No to się ładnie nastukałaś -
powiedział Pan Nieistotny na przywitanie szanownej małżonki.
Najważniejsza podniosła głowę i
spojrzała na niego mętnym spojrzeniem. Chwilę później wydała z
siebie schrypły głos z powodu gardła pokaleczonego rurą
intubacyjną.
Ileż to razy widział już ślubną w
takiej sytuacji?
Chyba z dziesięć. Przyzwyczaił się
więc do tego zmętnienia wzroku, nielogicznych odpowiedzi a nawet
pytania dnia następnego - czy był wczoraj?
Przy sąsiednim łóżku jakiś facet
cierpliwie zajmował się kobietą, próbującą coś wyartykułować
głośno i niewyraźnie.
- Po wylewie - pomyślał Jan Maria i
zaraz tymi myślami podzielił się z teściową, stojącą obok tego
samego łóżka jego żony.
Kiedy pocałował żonę na do widzenia
i wychodził już prawie z sali, odwrócił się do tamtej kobiety i
z uśmiechem empatii pożegnał się z nią.
Umęczona cierpieniem twarz uśmiechnęła
się również na chwilę i kiwnęła delikatnie głową.
W czasie licznych odwiedzin w
szpitalach nauczył się tego uśmiechu. Umiał też już rozmawiać
z chorymi. Dobierał tematy do okoliczności, a raz nawet niczym ktoś
z najbliższej rodziny podał rękę umierającemu pacjentowi.
Tamten skonał trzymając Jana Marię
za rękę. On przyjął to z dużym wzruszeniem. Wiedział, że dla
tamtego człowieka był w tej chwili kimś bliskim a więc i ważnym.
Nie czuł się wtedy ani trochę nieistotny. To było parę lat temu.
Późnym wieczorem dotarł do domu,
sprawdzając na liczniku odległość pomiędzy szpitalem a domem.
Dwadzieścia pięć kilometrów.
Pomylił się w swoich domysłach o
pięćset metrów. Nieźle.
Kiedy następnego dnia wszedł do
szpitala, teściowa zaraz po przywitaniu powiedziała mu co i jak.
Pacjentka z sąsiedniego łóżka
choruje na SM czyli stwardnienie rozsiane. Parszywa choroba, która
po kawałku zabiera sprawność fizyczną czyniąc człowieka
całkowicie zdanym na łaskę najbliższych, jeżeli takich,
oczywiście posiada. Dla równowagi sprawność intelektualna
pozostaje na tym samym poziomie, pewnie po toby zdawać sobie sprawę
z tej zalezności i dodatkowo cierpieć.
Czternaście lat choroby tej kobiety to
czternaście lat opieki jej męża i rodziny. Szybko obliczył ile
lat miał wtedy jej mąż. Mówią, że życie mężczyzny zaczyna
się po czterdziestce. Innym z tą czterdziestką się kończy.
Oczywiście w pewnej tradycyjnej formule.
Nie wszyscy wytrzymują to wszystko co
funduje los. Ponoć na takim turnusie rehabilitacyjnym dla ludzi z
SM, około siedemdziesięciu procent osób to ludzie samotni. Te
siedemdziesiąt procent ludzi zostało opuszczonych przez swoich
partnerów.
Pan Nieistotny nie ocenia, uważa, że
trzeba być silnym psychicznie w takich sytuacjach, a nie wszyscy są.
Mąż tej kobiety powiedział nawet, że
trzeba mieć ten dar. Jan Maria nie używa tak wielkich słów. Nie
ma również tak długiego doświadczenia. Razem z Najważniejszą
zmagają się z inwalidzkim wózkiem już trzy? Nie, cztery lata.
Patrzcie państwo jak ten czas leci.
Jan Maria brutalnie wykorzystał
sytuację by wesprzeć Najważniejszą.
- Spójrz na tę kobietę, Ona naprawdę
cierpi i w dzień i w nocy. Twój wózek stawia cię w zdecydowanie
lepszej sytuacji. My marzymy aby iść na spacer jesienną aleją,
szurając butami pośród suchych kolorowych liści, on żeby mógł
posadzić żonę na wózek i w ogóle wyjechać z domu.
W tej sytuacji jesteśmy
szczęściarzami.
Spojrzała na niego chłodno
- Jeżeli to się nazywa szczęściem,
to ja chciałabym przeżyć przeciętne życie i niech szczęście
się do mnie nie uśmiecha.
- Póki co po szpitalu i rehabilitacji,
pojedziemy do parku by zanurzyć koła w kolorowych liściach i jak
łódka brodzić.
- Bredzisz powiedziała żona, ale
widać było, że leki przeciwbólowe zaczęły przejmować nad nią
kontrolę.