Pan Nieistotny widząc czerwone światła
poprzedzającego go samochodu, odruchowo nacisnął na hamulec.
Zwolnił i stanął w końcu długiej kolejki samochodów. Dzisiaj
podjeżdża do pracy z drugiej strony, a tam znajdują się ze
cztery przejazdy kolejowe, jeden koło drugiego. Popularna,
przelotowa trasa kolejowa zapewnia częste zamykanie zapór i
tworzenie się kolejek. Pogodzony z sytuacją Jan Maria wyłączył
silnik i rozejrzał się po dobrze znanej okolicy. Stara, spalona
kilka lat temu chałupa dalej stoi przy samej ulicy. Straciła już
swoją grafitową barwę zwęgleń, na rzecz zieleni którą mocno
już porosła. Z gęstej plątaniny krzaków i chwastów wystają
tylko resztki więźby dachowej i to one najbardziej przypominają o
tragedii jaka tu rozegrała się jakiś czas temu. Spojrzał na
przebijającą się jeszcze tabliczkę z numerem domu.
Trzynaście.
Jakby na potwierdzenie istnienia
pechowych liczb. Taki dom może stać się mekką fatalistów.
- Tydzień świąteczny – pomyślał
uciekając od tematu – Chryzantemy, lampki i pasty do polerowania
granitu. O tym się teraz myśli, klnąc w duchu obowiązek
sprzątania grobu
Mówcie co chcecie, Jan Maria nie
spotkał nikogo, kto by był zadowolony z tego corocznego obowiązku.
On sam jest zwolennikiem małej urny,
wsadzonej do muru kolumbarium. Po pierwsze, to mniej problemu dla
rodziny. A pamięć? Pamięć nie wymaga polewania lastrika pastami
polerskimi i okładania cmentarnej płyty kolorowymi zniczami. Póki
co oddaje się jednak tej ogólnonarodowej pielgrzymce po
cmentarzach, koniecznie tego jednego dnia w roku.
- Powoli przyzwyczajam się do miejsca
– odpowiedział dzieciom na jakiś związany z tym tematem zarzut.
A potem już święta. Te grudniowe,
śnieżne, czasami mroźne. Z choinką, mikołajem i reniferami.
Zaraz, zaraz. Wzrok Nieistotnego padł
na znak drogowy ustawiany przed przejazdami. Na nim jakaś
zatroskana ręka przylepiła informację
Zaginął renifer.
A jeżeli to ten, świąteczny? Ten od
zaprzęgu?
Czyżby groziły nam niekompletne
święta ?
Jan Maria przypomniał sobie od razu ,
że wczoraj rano pił jak co dzień poranną kawę z Najważniejszą.
Ona spojrzała prze kuchenne okno i krzyknęła - o sarna.
Rzeczywiście w oddali, na łące pod
drzewami pasło się płowe zwierzę. Po dłuższej chwili odwróciło
się tyłem do obserwujących go i znikło w zaroślach.
Po bażantach i kuropatwach
uciekających spod kół samochodu mglistym rankiem, bocianie
ucztującym na polu zaraz za furtką, jest jeszcze sarna... A może
to był renifer? Ten renifer.
Oczami wyobraźni widzi już Nieistotny
w ten wigilijny wieczór renifera w czerwonym szaliku, stojącego
nieopodal jego furtki. Czerwony nos lekko przeszkadza mu ale
wytrwale nuci popularną amerykańską kolędę. Trochę zagubiony,
trochę zestresowany solista.
Kicz jednym słowem na całego.
I na tym stwierdzeniu trzeba było
poprzestać, bo dróżnik podniósł zapory. Po kolei zaczęły się
uruchamiać silniki samochodów i jego wiekowe już auto również
odpaliło. Następnie powoli ruszyło po nierównościach przejazdu.
Musi przyznać, że ilość i
różnorodność myśli w jednej jednostce czasu jest u Nieistotnego
tak wielka, że czasami nie potrafi nadążyć sam za sobą