Cyfry elektronicznego zegara wskazywały
dokładnie 17:30, gdy Jan Maria zasiadł w fotelu przed telewizorem.
Szybkie przejście po kanałach potwierdziło dobitnie to co i tak
czuł przez skórę, że w telewizji nie ma nic do oglądania dla
ludzi z jego wykształceniem. Pozostawił jednak włączonym jeden
kanał popularno-naukowy i przystąpił do parzenia zielonej
herbaty. Właśnie minęło pół godziny od zakończenia posiłku,
a więc czas na green tea wydawał się najlepszy. Wtedy też
zauważył, że Młodszy syn krząta się nerwowo po domu. Zapalenie
ucha jakiego nabawił się na wskutek nurkowania w Turcji powoli
ustępowało, ale dalej korzystał z przywileju zwolnienia
lekarskiego. Brak zajęć na studiach i kilkudniowe zwolnienie
działało na niego w widoczny sposób destrukcyjnie
Nie dalej niż poprzedniego dnia
jeździł na rowerze po ogrodzie, objeżdżając owocowe drzewa to z
jednej to z drugiej strony, na koniec otworzył szeroko okno na taras
i drzwi wejściowe. Wjechał do domu przez taras a wyjechał
drzwiami.
- Zawsze o tym marzyłem
Razem z małżonką nie skomentowali
tego działania, bo czymże są rodzice jak nie narzędziami do
spełniania marzeń swoich dzieci.
Pan Nieistotny nie zawsze był tak
spolegliwy. Ileż to razy w trakcie dyskusji z dziedzicem nazwiska
sypały się iskry a atmosfera był ciężka od emocji.
- Zdecydowanie z wiekiem obniża mi się
testosteron – zawyrokował.
- A wszystko to z korzyścią dla
rodziny – dodała mu otuchy Najważniejsza.
Młody zapinał kurtkę gdy Jan Maria
spytał go o najbliższe plany
- Jadę na rowerze tak przed siebie,
ale nie daleko.
- Nie daleko? To może i ja do ciebie
dołączę – spytał Jan Maria wyczuwając pewną szansę dla
siebie.
Nie wiadomo czy to na wskutek
zażywanych antybiotyków, czy też pełzającej ale i nieuchronnej
dorosłości, Młody zgodził się.
Pojechali
Zrazu powoli do czasu gdy mięśnie
przestały buntować się, a potem szybciej i bardziej zdecydowanie.
To duża frajda jechać w towarzystwie,
kiedy można zachwycić się okolicą i od razu z kimś ten zachwyt
podzielić.
Poza tym te relacje ojciec – syn są
nie do przecenienia. Nie zapłacisz za to żadną z dostępnych kart
kredytowych. Szło nieźle. Zakładany początkowo cel podróży
przesunął się dalej. Wymyślili też bardziej ambitny powrót.
Ambitny z powodu wzniesień i zjazdów postępujących jedno po
drugim.
Zauważył, że jego jazda na luzie
jest średnio o 2 kilometry na godzinę wolniejsza od szybkości
syna. Młodość ma jednak swoje prawa.
Urzędnicze mięśnie buntowały się
pod koniec tej eskapady, ale serce zachowało się bardziej dorośle.
O dziwo i płuca nie walczyły o przetrwanie tylko miarowo
wentylowały organizm.
W końcu od czasu do czasu siada na ten
rower i pędzi do pracy oddalonej o jedenaście kilometrów, aby jak
mówi - dupa całkiem nie przyrosła do samochodowego fotela.
Z duża frajdą parkuje wtedy rower
przed biurem, cieszą go bowiem te małe sukcesy.
Gdy nie ma dużych....
Po powrocie, Młody na podstawie
programu zainstalowanego na komórce przedstawił wyliczenia
ile to przejechaliśmy, z jaką średnią
prędkością i z jaką różnicą wzniesień. Cudo.
Zaraz też pomyślałem, że nie takie
całkiem. Skończą się już opowieści z wycieczek rowerowych,
gdzie dla troskliwej matki przejeżdżało się osiem kilometrów a
dla kumpli z pracy „po wędkarsku” czterdzieści osiem i to bez
wysiłku.
Następnego dnia rano Jan Maria w te
słowa odezwał się do Najważniejszej
- Nie chciało mi się dzisiaj wstawać
z łóżka, po tym wczorajszym etapie. Z drugiej jednak strony cieszę
się że Młody w ogóle chciał ze mną jechać.
- Tak też sobie wczoraj pomyślałam –
odpowiedziała żona.