Przy okazji organizacji ogrodu po raz
kolejny wyszło jak bardzo różnią się od siebie pokolenia.
Kiedy Pan Nieistotny wniósł ostatni
karton przeprowadzkowy do nowego domu, otarł dłonią pot z czoła
i wyszedł do ogrodu. Stanął pomiędzy drzewkami i bezwiednie
zaczął dotykać gałązki.
Niewielki śnieg pokrył trawę a
drzewa pozbawione liści, ukrywały jeszcze przed Niestotnym swój
gatunek. Tylko jedna zapóźniona jabłoń, dumnie utrzymywała na
swoje gałęzi trzy jabłka. Małe, czerwone, zmrożone owoce,
pokryte delikatnym śniegiem. Jan Maria chciał je rwać i nieść do
domu z radosnym okrzykiem – oto nasze pierwsze jabłka. Nie zdążył
jednak tego zrobić bo zza palców usłyszał.
- Trzeba to wszystko wyciąć. Po co
ktoś nasadził tyle drzew?
To Młodszy pojawił się ze swoja
koncepcją rozwoju.
- I co w zamian drzew? - spytał
naiwnie Nieistotny
- Trawnik. Jedna równa i krótko
przystrzyżona powierzchnia.
Taka sterylna przestrzeń? - próbował
wyjść naprzeciw myślom Młodego.
- No nie, pod ogrodzeniem jakieś tuje
i jałowce, ale nie dużo.
- No popatrz a ja planuję zbierać
jabłka, uprawiać pomidory, ogórki i własną cebulkę do nich.
Młody zauważył zdecydowanie w głosie
Nieistotnego dlatego też spuścił nieco z tonu.
- To chociaż dokonajmy radykalnego
przerzedzenia.
- Umówmy się, że wszystkim drzewom
damy szansę. Po roku zdecydujemy co jest dobre, a co do wycięcia.
Z perspektywy tych dziesięciu miesięcy
Jan Maria już wie, że jedna jabłoń zdecydowanie jest do
usunięcia, tak jak wyrosły na starym pniu orzech włoski. Gruszka
znajduje się w stanie niepewności, a czarne porzeczki i kilka
krzaków agrestu już zasiliło kompostownik.
O przepraszam. O jabłoni tez można
już mówić w czasie przeszłym
Napalony jak Arab na kurs pilotażu
(cytat z Testosteronu) Młody, chwycił za piłę spalinową i
zakończył żywot rachitycznej jabłoni. Nie przekonała nikogo
swoimi trzema jabłkami wielkości rajskich jabłuszek. Padła pod
ostrymi cięciami łańcucha.
Być może z powodu wielkich emocji, a
może tylko z powodu wieku który podpowiada, że najlepiej używać
narzędzia zdecydowanie, piła odmówiła współpracy.
Jak to się mówi - siła razy gwałt.
Gwałt na pile spowodował, że używana od siedmiu lat maszyna
zajęczała zadymiła i odmówiła współpracy.
Pan Nieistotny spojrzał na zwłoki,
leżące w trawie ze smętnie zwisającym łańcuchem.
- Miałem dla niej więcej empatii –
powiedział – Dlatego tyle mi służyła.
Młody jak to Młody, zirytował się
lekko ale postanowił dokończyć egzekucji drzewa za pomocą piły
ręcznej. Wywlókł z garażu lekko zagięte ostrze, popularnie
nazywane lisią kitą.
Dociął do końca ale wspomniane
narzędzie utraciło rękojeść, która z głośnym trzaskiem
rozpadła się na dwie części.
- Trzeba będzie kupić nową -
skomentował kolejna wpadkę.
- A może tylko naprawić starą? -
zasugerował Jan Maria.
Następnego dnia sam oprawił ostrze we
fragment nogi od starego krzesła. Wyszło fantastycznie. Twarde
drewno z pewnością wytrzyma nie jedną jeszcze akcję. A samo
ostrze ? Ileż to gałęzi wspólnie przerżnęli i w jakich
okolicznościach. Nie jest tajemnicą że Nieistotny jest
sentymentalny.
Z piłą łańcuchowa nie poszło tak
łatwo. Raczej nie poszło wcale.
Kwota jaką fachowiec podał za naprawę
wystarczy do zakupu nowego egzemplarza.
Kazał więc tylko zaostrzyć łańcuch
do przyszłego wykorzystania gdzie indziej, a następnie zabrał
zwłoki do pogrzebania gdzieś w czeluści warsztatu.
Co prawda przez chwilę miał inny
pomysł po przeczytaniu wiszącej na budynku serwisu kartki o treści:
Przyjmę stary sprzęt ogrodniczy.
Zaraz jednak uświadomił sobie, że
idzie o darowiznę. Nie jest materialistą, ale łatwiej przełknąć
tak zwaną symboliczną złotówkę.
Pozbawiony piły syn Nieistotnego
darował orzechowi jeszcze kilka dni życia. Sam Nieistotny nie
darował sobie wolnego popołudnia i w miejscu czarnych porzeczek
wsadził dwa krzaki amerykańskiej borówki. Potem rozpalił ognisko
w którym spłonęły drobne gałązki z jabłoni, suche badyle z
pomidorów i łodygi słonecznika. Wszystko zaś wymieszane z
zeschłymi już liśćmi.
Wyszło podobnie jak ogniska snujące
się na kartofliskach. Trochę gryzło w oczy a w górę walił biały
dym. I ten zapach, choć trochę duszący, ale zawsze mocno
kojarzący się z jesienią.
Było już ciemno kiedy Pan Nieistotny
zalał wodą tlące się resztki ogniska. Tak na wszelki wypadek.
Jan Maria taki już jest.