby nadwzroczność. Nadrealność sytuacji spowodowała moje zakłopotanie.
Oto chciałem popisać się powiedzonkiem wobec kobiety z tak zwanej gorącej linii. Przy okazji wiem już dlaczego nazywają to gorącą linią. Przy przedstawianiu mojej sprawy kolejnej już osobie, rozgrzałem się do czerwoności.
No to co jest gorsze od faszyzmu ?
Z głowy nie chciała wylecieć nadwrażliwość, bo nadwrażliwość to piękna cecha. Samemu obdarowanemu nią wiele razy nie jest jednak do śmiechu, a czasami nawet do płaczu bywa. W końcu przypomniałem sobie, że idzie o nadgorliwość.
Cięta riposta poszła się paść na łąkę, a mój organizm zdawał się jakby usprawiedliwiać wyświechtanym powiedzonkiem, że teraz tak będzie coraz częściej.
Nadgorliwość. Gdzie pozwoliłem sobie na nią? W płatnościach.
Reprezentuję ten odchodzący w niebyt typ który po otrzymaniu miesięcznego wynagrodzenia najpierw płaci czynsze, media i inne cykliczne opłaty, a dopiero wtedy gospodaruje tym co pozostało.
Niestety nie wszyscy dostawcy usług hołdują moim zasadom, przesyłając mi faktury dopiero w połowie miesiąca, albo i później.
Ponieważ mam już doświadczenie związane z wiekiem, a gdy kwota jest stała, płacę przed otrzymaniem dokumentów.
Tak uczyniłem z telewizją i internetem, które dotychczas miałem spięte w jedną tak zwaną multiofertę.
Ponieważ internet reklamowany jako LTE docierał do mnie w formie szczątkowej, albo wcale nie docierał, doczekałem cierpliwie do końca umowy. Ech te promocyjne warunki bez możliwości wycofania się. No, wycofać się można ale to się naprawdę nie opłaci.
Wypowiedziałem w końcu usługę dostawy Internetu.
No nie tak od razu, bo po pierwsze musiałem udać się do punktu operatora gdzie napisałem wniosek o rozdzielenie usług czyli tak zwaną demultizację usługi.
Po jakimś czasie dostałem SMS-a że już mogę i jeszcze raz musiałem pojawić się w punkcie obsługi w celu wypowiedzenia właściwego.
Ciekawe że posiadając internetowe konto mogę płacić za usługi i poszerzać ofertę on line, wypowiedzieć zaś mogę wyłącznie osobiście.
Czuję w tym pomysł który zakłada nasze wrodzone lenistwo.
Teraz zaczął mnie atakować „Dział utrzymania klienta” kusząc lepszymi ofertami.
Powszechnie wiadomo, że klienta rozpieszcza się dopiero wtedy gdy chce to wszystko rzucić w cholerę, wcześniej jest on tylko numerem do wpłat.
Zanim jednak zaczęli mnie rozpieszczać, dokonałem płatności miesięcznej i to jak zwykle przed czasem.
Okazało się (to mój błąd nieprzewidywania), że całą kwotę wrzucono mi na konto – Internet gdzie
z którego nawiasem mówiąc już nie korzystam. Tu miałem dużą nadpłatę, telewizja została z miesięczną niedopłatą.
Az mnie zatkało jak zobaczyłem kwoty na czerwono. Z moim podejściem do finansów!
- To nie są proste rzeczy – poinformował mnie pan z gorącej infolinii.
- Przyjęłam zgłoszenie reklamacji, okres rozpatrzenia wynosi do 30 dni.
- O już przypomniałem sobie to słowo szanowna pani. Nadgorliwość. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Myślałem, że robię dobrze, ale stare przysłowie mówi – nie rób nikomu dobrze, nie będzie ci źle
Przysłowia są mądrością narodów i ja po raz kolejny muszę to potwierdzić.
Potem spłynął na mnie czas rozpieszczania.
Zaproponowano więcej za to samo, a przy drobnej dopłacie całe rozpasanie.
HBO 1, HBO 2, HBO3, dwa inne kanały filmowe i filmy na życzenie w cenie.
To ciekawa propozycja przy mojej alergii na mydlane seriale. Kanał z filmami festiwalowymi już wcześniej rozpalał moją wyobraźnię.
Niedzielne premiery jakże inne od „Kevina samego w domu” i „Zabójczej broni”.
W niedzielę „ Powidoki” . No nie miałem okazji a chciałem to zobaczyć już dawno.
Idzie szara jesień, a potem zima i coś by można obejrzeć przy gorącej herbacie, kieliszeczku własnej nalewki i rozgrzanym kominku. Za szybą powoli dogorywa kawałek buka wolnego od kornika, z górskiego lasu który tak bliski memu sercu.
No wszystko przemawia za.
- Suka, masz chyba pecha
Suka spojrzała na mnie znacząco, bo przyszedł już czas na tradycyjny spacer wieczorny./
Dzisiejszy wieczór był jeszcze z miesiąc temu jasnym i ciepłym popołudniem.
Jakby na przekór moim słowom, położyła mi łapę na kolanie i dalej wpatrywać się intensywnie w moje oczy tym szczenięcym prawie, pełnym uwagi i uwielbienia wzrokiem.
Przyznam, że to mi zaimponowało a więc wstałem i założyłem buty. Narzuciłem kurtkę, a wobec wszech otaczającej nas ciemności podjąłem szybki proces myślowy.
Otwarłem na oścież drzwi do garażu i odpiąłem od roweru czerwony mrugacz, który zazwyczaj mocuje się z tyłu roweru. Oplotłem go dwa razy wokół suczej obroży i uruchomiłem.
Mrugając sobie w jednostajnym rytmie, wybraliśmy się do starego sadu co to najbliżej naszego domu rośnie. Już nie musiałam wysilać wzroku bo dwie pulsujące diody doskonale lokalizowały psa.
Kiedy traciłem z oczu światełka, przywoływałem zwierzaka do porządku.
Stałem akurat w cieniu sumaka, kiedy z domu obok wybiegły dwie sąsiadki.
- Niech Pani spojrzy, jakiś wariat szaleje po ciemku na rowerze.
- Że też się nie boi.
Na dźwięk znajomych głosów suka pojawiła się przed sąsiadkami energicznie merdając ogonem.
Teraz dopiero zdały sobie sprawę z pomyłki, śmiały się nawet kiedy i jak wyszedłem z cienia.
- Dobry pomysł nie?
-Dobry tylko to przypomina....
- Wiem publiczność na koncertach z różkami albo kokardkami mrugającymi na głowie.
Rzeczywiście w pewnych sytuacjach światła układały się tak jakby syka miała wciśnięte na uszy mrugające gadżety rodem z festiwali i koncertów.
Bokserce to jednak zupełnie nie przeszkadzało, ponieważ stary ogród tak nasycony był zapachami odwiedzających go gości, że w pełni rekompensował przyjmowanie go przez nozdrza w nieco upiornej czerwonawej poświacie.
Niuch, niuch – bażant. Niuch, niuch – jeż. Niuch niuch – o ja tu kiedyś sikałam.
Po spacerze nie odnosiłem już światełka do garażu, zostało pod ręką bo z pewnością jeszcze się przyda zanim zima oprószy łąki i sady na biało, zanim nawet w bezksiężycową noc rude suczysko odcinać się będzie od zmrożonej trawy i zasypanych na biało krzaków.
Wobec zgromadzonego drzewa do kominka, powiem śmiało – zima może przychodzić.
No może tylko zbiorę do końca pomidory i winogrona. Może orzechy laskowe. Jeszcze raz skoszę trawę. Wyrzucę kompost w ogródku i przerzucę ziemie glebogryzarką.
Cofam.... cofam zaproszenie.
Przychodź zimo w swoim czasie.