Ciche miauczenie i następujące po nim
skrobanie w okno, przywołało umysł Jana Marii do świadomości.
- Kot się dobija – pomyślał.
Kota jednak nie posiadał. Mierzył
się do psa, ale postanowił, że sprowadzi go do domu dopiero po
operacji żony, a ta planowana jest od dawna i ciągle się opóźnia.
Raz z powodu niekorzystnych wyników a innym razem z powodu banalnego
oparzenia. Jak łatwo oparzyć się i tego nie zauważyć w przypadku
gdy komuś brakuje czucia od pasa w dół wie chyba tak samo dobrze
jak jego szanowna małżonka, tego odczuwania pozbawiona.
- Po szpitalu – zdecydował, bo
przecież nie będzie zwalniał się z pracy by wyprowadzić
szczeniaka na spacer.
Nie miał nic przeciwko temu, aby
oprócz psa po domu plątał się kot. Była by to świetna
propagacja przyjaźni międzygatunkowej, a zarazem gospodarstwo
wiejskie jak się patrzy.
Z tym kotem mogą być jednak problemy,
bo młodszy syn kicha alergicznie po bliższym kontakcie z kocim
futrem.
Skąd więc kot skrobiący w ramę
okienną o piątej rano?
Sąsiedzi wybrali się na wakacje.
Włoskie klimaty i takież samo jedzenie zawładnęło ich umysłami
do tego stopnia, że powierzyli mu do opieki swoje dwa koty. Kotki
pojawiały się codziennie rano i wieczorem, gdy wrzuciwszy do miski
pachnącą konserwę znanej firmy, pukał łyżką w pustą puszkę.
Jak na komendę, na odgłos tego gongu pojawiały się dwie kotki
pręgowane z białymi skarpetkami na łapach. Mruczały radośnie
ocierając mu się o nogi, po czym rzucały się do miski w ustalonej
hierarchicznie kolejności.
Jedna bardziej dzika, znikała na całe
dnie pojawiając się tylko na czas karmienia, wtedy tylko godziła
się na delikatne czułości. Przy próbach spoufalenia się łapała
ostrzegawczo palec w zęby i odpychała łapą. Druga bardziej
lgnąca do ludzi pojawiała się często w jego domu, dopraszając
się czułości i wizytując poszczególne pomieszczenia. Raz żona
znalazła ją w szafie, a innym razem Jan Maria pogonił ją ze
swojego łóżka, gdy zwinięta w precel spała na czerwonym
polarowym kocyku.
Pomimo tego koty odwzajemniały
zainteresowanie nimi podrzucając, pewnie w podzięce za wyżerkę,
świeżo złapane myszy i raz jakąś nornicę. Pomijając walory
estetyczne, rozczulała go ta wdzięczność i nie był też tak
radykalnie zdecydowany w przeganianiu kota z domu.
Z czasem jeden z kotów wyrobił w
sobie zwyczaj i regularnie jak w zegarku wpadał z rana.
Przypominał, że już czas najwyższy na kolejną michę i porcję
świeżej wody.
Jan Maria zadawał sobie pytanie –
dlaczego akurat piąta to najlepsza do tego pora. Wytrzymywał jednak
do siódmej, by w drodze do pracy pojawić się pod domem sąsiadów
i wyłożyć tam karmę do miski.
Kot był nieustępliwy i wielokrotnie
ponawiał sprawdzony zestaw – mruczenie, miauczenie i skrobanie.
Denerwujące, zwłaszcza gdy świt
zwiastuje niedzielę i naprawdę nie trzeba zrywać się do pracy.
Kotka dała za wygraną i skoczyła z
parapetu. Spokój okazał się jednak pozorny, bo zraz rozległo się
to samo skrobanie od strony okna w salonie, a potem w każdym z
kolejnych.
Dał za wygraną i siadł na łóżku.
Zaspany jeszcze, opuścił nogi na podłogę w poszukiwaniu pantofli.
Jak zwykle zostały gdzieś w salonie.
Zwyczajowo biegał na bosaka po domu i ogrodzie narażając się na
zarzuty Najważniejszej, że całkiem przesiąkł ta wiejską
atmosferą otoczenia, choć od czasu przeprowadzki minęło raptem
pół roku.
On jednak kochał bosymi stopami stąpać
po trawie i odczuwać za każdym razem tę rozkosz z powodu
bezpośredniego kontaktu z naturą. Był przy tym pewien, że nie
napotka na swoich ścieżkach szkła, gwoździa czy blachy a jednym
zagrożeniem może być zdradziecko pozostawione w trawie kocie
gówno.
Dotarł do spiżarni wyciągając rękę
na półkę, ale w umówionym miejscu nie napotkał wiadomych
puszek.
- Racja – puknął się w czoło.
Wczoraj wrócili sąsiedzi.
Podziękowali za opiekę na żywym inwentarzem, kładąc na ogrodowy
stół butelkę włoskiego wina i słoik oliwek. On dołożył
kolejną.
W miłej atmosferze wieczoru
obserwowali jak koty ganiają siebie nawzajem.
Dzisiaj rano zadziałał najwidoczniej
odruch „psa Pawłowa”
Kotu kojarzył się z karmą i nie
przestawił się jeszcze na tradycyjne tory. Jemu również nie.
- Spadaj kocie do domu. Dzisiaj w
grafiku nie ma mojego dyżuru.
Wrócił do łóżka, ale ze spania nic
już nie wyszło. Ponoć koty tak mają, jedzą bladym świtem. Swoją
drogą, w sytuacji gdy kot nie łapie już myszy w domu, staje się
taki puchatym próżniakiem, któremu kładą michę za nic.
Pies musi nadrobić swoim oddaniem i
karnością. Wie, że nie wolno włazić w określone miejsca, a w
pewne dokładnie odwrotnie.
Pies bezinteresownie rzuci się do
drzwi by powitać wracającego człowieka i to bez względu czy nie
było go w nim tydzień czy tylko piętnaście minut. Kot z miną
sfinksa podwinie łapy pod siebie i patrzy gdzieś w dal na owym
gapieniu się skupiając całą swoją uwagę.
Nie zrobi niczego tylko dlatego, że
tak wypada.
Ejże, ejże, to jakbym cytował
kawałki z Układu Eli Kazana. Tamten opis niezależności dotyczył
jednak czegoś zupełnie innego.