Jan Maria wychodzi z domu koło godziny
siódmej jak każdego dnia od czasu zmiany miejsca zamieszkania.
Ostatnimi dniami wraca jednak do tego domu po dwudziestej. Szpitalne
odwiedziny zaburzają zupełnie cykl dnia, ale są tak samo ważne
dla Nieistotnego jak i dla Najważniejszej.
W takiej sytuacji na plan dalszy zeszły
pomidory i słoneczniki, które złamały się pod ciężarem pełnych
kwiatów.
- Może w sobotę – myśli sobie
patrząc na ogrom prac i dorzuca te ogrodowe do robót elektrycznych,
zaplanowanych już wcześniej. Ponoć nuda jest najgorsza, ale od
czasu do czasu nicnierobienie działa terapeutycznie.
Kiedy wchodził wczoraj do sali
szpitalnej, przywitał go charakterystyczny dźwięk aparatury
podtrzymującej życie. Monitor pokazywał wykres serca wartość
ciśnienia i takie tak. Do tego popiskiwał w równych odstępach
czasu.
- O widzę, że macie maszynę do
robienia „pim”. Dyrektor szpitala bardzo ją lubi – powiedział
na przywitanie cytatem z filmu „Sens życia” Monty Pythona.
- Może i Pan Dyrektor ją lubi , mnie
normalnie wku...ia – odpowiedziała na powitanie Najważniejsza.
Dynamika jej wypowiedzi świadczyła,
że owo „pim” musiało jej nieźle dopiec. Dzięki Bogu maszyna
była zainstalowana nie przy jej łóżku co pozwoliło przypuszczać,
że rokowania co do rekonwalescencji są pozytywne.
Swoją drogą to takie dziwne i
egoistyczne, że dziękujemy bogu za to, że nieszczęście trafiło
obok.
Pielęgniarka wykazała się empatią i
po niecałej dobie pracy znacznie owo piszczenie przyciszyła.
Dwie godziny minęły błyskawicznie i
trzeba było się zwijać do domu. Nie tak szybko jednak.
Młody który towarzyszył Nieistotnemu
w odwiedzinach szpitalnych, wywiózł go potem do sklepu z
oświetleniem, gdzie namówił do zakupu kinkietów do swojego
pokoju.
Sam Jan Maria nie mógł nadziwić się
jak sprawnie to namawianie Młodemu poszło, a z drugiej strony, jak
szybko pozbył się zastrzyku gotówki. Przecież ta kasa spłynęła
do niego dosłownie pół godziny wcześniej.
- Jednak wcześniej pieniądze trzymały
się mnie lepiej – stwierdził Nieistotny.
Po chwili zaś dodał jakby
usprawiedliwiając się sam przed sobą – a może po prostu miałem
ich kiedyś więcej?
Pierogi ruskie wyprodukowane przez
teściową wypełniły jednak teść wieczora, przesuwając do tyłu
mniej istotne rozważania nad przemijaniem pieniędzy i życia jako
takiego.
Dziesięć sztuk to jednorazowa norma
Jana Marii.