Pan Nieistotny należy do pokolenia
które z niepokojem patrzy na późno dzwoniący telefon.
Sam dzwoni do dwudziestej uważając,
że po tym terminie jest czas na uspokojenie emocji i prywatność.
I tym razem przeczucia okazały się
słuszne. Telefon od kuzyna w piątek po dwudziestej pierwszej mógł
zwiastować tylko jedno.
Niestety wykrusza się pokolenie
naszych rodziców, oraz rodziców naszych kuzynów.
Z prostego obliczenia wynika, że
niektórych członków swojej dalszej rodziny będzie widziałna tej
rodzinnej jak by nie było uroczystości po raz ostatni.
Chociaż w sobotę od rana wziął się
za rąbanie orzecha, myśl krążyła gdzieś wokół spraw
zasadniczych.
Dzień wcześniej przy pomocy piły
łańcuchowej pociął konary na stosowne kawałki, a dzisiaj co
większe sztuki rozłupywał wzdłuż Tak porąbane drewno pali się
zdecydowanie lepiej niż przecięty tylko do odpowiedniej długości
konar. Ten trzeba co jakiś czas obrócić w palenisku.
Robota paliła mu się w rękach
chociaż ręce miał obolałe i nadwyrężone od wycinania
szerokiego na ponad pół metra pnia.
- Nie jest jeszcze ze mną tak źle.
Przy drewnie poradziłem sobie całkiem nieźle – pochwalił się w
domu
- Bo miałeś dobrą siekierę –
schłodził jego optymizm Młodszy.
- Nie ma to jak rodzina – zauważył
Jan Maria- Zawsze przypomni o miejscu w szeregu.
Ponieważ do miejsca ceremonii było
jakieś sześćdziesiąt kilometrów, Nieistotny z pewnym zapasem
czasowym wyruszył w podróż. Od czasu kiedy pozbył się domu w
górach i przyrósł do pracy w Krakowie, takie wyjazdy nie są już
codziennością
Włączył nawigację ale nie po to by
wyznaczyła mu drogę ale po to by posłuchać muzyki z
zainstalowanej tam Mp3.
„Biała lokomotywa” – płyta w
wykonaniu Jacka Różańskiego zawsze wprowadza go we właściwy
nastrój.
- Życie to nie teatr - nucił razem z
wykonawcą. I cóż on ma zrobić ze sobą, skoro jak inżynierowi
Mamoniowi z Rejsu podobają się te utwory które już kiedyś
słyszał?
W oddali zauważył coś na jezdni.
Zwierzęce truchło leżało na asfalcie. Zwolnił lekko i przejechał
obok. Nie był to ani pies, ani kot. Rozpoznał z trudem brunatną
wiewiórkę leśną.
Ofiara komunikacji leżała bezwładnie
na asfalcie, a jedynie jej kita unosiła się lekko nad drogę.
Podmuch powietrza od przejeżdżających samochodów rozwiewał
puszyste włosy ogona na wszystkie strony.
Nieistotny lubi wiewiórki, dlatego ze
smutkiem przyjął tę stratę. Rozwój komunikacji wymusił pewne
zobojętnienie na psy i koty jako ofiary rozwoju środków
transportu.
Jakież było jego zdziwienie gdy
dziesięć kilometrów dalej zobaczył podobną kitę smętnie
powiewającą na wietrze.
- Jakiś pomór na wiewiórki –
pomyślał. Może to orzechy pomieszały im w łepkach?
Uznał za konieczne umieszczenie znaku
ostrzegawczego w stylu „uwaga wiewiórki” w miejscach ich
pojawiania się Wymyślił nawet formę graficzną, ale kiedy
następnego dnia sprawdził w internecie okazało się jak zwykle, że
to trudne wymyślić coś oryginalnego. Znak już był.
Kiedy dojechał na miejsce, z daleka
dostrzegł ogorzałą twarz kuzyna. Zaparkował samochód i na
powitanie zauważył, że wiek wycisnął na nim swoje piętno.
Aby uniknąć pytania o posiadanie
lustra w domu, od razu dodał, że i jego samego czas nie oszczędza.
A potem pojawili się kolejni, widziani
z okazji ostatniego pogrzebu kuzyni.
Z powodu ślubów odbywających się w
nowym kościele na potrzeby ceremonii pogrzebowej proboszcz
udostępnił stary drewniany kościółek. Kościółek ma pięćset
lat i atmosferę odpowiednia dla żegnania starych górali.
Wujo powinien potraktować to jako
swego rodzaju bonus. Jemu jednak było już chyba wszystko jedno.
W zasadzie, jedynym zgrzytem były
organy. Nieistotny pamięta, jak będąc dzieckiem irytował się na
szum silnika który pompował powietrze do piszczałek. Od tamtego
czasu zmienił się być może ustrój, wybudowano nowy kościół, a
o biednym silniku wszyscy zapomnieli. Szumiał, charczał i zagłuszał
dźwięk organów do tego stopnia, że Nieistotny odniósł wrażenie
że oto słucha radiowej transmisji z mszy podczas zmiany kół w
zakładzie wulkanizacyjnym.
Wyszedł nawet na zewnątrz lekko
poirytowany tym nazwijmy to po imieniu niechlujstwem obsługi.
Znaczy się organisty, ale i proboszcz
jako gospodarz jest za ten chrobot odpowiedzialny.
Wolnym krokiem podążył potem za
trumną na miejsce wiecznego spoczynku, cichutko wymieniając uwagi
na temat pogrzebów z własnym bratem. Ponoć z powodu sprzeciwu
posłów którzy jak zwykle wiedza lepiej, nie dane mu będzie być
rozsypanym gdzieś pośród tatrzańskich skał czy górskich łąk.
Oni wiedzą lepiej co komu w duszy gra.
A my? Przypadkowe społeczeństwo – powiedziała pewna pani poseł,
nad którą zapadła już dawno kurtyna zapomnienia.
Nieistotny gotów zgodzić się z
opinią, że stają się w ten sposób lobbystami kościoła i
zakładów pogrzebowych.
Odrzucając choć na chwilę doczesne
problemy, Nieistotny tradycyjnie już wzruszył się mocno słuchając
- Anielski orszak niech twą dusze przyjmie...
A potem odwiedził pogrążoną rodzinę
w ich domu. Przy herbacie wymienił się numerem telefonu z kilkoma
krewnymi. Ma jednak dziwne wrażenie, że nie dane mu będzie z tego
dobrodziejstwa książki kontaktów skorzystać.
Bo do kogo tu dzwonić i po co?
Zadziwić? Wystraszyć?
Pewnie żeby wystraszyć, bo większość
to wiekowa pólka Nieistotnego, stąd ich podobne podejście do
telefonu.
Nad wzgórzami zaszło już słońce i
ziemię okrył zmrok. Nieistotny wracał do domu i w tej zadumie nad
życiem zapomniał nawet o włączeniu jakiejś muzyki. Minął
tablicę z nazwą swojej miejscowości, a za chwilę przywitał to
wygaszony dom. Tylko okno w sypialni Najważniejszej pozostawało
jasne. Sypialnia mieści się jednak od strony ogrodu a więc nie
było to bardzo widoczne.
Kiedy zaparkował i otworzył drzwi
wejściowe, niczym z pod ziemi pojawiła się sąsiedzka kotka.
Zaskrzeczała w swoim stylu i zaczęła się ocierać o nogi Jana
Marii. Pogłaskał ja za uchem ale zaraz też przywołał do
porządku.
- Już późno, wszystkie dobrze
wychowane koty wracają już do swoich domów. Wracaj i ty!
Kotka nie była zadowolona, jej wzrok
zdawał się mówić
- A skąd ty wiesz człowieku, że ja
jestem porządna ?