- Idzie zima - powiedział do siebie
Pan Nieistotny kiedy wyszedł przed dom, a mroźne powietrze uderzyło
go w twarz. Niosło chłodem znad gór.
Niby taka jest kolej, bo po jesieni
zawsze następuje zima. Z wiekiem jednak nie czeka się już tak
intensywnie na pierwsze białe płatki, tak jak czekało się kiedyś.
A przecież ludowe powiedzenie mówi, że Marcin na białym koniu
przybywa.
Znaczy to, że od tego dnia nie powinny
nas dziwić wirujące wokół śnieżynki.
Przy okazji imienin Marcina lub jak kto
woli Święta Niepodległości Polski, warto wspomnieć bo okazja po
temu, że na białym koniu miał do kraju przyjechać również
Generał Anders. W tym jednak przypadku nie chodziło bynajmniej o
zimę, a bardziej o wiosnę. Wiosnę Narodu, tego narodu.
Z wiekiem Jan Maria coraz bardziej
opowiada się za umiarem w pogodzie i w polityce.
Po tych rozważaniach patriotyczno -
pogodowych Jan Maria wciągnął szpadel z szopy na narzędzia
nazywanej szumnie garażem z powodu przetrzymywania tak motocykla
Młodego. Ręka już doszła do siebie i elastyczną opaskę można
było oddać do prania. Szybko realizował wcześniejszy plan
uporządkowania dwóch klombów. Chojna ręka poprzedniego
właściciela wsadziła krzaki zbyt gęsto. Dodatkowo według zasady
igły i liście, na przemian. Klomby wyglądały efektownie zaraz po
posadzeniu, teraz jednak przerosły tak, że tworzyły jedną zieloną
gęstwinę. Teraz z jednej strony są liście z drugiej igły a z
zaoszczędzonych roślin udało się utworzyć dodatkowo niezły
skalniak.
Skalniak odrobione przysłania
platformę zjazdową do wózka i to też było zaplanowane. Kiedy
Nieistotny wsadził ostatnią roślinę wyprostował się i ogarnął
gospodarskim spojrzeniem efekty swojej pracy. Był zadowolony.
Po obiedzie zaczął podglądać jednym
okiem programy informacyjne. Czynił to z niepokojem biorąc po uwagę
wydarzenia lat poprzednich.
Właśnie zaczynała się powtórka z
poprzednich lat. Może to zabrzmi infantylnie, ale Jan Maria zwrócił
uwagę na jeden fragment z telewizyjnej relacji.
Do młodziutkiego drzewa, rosnącego na
skraju chodnika podbiega grupka osób z zaciągniętymi na twarzy
kominiarkami. We czwórkę zaczynają się mocować z solidną
drewnianą konstrukcją która osłania młode drzewko. Wydaje się,
że drzewko na ma najmniejszych szans, ale nie dają rady.
Zaczynają więc pastwić się nad następnym. I w tym przypadku
konstrukcja wytrzymuje. Gdzieś w dali płonie samochód. Wokół
panuje totalna rozpierducha, a Nieistotny patrzy na drzewko. Nie
dziwi się już, dlaczego ktoś pozakładał takie solidne
konstrukcje. Być może przez południowe prace w ogrodzie tak
bulwersuje go ten incydent z drzewkiem.
Bo przecież takie drzewko nie jest ani
za lewicą, ani za prawicą. Nie wygłaszam poglądów na temat i
jest tylko niemym świadkiem wydarzeń.
I to ma być patriotyzm?
To ja w takim razie dziękuje. Sorry
Polsko – powiedział do siebie Jan Maria. Od razu przypominał
sobie ten utwór w wykonaniu Marii Peszek.
Chyba opowiada się za taką,
wyśpiewaną przez nią formą patriotyzmu.
A potem pojawił się kot sąsiadów,
całkowicie niepatriotycznie ziewnął i zwinął się w precel.
Zaraz też zasnął na fotelu w salonie.
Prawdą jest, że to koty wybierają
sobie właścicieli.
Właścicieli ? Ha, ha, ha, ha.